TEGO SAMEGO DNIA.
Michelle:
Breaking The Law - Judas Priest
Stwierdziłyśmy "raz kozie śmierć, najwyżej nie przeżyjemy". Podeszłyśmy pod główne wejście. Przed budynkiem było mnóstwo ludzi. Wśród tłumów glamerzy, rockersi, metale, punki i fani disco. Emily wkroczyła do akcji, ponieważ ja nie byłabym w stanie nic zrobić.
- Czeeść Norman - powiedziała miłym głosem. - Może dzisiaj nas wpuścisz, no przecież nikt się nie dowie.
- Niestety dziewczyny ... Nie wpuszczę was do środka dopóki nie skończycie osiemnastu lat. Wróćcie za kilka lat. A teraz nie zajmujcie miejsca przeznaczonego, dla pełnoletnich.
- No ale my już za niedługo będziemy miały osiemnaście lat - Emily dalej nie przestawała.
- Znam was ... Wiem, że macie po 15 lat. I wiem, że wasi rodzice na pewno nie mają pojęcia o tym, że tu jesteście ... Jeżeli odejdziecie bez scen, nie dowiedzą się o tym.
- Wpuść nas! Rozumiesz! Mam to w dupie czy się o tym dowiedzą czy nie! - Wyglądało na to że puszczają jej nerwy...Norman nagle zaczął nas odpychać od drzwi. Stwierdziłam że nie mogę tak stać i patrzeć.
- Zostaw nas zboczeńcu! - Jednak to było nic, w porównaniu do... Emily wpadła w szał, wskoczyła na plecy Normanowi, po czym gdy ten próbował ją zrzucać, ona zaczęła go gryźć. Jak mocno potrafi, i gdzie tylko może. Do tego zaczęła krzyczeć:
- Ty jebany fetyszysto! Masz nas wpuścić czy się to tobie podoba, czy też nie! Wpuść nas kurwa ty jebany pedale! - czasami nie była tolerancyjna, albo po prostu lubiła określenie 'pedał'.
- Zostaw mnie! Zwariowałaś?! - wkurzonym głosem powiedział ochroniarz, po czym zrzucił ją ze swoich pleców. Ludzie zaczęli dopingować, jedni Emily, drudzy ochroniarzowi.
Wraz z gapowiczami stałam sobie z boku, przyglądając się całej tej sytuacji. Czekałam aż wreszcie Norman straci resztki cierpliwości i wezwie policję. Wtedy byłoby już po nas, rodzice by nas zabili. Dosłownie.
Slash:
Big Dumb Sex - Soundgarden
-Ooo, a co to kurwa? - pomyślałem, kiedy zauważyłem jakąś dupę, która siedziała Normanowi na plecach. Była wyraźnie wkurwiona, przecież bez powodu się kogoś nie gryzie... Ten to ma zajebistą pracę. Każdego dnia zyskuje jakąś bliznę. Podszedłem bliżej, myślę sobie "niezła laska" chociaż nie widziałem jej aż tak dobrze, ponieważ było już ciemno. No ale trochę za ostra, jeszcze by mi obiła moją piękną mordkę i nie byłaby już taka piękna, chociaż nie...dalej by była. Ona zawsze będzie piękna i zajebista. Później mój wzrok skierował się na dziewczynę obok, całkiem ładna. Zaraz, zaraz, przecież to ta...jak ona się nazywała? Margaret? Nie...Michael? Nie, to też nie to imię. Kurwa za dużo ich... Michelle? Tak, to na pewno Michelle. Pomyślałem że może do niej zagadam i załatwię Mckaganowi jakąś laskę, a może sobie...zobaczymy.
- Ooo, ja cię znam!
- Tak, miałeś zaszczyt mnie poznać.
- Nieźle się zapowiada. Ciekawe gdzie takie wredne i agresywne istotki się rodzą - powiedziałem, przyglądając się temu całemu zajściu.
- W Los Angeles - odpowiedziała pewnie.
- Skąd ta pewność? Znasz ją?
- Tak, to moja przyjaciółka...
- Ooo, ostro. A co ona taka niewyżyta?
- Ochroniarz nie chce nas wpuścić do środka, a Emily jest trochę zbyt impulsywna...
- Zaczekaj chwilę, ja zaraz to załatwię. - pomyślałem, że mogę przecież im pomóc, wtedy będą musiały się mi odwdzięczyć. Zawsze to jakieś korzyści. Podszedłem do Normana, szepnąłem mu do ucha że je znam i że ma je wpuścić, po czym włożyłem do jego kieszeni 5 dolarów, "a co mi tam...Niech stracę...a może i zyskam" myślałem. Ochroniarz odsunął się, po czym pozwolił wejść dziewczyną do środka. A Agresywna Koleżanka nadal krzyczała:
- Co za cieć! - oraz kilka innych eufemizmów...
Michelle:
No Emily dopięła swego, co prawda za pomocą Flasha, ale ważne że JESTEŚMY W RAINBOW! Stwierdziłam, że musimy oddać te pieniądze naszemu koledze, no bo co on sobie o nas pomyśli... Ale w sumie Flash wyglądał całkiem inaczej niż przed południem. Z menela przemienił się w całkiem niezłego gościa. Miał na sobie białą koszulkę z Black Sabbath (która podkreślała jego ciemniejszy kolor skóry), czarne spodnie, oraz granatowe trampki.
- Emily, masz może 2,5 dolara? - powiedziałam wyjmując swoją część z kieszeni.
- Mam, ale nie dam. - Wygląda na to, że była bardzo zadowolona, że tutaj jest.
- Nie wydziwiaj tylko dawaj, bo muszę oddać Fleszowi za to, że pomógł nam wejść.
- On mi łaski nie zrobił, że mu dał 5 dolców... - z oporem, ale wyciągnęła swoją należność.
- To jak? Idziemy się nachlać, skoro już tu jesteśmy? - No tak, Emily lubiła alkohol.
- No nie wiem, rodzice mnie zabiją... - nigdy nie piłam, więc pewnie szybko bym się upiła, a tego nie chcę...
- No weź, jesteśmy już w Rainbow, a ty co? Nie napijesz się ze mną?
- Nie wiem, muszę to przemyśleć...Na razie idę oddać kasę Fleszowi. Chodź, pójdziesz ze mną.
Emily:
Shitlist - L7
Podeszłyśmy do tego kolesia który pomógł nam wejść, aby dać mu jego kasę, nie wiem po co dawał ją temu ochroniarzowi, ale kij z tym. Dalej byłam wkurzona i natychmiastowo musiałam się 'czegoś' napić. Oczywiście Michelle nie chciała, przecież na pewno upije się jednym drinkiem. Oddała mu kasę. Okazało się, że nie jest sam, a z czterema innymi koleżkami. Widziałam że moja 'towarzyszka od wbijania do Rainbow' chciała się z nimi przywitać, jednak jak to zawsze przy obcych zapomniała co ma powiedzieć. Zdobyła się na wyjąkanie cichego "Cześć". Rudy osobnik siedzący przy tym samym stoliku to widocznie zauważył i powiedział:
-Siema dziewczyny. Ooo, Slash widzę że znalazłeś sobie nowe panienki? - No to się we mnie zagotowało.
- Co ty opowiadasz?! Pojebało cię?! - nie wytrzymałam.
- Spokojnie, spokojnie, co ja takiego powiedziałem? - powiedział cwaniackim głosem, na co kolega spod drzwi odparł:
- Rose, lepiej sobie nie zadzieraj. Przed chwilą byłem świadkiem, jak ta laska o mało co nie zagryzła ochroniarza. - Na co wszyscy obecni przy stoliku wybuchnęli śmiechem, po czym zaczęli się przedstawiać. Oczywiście musiałam przedstawiać Michelle, bo ona dalej stała z otwartymi ustami i nic nie mówiła. W końcu Izzy zapytał:
- A jej co się stało? - Pokazując ręką na Niemowę.
- Aaa, ma zły dzień po prostu - powiedziałam, uśmiechając się.
- Zawsze gdy ma gorszy dzień mdleje? - powiedział to, gdy Michelle osuwała się na podłogę.
- Kurwa! - wykrzyczałam, po czym próbowałam ocucić przyjaciółkę. - No obudzić się! - Spoliczkowałam ją i nagle odzyskała świadomość.
- Miałam dziwny sen. Zemdlałam przez 5 chłopaków patrzących prosto na mnie.
- Wiesz, tylko to nie był sen...- powiedziałam, po czym wybuchnęłam śmiechem, nowo poznani koledzy także.
- A za to spoliczkowanie i tak ci kiedyś oddam. - oo, groźna Michelle. Tego jeszcze nie było.
Michelle:
- Co?! - powiedziałam kiedy zobaczyłam, zwijających się ze śmiechu chłopaków. - O kurwa! - po czym wstałam, i myślałam że spalę się ze wstydu. Podeszłam do Emily i powiedziałam jej, żeby poszła za mną bo musimy porozmawiać.
- Co jest?
- Chcę być jak najdalej od nich, powinnaś zrozumieć. Nie umiem przy nich się odezwać.
- Zauważyłam, ale dobra chodźmy do łazienki. Tam może będzie trochę spokoju.- powiedziała Emily, po czym obie zmierzałyśmy w tamtym kierunku.
- A właśnie skąd ty znasz Flasha, czy jak mu tam? - rozmawiałyśmy po drodze
- No to jest jeden z facetów, którym robiłam dzisiaj zdjęcia.
- Co? Naprawdę?! No to niezły masz gust.
- Właśnie dlatego chcę stąd wyjść.
- No to już wszystko rozumiem - powiedziała uśmiechając się.
Nagle usłyszałyśmy głos wołający za nami.
- Ej, dziewczyny! A wy dokąd? Impreza dopiero się zaczyna! - wołał ciemnoskóry.
- Zaraz wrócimy! - odpowiedziała mu Emily.
Doszłyśmy do miejsca zwanego toaletą. Na podłodze walały się strzykawki, oraz puste woreczki po narkotykach. W tle prócz muzyki z klubu było słychać pieprzące się pary. Ogólnie to nie było tam ciekawie, nie umiałam się tam odnaleźć. Emily oczywiście radziła sobie z tym całkiem dobrze. W ogóle nie zwracała na to wszystko uwagi.
- Czyli nie wracamy już do stolika? - zapytałam.
- A dlaczego mamy nie wracać?
- Bo właśnie przy nich zemdlałam? Bo nie umiem wydusić słowa? To chyba wystarczy ...
- Noo dobra, skoro tak wolisz. - nagle do WC wszedł Slash. A ja głupia liczyłam na chwilę spokoju.
- Dzięki mnie weszłyście do Rainbow. Teraz musicie się trzymać nas i naszego stolika. Tak w ramach podziękowania. - Najwyraźniej usłyszał fragment naszej rozmowy. Emily popatrzyła na mnie, chyba już wiedziałam co to znaczy.
- No dobra, możemy zostać. - stwierdziłam że skoro już się tyle natrudziła, no to mogę coś dla niej zrobić. Wróciłam do stolika usiadłam na wolnym miejscu, obok Duffa. Starałam unikać się wzroku chłopaków. Jednak i tak, po całej tej akcji wszystkie spojrzenia były skierowane na mnie.
Slash:
Whitesnake - Is This Love
Gdy wychodziliśmy z kibla światło padało na twarz Emily. Zobaczyłem jaka była zajebista. Miała długie ciemne włosy, duże oczy i usta, takie jak lubię u dziewczyn. Mój wzrok przez chwilę skupił się na jej koszulkę z Thin Lizzy, tutaj miała dla mnie plusa - jeden z moich ulubionych zespołów. Jak popatrzyłem już na koszulkę, skierowałem wzrok na jej cycki, także były całkiem niezłe. Co ja mówię?! Były dużo lepsze niż niezłe. Do tego ubrane miała dżinsowe szorty, które podkreślały jej długie nogi. Kurwa, aż mi odjęło mowę. Zawsze widziałem jak zagadać do laski, jednak teraz było inaczej...No fajnie Slash, ty debilu, dziewczyna musi rozpoczynać rozmowę, bo przecież ty kurwa nie możesz tego zrobić...
- Przypomnij mi, jak miałeś na imię? Zapomniałam. - Oo i ten jej ładny uśmiech, zaraz nie wytrzymam.
- Ja?...Flesz...Nie! To znaczy mam na imię Slash. - Gratuluję frajerze, właśnie zrobiłeś z siebie kurwa idiotę po raz drugi...zajebiście.
- Postaram się zapamiętać - powiedziała, zalotnie się uśmiechając.
- A ty jesteś Emily, tak? - dobrze wiem jak ma na imię, ale musiałem jakoś podtrzymać rozmowę.
- Tak...Emily. O ile mi się nie zdawało to chyba ostatnio widziałam plakat z waszymi osobami. Macie zespół, tak?
- Tak... mamy zespół. Ja gram na solowej, Duff na basie, Izzy na rytmicznej, Steven na perce, a Axl to wokal. Gramy najczystszy hard rock jaki świat kiedykolwiek widział. Już za niedługo będziemy najlepszym zespołem świata. Znaczy, już jesteśmy, ale później do tego dojdzie jeszcze sława. - oczywiście musiałem się nakręcić i gadać jak najęty.
- Oo no to ciekawie, może kiedyś przyjdę na wasz koncert.
- Zapraszamy, będzie mi miło..Yy, znaczy: nam będzie miło. - Znowu to jebane zdenerwowanie dało o sobie znać.
*W tym samym czasie.*
Duff:
Always - Bon Jovi
Michelle nie patrzyła na nikogo. Jakaś taka nieśmiała była. Przed południem się taka nie wydawała, a tu proszę. Stwierdziłem, że może rozładuje jakoś jej stres.
- No to jak? Przyjdziesz jutro po autografy? - jest dobrze, spojrzała na mnie.
- Obawiam się, że do jutro nie zdążę wywołać zdjęć - powiedziała nieśmiało.
- Tyle, że resztę terminów na rozdawanie autografów mamy już zajęte.
- No trudno. Będę musiała przeżyć wyłącznie z waszym zdjęciem i świadomością że się z wami kłóciłam... A, no i z twoim zdjęciem którym będę cię szantażować. - W tym momencie zrobiła mi zdjęcie, po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
Michelle:
Cherry Bomb - The Runaways
Rozmawiałam tylko z Duffem. Bałam się odezwać do kogoś innego. Przy tym wielkim blondynie czułam się w miarę swobodnie. Pewnie przez jego dziecięce usposobienie. Tak, zachowywał się jak duże dziecko, co poniekąd mnie wkurzało. Ale przymknęłam na to oko, zwaliłam te przeczucia na późną porę i zmęczenie. Jeżeli chodzi o stres, znalazłam na niego ciekawy sposób. Popijałam co jakiś czas piwo Duffa. Gdyby nie to, że Em zajęta była Slashem, pewnie byłaby ze mnie dumna.
- Ile ty w ogóle masz lat?
- A ile byś mi dała? Hmm? - uśmiechał się zalotnie.
- Wyglądasz na 21, ale zachowujesz jak 13-latek. Oczywiście nie chcę Cię urazić - Kurde, nie umiem być nie miła dla ludzi.
- No wiesz czasami trzeba - powiedział całkiem sympatycznym głosem.
- No to ile masz lat w końcu? - nie skomentowałam tego, co on powiedział.
- Jedynie 18.
- Aha. - Miałam nadzieję, że nie zapyta o to samo mnie.
- A ty ile masz? - Niestety, nadzieja matką głupich.
- 13?
- Pudło?
- 12? - Wyszczerzył się.
- 15 - powiedziałam podpijając jego piwo.
- Ej, ej! Koleżanko! Ja na to piwo musiałem zapracować, a z tego co wiem to masz dopiero 15 lat. - powiedział poważnym głosem
- Masz i nie płacz - dałam mu 5 dolców, bo tylko tyle mi zostało.
- No przecież żartuję, pij. - roześmiał się.
*Dwa piwa później*
Oparłam głowę na ramieniu Duffa. Zrobiłam to nie do końca świadomie. Po prostu głowa była taka ciężka, a obraz przed oczami mi się rozmazywał. To pewnie przez zmęczenie. Ale czy przez zmęczenie chciało by mi się wymiotować?
- Ooo wyczuwam że ktoś tu ma słabą głowę - powiedział drwiąco
- Duff, zejdź ze mnie bo mi duszno. Nie mam słabej głowy tylko po prostu.. - nie dokończyłam mojej wypowiedzi, bo właśnie w tym momencie o mal nie zwymiotowałam na stół. Wstałam, chciałam iść do ubikacji, ale nie do końca byłam w stanie.
- Ale ja przecież jeszcze w tobie nie jestem. Gdzie idziesz? To znaczy, gdzie próbujesz iść, to cię zaprowadzę...
- Co? - szczerze nie zrozumiałam o co mu chodzi, ale uznałam, że nie chcę wiedzieć. - Do ubikacji... zaraz chyba puszczę pawia.
- No to może Emily niech z tobą pójdzie? No chyba że ja mam iść.
Nie odpowiedziałam, bo znowu poczułam kolejny napływ mdłości. Szłam zygzakiem w stronę ubikacji, podpierałam się czego tylko mogłam. Nikogo nie zdziwił widok nachlanej 15 latki, dla nich to normalne.
Zaczekaj! Pójdę z tobą! - krzyczał za mną Duff
Zatrzymałam się na chwilę i przymknęłam oczy, bo świat mi przed nimi wirował.
- Źle się czujesz?
- Bywało lepiej.
- To jak? To był twój pierwszy raz w piciu widzę. - uśmiecha się.
- Musiał kiedyś nastąpić. - Także się do niego uśmiechnęłam.
Doszliśmy już do ubikacji. Duff bez skrępowania wszedł do damskiej, oczywiście żadna dziewczyna nie zwróciła na niego uwagi. Poleciałam do pierwszej z brzegu obskurnej kabiny, sam jej widok wywoływał u mnie odruchy wymiotne.
- Lepiej ci już? - zapytał, w między czasie rozmawiając z jakąś laską.
- Czuję się teraz taka lekka - bardziej idiotycznej rzeczy wtedy powiedzieć nie mogłam.
- Ciekawe dlaczego? - powiedział z sarkazmem. - Może odprowadzę cię do domu?
- No chyba że chcesz zostać?
- Nie, nie, nie. Do domu nie, rodzice by mnie chyba zatłukli. - wyszłam z kabiny i obmyłam twarz, było mi już lepiej.
- No to może u Emily?
- Ona jest zajęta. - Stałam oparta o framugę drzwi kibla i podziwiałam Emily flirtującą ze Slashem. Chciałabym tak umieć, każdy byłby mój. A tak? Nikt się za mną nawet nie obróci.
- No to może pójdźmy do mnie? - powiedział z uśmiechem zboczeńca.
- No nie wiem ... - wahałam się. Przecież nie mogę iść do domu obcego kolesia, ale z drugiej strony. Czułam się tak okropnie.
Slash:
Stałem przy barze z Emily. Piłem mało, mało jak na mnie oczywiście, a to dlatego, żebym był w stanie panować nad tym, co mówię. Emily była inteligentna i to bardzo. Musiałem uważać na każde słowo.
- No więc mówisz, że twoi rodzice są znanymi lekarzami? Co ich córka robi więc w Rainbow?
- Jakby moi rodzice wiedzieli że tutaj jestem, to nie miałabym po co wracać do domu.
- Konsekwencje podwójne, jak by się dowiedzieli z kim się w Rainbow zadawałaś. - uśmiechnąłem się trochę mimowolnie.
- Oni by woleli żebym zadawała się arystokracją, szlachtą i innym chujostwem, no i tu właśnie mają problem, bo nic takiego nie będzie miało miejsca.
- A Michelle? Jej chyba bliżej do arystokracji, niż do mnie. Jeszcze nawet przy mnie nie użyła przekleństwa.
- Wiesz, ona jest nieśmiała, ale przy bliższym poznaniu okazuje się coś innego. A rodzicom nic do tego z kim się będę zadawać.
- Hahahaha .. Duff ją już chyba bliżej poznał, a z tego co widzę, to zamierza jeszcze bliżej.
- Właśnie widzę, ale raczej nie będzie miał łatwo. Swoją drogą to ciekawe gdzie oni razem zniknęli - powiedziała swoim seksownym głosem. Bałem się, że jeszcze chwila, nie wytrzymam i się na nią rzucę.
- A to ona faktycznie taka cnotka? - musiałem się jednak powstrzymać, w czym pomógł mi łyk drinka.
- No wiesz, jak większość dziewczyn w tym wieku.
- W sumie ... - I znowu palnąłem. Jeszcze pomyśli, że mam je za puszczalskie. Kolejny łyk drinka powinien pomóc. - O, już wiem, gdzie są. A raczej, gdzie ich zaraz nie będzie. Wychodzą z Rainbow .. Chyba faktycznie mu się udało - patrzyłem w stronę wyjścia z zadziornym uśmiechem dumny z przyjaciela.
- Boże! Tak to jest jak niektóre osoby za dużo wypiją. - chyba mówiła o Michelle, ponieważ na nią patrzyła. - Dobra, ja muszę lecieć.
- Spotkamy się jeszcze? - krzyknąłem za nią na odchodnym.
- Bądź jutro o 13.00 na plaży - odpowiedziała biegnąc już za Michelle i Duffem.
Odwróciłem się, żeby nie zobaczyła jak bardzo się cieszę. Przecież nie mogę jej tego pokazać, przynajmniej nie tak od razu. A teraz mogłem już z czystym sumieniem wypić całego drinka, a nawet zamówić kolejnego.
Emily:
The Zoo - Scorpions
Prowadziłam sobie bardzo ciekawą rozmowę ze Slashem. Swoją drogą ciekawy gość, ale raczej nie mój typ faceta. Rozmowa się toczyła, aż nagle mój kolega od drinka, powiedział że Michelle właśnie wychodzi z klubu z Duffem. Obróciłam głowę w stronę wyjścia i zobaczyłam ledwo trzymającą się na nogach przyjaciółkę, oraz prowadzącego ją Mckagana. No cóż musiałam pożegnać się ze Slashem, jednak umówiłam się z nim na jutro. Ten Duff to nie za bardzo mi się podobał. Napoił Michelle i pewnie liczył że ją przeleci, jednak nie dopuściłabym do tego. Podeszłam szybkim krokiem do 'pary' :
- Michelle, a gdzie ty idziesz? - powiedziałam z lekkimi nerwami.
- Do Duffa. - Zgłupiałam, nie wiedziałam czy iść z nimi, czy im wtedy przypadkiem w czymś nie przeszkodzę.
- Jako to Duffa? I co nie miałaś mi zamiaru nawet powiedzieć gdzie idziesz?
- Źle się czuję. - Faktycznie nie wyglądała najlepiej - Nie chciałam ci przeszkadzać, przepraszam. - Nawet napruta była grzeczna.
- No to trzeba było powiedzieć. Nie robię jakiejś ważnej rzeczy żebyś mi przeszkadzała,
- Dobrze, następnym razem ci powiem.
- A co teraz zamierzasz? - w tym momencie przypominałam gadką swoich rodziców
- Pójdę do Duffa, a rano wrócę do domu. - Zaś Michelle zawarczała jak ja kiedy rozmawiam z matką.
- No to ja najwyżej prześpię się na dworcu. No fajnie własna przyjaciółka zostawia mnie dla jakiegoś fagasa. - Duff się trochę obruszył, ale Michelle nie dała mu dojść do słowa.
- Nie zostawiam Cię, dla nikogo. Chodź z nami.. - I w tym momencie gdzieś poleciała. Pewnie puścić pawia. A blondyn za nią, jak by był uwiązany.
-No fajnie. - powiedziałam sama do siebie. "Cóż za udany wieczór" pomyślałam. Uznałam, że zanim wrócą pójdę zamówić sobie wino, tak też zrobiłam. Kiedy wróciłam przed klub, znalazłam moje zguby, trafił mi się ciekawy widok: McKagan trzymający włosy Michelle, podczas kiedy ona rzygała.
- Dzięki Duff, już lepiej - powiedziała Michelle. Chyba mnie nie zauważyli.
- Duff, a to nie będzie problem? - zapytałam głośno.
- No co ty, mam dużo miejsca. Krisa dzisiaj nie ma, nocuje u laski, macie cały salon dla siebie. - powiedział nie patrząc na mnie.
- Krisa? No dobra możemy iść, ale mam kilka warunków, a właściwie to jedne. - no fajnie, chyba właśnie zdecydowałam się na pójście na noc do faceta którego znam kilka godzin.
- Kirs to mój współlokator. No, słucham.
- Łapy z daleka od Michelle i ode mnie. Jeden nieprawidłowy ruch, a dostaniesz w zęby. Strzeż się, trenuje boks... - Starałam się mieć to moje groźne spojrzenie.
- A może Michelle będzie chciała? - zapytał z zadziornym uśmiechem. Widać było, że sam nie jest do końca trzeźwy.
- No to wiesz, to inna sprawa - wiedziałam że to pijacki żart, nie wzięłam go na poważnie.
- Zamknijcie się do jasnej cholery! - Nagle odezwała się Michelle. Do dzisiaj nie wiem, co ją tak wtedy zdenerwowało.
- No a co w ogóle my takiego mówimy? - zawsze lubiłam wkurzać ludzi.
Petterson tego nie skomentowała. W przeciwieństwie do mnie, ona unikała jakichkolwiek konfrontacji. Szła zygzakiem. Najebana Michelle, to takie zabawne. Zanim zdążyłam się nacieszyć tym widokiem, stał już przy niej Duff.
- No kurwa, taki ładny widok był, a ty go niszczysz. - Mogłam pozwolić sobie na odrobinę drwiny. Wiedziałam, że Michelle i tak do jutra nie będzie niczego pamiętała.
- Gustujesz w dziewczynach Emily? - Uśmiechnął się przez ramie podtrzymując Michelle. W sumie, to był całkiem przystojny.
- Ja? Oczywiście. - Odwzajemniłam uśmiech.
- Chodźcie, bo za chwilę wykituję! - Michelle znowu przemówiła.
* Kilka minut później *
Mieszkanie blondyna mieściło się zaraz koło Sunset. To pewnie celowe umieszczenie tego lokum. W środku, no cóż, bałagan to mało powiedziane. W przedpokoju jeszcze dało się swobodnie przemieszczać, nie mogłam niestety powiedzieć tego o salonie. Puszki po piwie, opakowania z pizzy, butelki po wódce. Jestem pewna, że gdybym dobrze poszukała, znalazłabym strzykawki, czy inne skarby. Zaraz po wejściu ten widok mnie odrzucił, miałam zamiar wziąć Michelle pod pachę i iść spać na dworzec, ale po chwili uznałam, że jest tu całkiem w porządku. Syf był, owszem, ale przytulniej niż w idealnie posprzątanym salonie w moim domu.
- Pić mi się chcę w sumie - poinformowałam go, z nadzieją, że zaproponuje jakieś piwo czy coś..
- Mamy tylko kranówę - powiedział pomagając Michelle położyć się na kanapie.
- Spoko może być - podeszłam do kranu po czym się napiłam. - No dobra, ja idę spać. - położyłam się wygodni na podłodze, zaraz po przesunięciu wszystkich rzeczy znajdujących się na niej.
- Sorry, gdybym wiedział, że przyjdziecie, posprzątałbym, albo chociaż przygotował dla was pościel, koc czy coś. - To zabawne, jak mi się tłumaczył. - Okej, to dobranoc. Jak byście czegoś potrzebowały, to wołajcie. Szczególnie ty, Michelle. - Puścił do niej oczko.
Stwierdziłam że nie będę tego komentować, od tej słodkości zrobiło mi się niedobrze. "Szczególnie ty Michelle"...Rzygam.
Choć w sumie rozbawiła mnie reakcja mojej przyjaciółki. Chyba jeszcze nikt do niej nie startował, widać to było po jej minie. Widać także było to, że jej się to nie spodobało. Wywróciła teatralnie oczyma, po czym nie odpowiadając przewróciła się na drugi bok. Moja krew.
Miałam problem z zaśnięciem tej nocy. To pewnie przez to, że wtedy tak dużo się wydarzyło. Kiedy zaś już zasnęłam, śniłam o dziwnych rzeczach. Wtedy był to dla mnie kosmos, wyimaginowana rzeczywistość. Dzisiaj wiem, że to był poniekąd sen proroczy.
____________________________________________________________
Noo, kolejny rozdział gotowy. Następne będą dodawane mniej-więcej co tydzień, czasami później. Zapraszamy do czytania i komentowania, ponieważ komentarze są dla nas bardzo pomocne. MIŁEGO CZYTANIA!