poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział II

TEGO SAMEGO DNIA.



Michelle:

Breaking The Law - Judas Priest

Stwierdziłyśmy "raz kozie śmierć, najwyżej nie przeżyjemy". Podeszłyśmy pod główne wejście. Przed budynkiem było mnóstwo ludzi. Wśród tłumów glamerzy, rockersi, metale, punki i fani disco. Emily wkroczyła do akcji, ponieważ ja nie byłabym w stanie nic zrobić.
- Czeeść Norman - powiedziała miłym głosem. - Może dzisiaj nas wpuścisz, no przecież nikt się nie dowie. 
-  Niestety dziewczyny ... Nie wpuszczę was do środka dopóki nie skończycie osiemnastu lat. Wróćcie za kilka lat. A teraz nie zajmujcie miejsca przeznaczonego, dla pełnoletnich.
- No ale my już za niedługo będziemy miały osiemnaście lat - Emily dalej nie przestawała.
- Znam was ... Wiem, że macie po 15 lat. I wiem, że wasi rodzice na pewno nie mają pojęcia o tym, że tu jesteście ... Jeżeli odejdziecie bez scen, nie dowiedzą się o tym.
- Wpuść nas! Rozumiesz! Mam to w dupie czy się o tym dowiedzą czy nie! - Wyglądało na to że puszczają jej nerwy...Norman nagle zaczął nas odpychać od drzwi. Stwierdziłam że nie mogę tak stać i patrzeć.
- Zostaw nas zboczeńcu! - Jednak to było nic, w porównaniu do... Emily wpadła w szał, wskoczyła na plecy Normanowi, po czym gdy ten próbował ją zrzucać, ona zaczęła go gryźć. Jak mocno potrafi, i gdzie tylko może. Do tego zaczęła krzyczeć:
- Ty jebany fetyszysto! Masz nas wpuścić czy się to tobie podoba, czy też nie! Wpuść nas kurwa ty jebany pedale! - czasami nie była tolerancyjna, albo po prostu lubiła określenie 'pedał'.
- Zostaw mnie! Zwariowałaś?! - wkurzonym głosem powiedział ochroniarz, po czym zrzucił ją ze swoich pleców. Ludzie zaczęli dopingować, jedni Emily, drudzy ochroniarzowi.
Wraz z gapowiczami stałam sobie z boku, przyglądając się całej tej sytuacji. Czekałam aż wreszcie Norman straci resztki cierpliwości i wezwie policję. Wtedy byłoby już po nas, rodzice by nas zabili. Dosłownie.


Slash:

Big Dumb Sex - Soundgarden


-Ooo, a co to kurwa? - pomyślałem, kiedy zauważyłem jakąś dupę, która siedziała Normanowi na plecach. Była wyraźnie wkurwiona, przecież bez powodu się kogoś nie gryzie... Ten to ma zajebistą pracę. Każdego dnia zyskuje jakąś bliznę. Podszedłem bliżej, myślę sobie "niezła laska" chociaż nie widziałem jej aż tak dobrze, ponieważ było już ciemno. No ale trochę za ostra, jeszcze by mi obiła moją piękną mordkę i nie byłaby już taka piękna, chociaż nie...dalej by była. Ona zawsze będzie piękna i zajebista. Później mój wzrok skierował się na dziewczynę obok, całkiem ładna. Zaraz, zaraz, przecież to ta...jak ona się nazywała? Margaret? Nie...Michael? Nie, to też nie to imię. Kurwa za dużo ich... Michelle? Tak, to na pewno Michelle. Pomyślałem że może do niej zagadam i załatwię Mckaganowi jakąś laskę, a może sobie...zobaczymy.
- Ooo, ja cię znam!
- Tak, miałeś zaszczyt mnie poznać.
- Nieźle się zapowiada. Ciekawe gdzie takie wredne i agresywne istotki się rodzą - powiedziałem, przyglądając się temu całemu zajściu.
- W Los Angeles - odpowiedziała pewnie.
- Skąd ta pewność? Znasz ją?
- Tak, to moja przyjaciółka...
- Ooo, ostro. A co ona taka niewyżyta? 
- Ochroniarz nie chce nas wpuścić do środka, a Emily jest trochę zbyt impulsywna...
- Zaczekaj chwilę, ja zaraz to załatwię. - pomyślałem, że mogę przecież im pomóc, wtedy będą musiały się mi odwdzięczyć. Zawsze to jakieś korzyści. Podszedłem do Normana, szepnąłem mu do ucha że je znam i że ma je wpuścić, po czym włożyłem do jego kieszeni 5 dolarów, "a co mi tam...Niech stracę...a może i zyskam" myślałem. Ochroniarz odsunął się, po czym pozwolił wejść dziewczyną do środka. A Agresywna Koleżanka nadal krzyczała:
- Co za cieć! - oraz kilka innych eufemizmów...


Michelle:
No Emily dopięła swego, co prawda za pomocą Flasha, ale ważne że JESTEŚMY W RAINBOW! Stwierdziłam, że musimy oddać te 
pieniądze naszemu koledze, no bo co on sobie o nas pomyśli... Ale w sumie Flash wyglądał całkiem inaczej niż przed południem. Z menela przemienił się w całkiem niezłego gościa. Miał na sobie białą koszulkę z Black Sabbath (która podkreślała jego ciemniejszy kolor skóry), czarne spodnie, oraz granatowe trampki.

- Emily, masz może 2,5 dolara? - powiedziałam wyjmując swoją część z kieszeni.
- Mam, ale nie dam. - Wygląda na to, że była bardzo zadowolona, że tutaj jest.
- Nie wydziwiaj tylko dawaj, bo muszę oddać Fleszowi za to, że pomógł nam wejść.
- On mi łaski nie zrobił, że mu dał 5 dolców... - z oporem, ale wyciągnęła swoją należność.
- To jak? Idziemy się nachlać, skoro już tu jesteśmy? - No tak, Emily lubiła alkohol.
- No nie wiem, rodzice mnie zabiją... - nigdy nie piłam, więc pewnie szybko bym się upiła, a tego nie chcę...
- No weź, jesteśmy już w Rainbow, a ty co? Nie napijesz się ze mną?
- Nie wiem, muszę to przemyśleć...Na razie idę oddać kasę Fleszowi. Chodź, pójdziesz ze mną.


Emily:
Shitlist - L7

Podeszłyśmy do tego kolesia który pomógł nam wejść, aby dać mu jego kasę, nie wiem po co dawał ją temu ochroniarzowi, ale kij z tym. Dalej byłam wkurzona i natychmiastowo musiałam się 'czegoś' napić. Oczywiście Michelle nie chciała, przecież na pewno upije się jednym drinkiem. Oddała mu kasę. Okazało się, że nie jest sam, a z czterema innymi koleżkami. Widziałam że moja 'towarzyszka od wbijania do Rainbow' chciała się z nimi przywitać, jednak jak to zawsze przy obcych zapomniała co ma powiedzieć. Zdobyła się na wyjąkanie cichego "Cześć". Rudy osobnik siedzący przy tym samym stoliku to widocznie zauważył i powiedział: 
-Siema dziewczyny. Ooo, Slash widzę że znalazłeś sobie nowe panienki? - No to się we mnie zagotowało.
- Co ty opowiadasz?! Pojebało cię?! - nie wytrzymałam.
- Spokojnie, spokojnie, co ja takiego powiedziałem? - powiedział cwaniackim głosem, na co kolega spod drzwi odparł:
- Rose, lepiej sobie nie zadzieraj. Przed chwilą byłem świadkiem, jak ta laska o mało co nie zagryzła ochroniarza. - Na co wszyscy obecni przy stoliku wybuchnęli śmiechem, po czym zaczęli się przedstawiać. Oczywiście musiałam przedstawiać Michelle, bo ona dalej stała z otwartymi ustami i nic nie mówiła. W końcu Izzy zapytał:
- A jej co się stało? - Pokazując ręką na Niemowę.
- Aaa, ma zły dzień po prostu - powiedziałam, uśmiechając się.
- Zawsze gdy ma gorszy dzień mdleje? - powiedział to, gdy Michelle osuwała się na podłogę.
- Kurwa! - wykrzyczałam, po czym próbowałam ocucić przyjaciółkę. - No obudzić się! - Spoliczkowałam ją i nagle odzyskała świadomość.
- Miałam dziwny sen. Zemdlałam przez 5 chłopaków patrzących prosto na mnie. 
- Wiesz, tylko to nie był sen...- powiedziałam, po czym wybuchnęłam śmiechem, nowo poznani koledzy także. 
- A za to spoliczkowanie i tak ci kiedyś oddam. - oo, groźna Michelle. Tego jeszcze nie było.



Michelle:

- Co?! - powiedziałam kiedy zobaczyłam, zwijających się ze śmiechu chłopaków. - O kurwa!  - po czym wstałam, i myślałam że spalę się ze wstydu. Podeszłam do Emily i powiedziałam jej, żeby poszła za mną bo musimy porozmawiać.
- Co jest?
- Chcę być jak najdalej od nich, powinnaś zrozumieć. Nie umiem przy nich się odezwać.
- Zauważyłam, ale dobra chodźmy do łazienki. Tam może będzie trochę spokoju.- powiedziała Emily, po czym obie zmierzałyśmy w tamtym kierunku.
- A właśnie skąd ty znasz Flasha, czy jak mu tam? - rozmawiałyśmy po drodze
- No to jest jeden z facetów, którym robiłam dzisiaj zdjęcia.
- Co? Naprawdę?! No to niezły masz gust.
- Właśnie dlatego chcę stąd wyjść.
- No to już wszystko rozumiem - powiedziała uśmiechając się.
Nagle usłyszałyśmy głos wołający za nami.
- Ej, dziewczyny! A wy dokąd? Impreza dopiero się zaczyna! - wołał ciemnoskóry.
- Zaraz wrócimy! - odpowiedziała mu Emily.
Doszłyśmy do miejsca zwanego toaletą. Na podłodze walały się strzykawki, oraz puste woreczki po narkotykach. W tle prócz muzyki z klubu było słychać pieprzące się pary. Ogólnie to nie było tam ciekawie, nie umiałam się tam odnaleźć. Emily oczywiście radziła sobie z tym całkiem dobrze. W ogóle nie zwracała na to wszystko uwagi.
- Czyli nie wracamy już do stolika? - zapytałam.
- A dlaczego mamy nie wracać?
- Bo właśnie przy nich zemdlałam? Bo nie umiem wydusić słowa? To chyba wystarczy ...
- Noo dobra, skoro tak wolisz. - nagle do WC wszedł Slash. A ja głupia liczyłam na chwilę spokoju.
- Dzięki mnie weszłyście do Rainbow. Teraz musicie się trzymać nas i naszego stolika. Tak w ramach podziękowania. - Najwyraźniej usłyszał fragment naszej rozmowy. Emily popatrzyła na mnie, chyba już wiedziałam co to znaczy.
- No dobra, możemy zostać. - stwierdziłam że skoro już się tyle natrudziła, no to mogę coś dla niej zrobić. Wróciłam do stolika usiadłam na wolnym miejscu, obok Duffa. Starałam unikać się wzroku chłopaków. Jednak i tak, po całej tej akcji wszystkie spojrzenia były skierowane na mnie.


Slash:

Whitesnake - Is This Love

 Gdy wychodziliśmy z kibla światło padało na twarz Emily. Zobaczyłem jaka była zajebista. Miała długie ciemne włosy, duże oczy i usta, takie jak lubię u dziewczyn. Mój wzrok przez chwilę skupił się na jej koszulkę z Thin Lizzy, tutaj miała dla mnie plusa - jeden z moich ulubionych zespołów. Jak popatrzyłem już na koszulkę, skierowałem wzrok na jej cycki, także były całkiem niezłe. Co ja mówię?! Były dużo lepsze niż niezłe. Do tego ubrane miała dżinsowe szorty, które podkreślały jej długie nogi. Kurwa, aż mi odjęło mowę. Zawsze widziałem jak zagadać do laski, jednak teraz było inaczej...No fajnie Slash, ty debilu, dziewczyna musi rozpoczynać rozmowę, bo przecież ty kurwa nie możesz tego zrobić...
- Przypomnij mi, jak miałeś na imię? Zapomniałam. - Oo i ten jej ładny uśmiech, zaraz nie wytrzymam.
- Ja?...Flesz...Nie! To znaczy mam na imię Slash. - Gratuluję frajerze, właśnie zrobiłeś z siebie kurwa idiotę po raz drugi...zajebiście.
- Postaram się zapamiętać - powiedziała, zalotnie się uśmiechając.
- A ty jesteś Emily, tak? - dobrze wiem jak ma na imię, ale musiałem jakoś podtrzymać rozmowę.
- Tak...Emily. O ile mi się nie zdawało to chyba ostatnio widziałam plakat z waszymi osobami. Macie zespół, tak?
-  Tak... mamy zespół. Ja gram na solowej, Duff na basie, Izzy na rytmicznej, Steven na perce, a Axl to wokal. Gramy najczystszy hard rock jaki świat kiedykolwiek widział. Już za niedługo będziemy najlepszym zespołem świata. Znaczy, już jesteśmy, ale później do tego dojdzie jeszcze sława. - oczywiście musiałem się nakręcić i gadać jak najęty.
- Oo no to ciekawie, może kiedyś przyjdę na wasz koncert.
- Zapraszamy, będzie mi miło..Yy, znaczy: nam będzie miło. - Znowu to jebane zdenerwowanie dało o sobie znać.

*W tym samym czasie.*


Duff:

Always - Bon Jovi

Michelle nie patrzyła na nikogo. Jakaś taka nieśmiała była. Przed południem się taka nie wydawała, a tu proszę. Stwierdziłem, że może rozładuje jakoś jej stres.
- No to jak? Przyjdziesz jutro po autografy? - jest dobrze, spojrzała na mnie.
- Obawiam się, że do jutro nie zdążę wywołać zdjęć - powiedziała nieśmiało.
- Tyle, że resztę terminów na rozdawanie autografów mamy już zajęte. 
- No trudno. Będę musiała przeżyć wyłącznie z waszym zdjęciem i świadomością że się z wami kłóciłam... A, no i z twoim zdjęciem którym będę cię szantażować. - W tym momencie zrobiła mi zdjęcie, po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem.


Michelle:  


Cherry Bomb - The Runaways

Rozmawiałam tylko z Duffem. Bałam się odezwać do kogoś innego. Przy tym wielkim blondynie czułam się w miarę swobodnie. Pewnie przez jego dziecięce usposobienie. Tak, zachowywał się jak duże dziecko, co poniekąd mnie wkurzało. Ale przymknęłam na to oko, zwaliłam te przeczucia na późną porę i zmęczenie. Jeżeli chodzi o stres, znalazłam na niego ciekawy sposób. Popijałam co jakiś czas piwo Duffa. Gdyby nie to, że Em zajęta była Slashem, pewnie byłaby ze mnie dumna. 
- Ile ty w ogóle masz lat?
- A ile byś mi dała? Hmm? - uśmiechał się zalotnie.
- Wyglądasz na 21, ale zachowujesz jak 13-latek. Oczywiście nie chcę Cię urazić - Kurde, nie umiem być nie miła dla ludzi.
- No wiesz czasami trzeba - powiedział całkiem sympatycznym głosem.
- No to ile masz lat w końcu? - nie skomentowałam tego, co on powiedział.
- Jedynie 18.
- Aha. - Miałam nadzieję, że nie zapyta o to samo mnie. 
- A ty ile masz? - Niestety, nadzieja matką głupich. 
- 13? 
- Pudło? 
- 12? - Wyszczerzył się. 
- 15 - powiedziałam podpijając jego piwo.
- Ej, ej! Koleżanko! Ja na to piwo musiałem zapracować, a z tego co wiem to masz dopiero 15 lat. - powiedział poważnym głosem
- Masz i nie płacz - dałam mu 5 dolców, bo tylko tyle mi zostało.
- No przecież żartuję, pij. - roześmiał się. 

*Dwa piwa później* 

Oparłam głowę na ramieniu Duffa. Zrobiłam to nie do końca świadomie. Po prostu głowa była taka ciężka, a obraz przed oczami mi się rozmazywał. To pewnie przez zmęczenie. Ale czy przez zmęczenie chciało by mi się wymiotować?
- Ooo wyczuwam że ktoś tu ma słabą głowę - powiedział drwiąco
- Duff, zejdź ze mnie bo mi duszno. Nie mam słabej głowy tylko po prostu.. - nie dokończyłam mojej wypowiedzi, bo właśnie w tym momencie o mal nie zwymiotowałam na stół. Wstałam, chciałam iść do ubikacji, ale nie do końca byłam w stanie.
- Ale ja przecież jeszcze w tobie nie jestem. Gdzie idziesz? To znaczy, gdzie próbujesz iść, to cię zaprowadzę...
- Co? - szczerze nie zrozumiałam o co mu chodzi, ale uznałam, że nie chcę wiedzieć. - Do ubikacji... zaraz chyba puszczę pawia.
- No to może Emily niech z tobą pójdzie? No chyba że ja mam iść.
Nie odpowiedziałam, bo znowu poczułam kolejny napływ mdłości. Szłam zygzakiem w stronę ubikacji, podpierałam się czego tylko mogłam. Nikogo nie zdziwił widok nachlanej 15 latki, dla nich to normalne.
Zaczekaj! Pójdę z tobą! - krzyczał za mną Duff
Zatrzymałam się na chwilę i przymknęłam oczy, bo świat mi przed nimi wirował.
- Źle się czujesz?
- Bywało lepiej.
- To jak? To był twój pierwszy raz w piciu widzę. - uśmiecha się.
- Musiał kiedyś nastąpić. - Także się do niego uśmiechnęłam. 
Doszliśmy już do ubikacji. Duff bez skrępowania wszedł do damskiej, oczywiście żadna dziewczyna nie zwróciła na niego uwagi. Poleciałam do pierwszej z brzegu obskurnej kabiny, sam jej widok wywoływał u mnie odruchy wymiotne.
- Lepiej ci już? - zapytał, w między czasie rozmawiając z jakąś laską.
- Czuję się teraz taka lekka - bardziej idiotycznej rzeczy wtedy powiedzieć nie mogłam.
- Ciekawe dlaczego? - powiedział z sarkazmem. - Może odprowadzę cię do domu?
- No chyba że chcesz zostać?
- Nie, nie, nie. Do domu nie, rodzice by mnie chyba zatłukli. - wyszłam z kabiny i obmyłam twarz, było mi już lepiej.
- No to może u Emily?
- Ona jest zajęta. - Stałam oparta o framugę drzwi kibla i podziwiałam Emily flirtującą ze Slashem. Chciałabym tak umieć, każdy byłby mój. A tak? Nikt się za mną nawet nie obróci.
- No to może pójdźmy do mnie? - powiedział z uśmiechem zboczeńca.
- No nie wiem ... - wahałam się. Przecież nie mogę iść do domu obcego kolesia, ale z drugiej strony. Czułam się tak okropnie.


Slash:

Stałem przy barze z Emily. Piłem mało, mało jak na mnie oczywiście, a to dlatego, żebym był w stanie panować nad tym, co mówię. Emily była inteligentna i to bardzo. Musiałem uważać na każde słowo. 
- No więc mówisz, że twoi rodzice są znanymi lekarzami? Co ich córka robi więc w Rainbow?
- Jakby moi rodzice wiedzieli że tutaj jestem, to nie miałabym po co wracać do domu.
- Konsekwencje podwójne, jak by się dowiedzieli z kim się w Rainbow zadawałaś. - uśmiechnąłem się trochę mimowolnie.
- Oni by woleli żebym zadawała się arystokracją, szlachtą i innym chujostwem, no i tu właśnie mają problem, bo nic takiego nie będzie miało miejsca.
- A Michelle? Jej chyba bliżej do arystokracji, niż do mnie. Jeszcze nawet przy mnie nie użyła przekleństwa.
- Wiesz, ona jest nieśmiała, ale przy bliższym poznaniu okazuje się coś innego. A rodzicom  nic do tego z kim się będę zadawać.
- Hahahaha .. Duff ją już chyba bliżej poznał, a z tego co widzę, to zamierza jeszcze bliżej.
- Właśnie widzę, ale raczej nie będzie miał łatwo. Swoją drogą to ciekawe gdzie oni razem zniknęli - powiedziała swoim seksownym głosem. Bałem się, że jeszcze chwila, nie wytrzymam i się na nią rzucę.
- A to ona faktycznie taka cnotka? - musiałem się jednak powstrzymać, w czym pomógł mi łyk drinka.
- No wiesz, jak większość dziewczyn w tym wieku.
- W sumie ... - I znowu palnąłem. Jeszcze pomyśli, że mam je za puszczalskie. Kolejny łyk drinka powinien pomóc. - O, już wiem, gdzie są. A raczej, gdzie ich zaraz nie będzie. Wychodzą z Rainbow .. Chyba faktycznie mu się udało - patrzyłem w stronę wyjścia z zadziornym uśmiechem dumny z przyjaciela.
- Boże! Tak to jest jak niektóre osoby za dużo wypiją. - chyba mówiła o Michelle, ponieważ na nią patrzyła. - Dobra, ja muszę lecieć.
- Spotkamy się jeszcze? - krzyknąłem za nią na odchodnym.
- Bądź jutro o 13.00 na plaży - odpowiedziała biegnąc już za Michelle i Duffem. 
Odwróciłem się, żeby nie zobaczyła jak bardzo się cieszę. Przecież nie mogę jej tego pokazać, przynajmniej nie tak od razu. A teraz mogłem już z czystym sumieniem wypić całego drinka, a nawet zamówić kolejnego.

Emily: 

The Zoo - Scorpions


Prowadziłam sobie bardzo ciekawą rozmowę ze Slashem. Swoją drogą ciekawy gość, ale raczej nie mój typ faceta. Rozmowa się toczyła, aż nagle mój kolega od drinka, powiedział że Michelle właśnie wychodzi z klubu z Duffem. Obróciłam głowę w stronę wyjścia i zobaczyłam ledwo trzymającą się na nogach przyjaciółkę, oraz prowadzącego ją Mckagana. No cóż musiałam pożegnać się ze Slashem, jednak umówiłam się z nim na jutro. Ten Duff to nie za bardzo mi się podobał. Napoił Michelle i pewnie liczył że ją przeleci, jednak nie dopuściłabym do tego. Podeszłam szybkim krokiem do 'pary' :

- Michelle, a gdzie ty idziesz? - powiedziałam z lekkimi nerwami.
- Do Duffa. - Zgłupiałam, nie wiedziałam czy iść z nimi, czy im wtedy przypadkiem w czymś nie przeszkodzę.
- Jako to Duffa? I co nie miałaś mi zamiaru nawet powiedzieć gdzie idziesz?
- Źle się czuję. - Faktycznie nie wyglądała najlepiej - Nie chciałam ci przeszkadzać, przepraszam. - Nawet napruta była grzeczna.
- No to trzeba było powiedzieć. Nie robię jakiejś ważnej rzeczy żebyś mi przeszkadzała,
- Dobrze, następnym razem ci powiem.
- A co teraz zamierzasz? - w tym momencie przypominałam gadką swoich rodziców
- Pójdę do Duffa, a rano wrócę do domu. - Zaś Michelle zawarczała jak ja kiedy rozmawiam z matką.
- No to ja najwyżej prześpię się na dworcu. No fajnie własna przyjaciółka zostawia mnie dla jakiegoś fagasa. - Duff się trochę obruszył, ale Michelle nie dała mu dojść do słowa. 
- Nie zostawiam Cię, dla nikogo. Chodź z nami.. - I w tym momencie gdzieś poleciała. Pewnie puścić pawia. A blondyn za nią, jak by był uwiązany.
 -No fajnie. - powiedziałam sama do siebie. "Cóż za udany wieczór" pomyślałam. Uznałam, że zanim wrócą pójdę zamówić sobie wino, tak też zrobiłam. Kiedy wróciłam przed klub, znalazłam moje zguby, trafił mi się ciekawy widok: McKagan trzymający włosy Michelle, podczas kiedy ona rzygała.
- Dzięki Duff, już lepiej - powiedziała Michelle. Chyba mnie nie zauważyli.
 - Duff, a to nie będzie problem? - zapytałam głośno.
- No co ty, mam dużo miejsca. Krisa dzisiaj nie ma, nocuje u laski, macie cały salon dla siebie. - powiedział nie patrząc na mnie.
- Krisa? No dobra możemy iść, ale mam kilka warunków, a właściwie to jedne. - no fajnie, chyba właśnie zdecydowałam się na pójście na noc do faceta którego znam kilka godzin.
- Kirs to mój współlokator. No, słucham. 
- Łapy z daleka od Michelle i ode mnie. Jeden nieprawidłowy ruch, a dostaniesz w zęby. Strzeż się, trenuje boks... - Starałam się mieć to moje groźne spojrzenie.
- A może Michelle będzie chciała? - zapytał z zadziornym uśmiechem. Widać było, że sam nie jest do końca trzeźwy.
- No to wiesz, to inna sprawa - wiedziałam że to pijacki żart, nie wzięłam go na poważnie.
- Zamknijcie się do jasnej cholery! - Nagle odezwała się Michelle. Do dzisiaj nie wiem, co ją tak wtedy zdenerwowało.
- No a co w ogóle my takiego mówimy? - zawsze lubiłam wkurzać ludzi.
Petterson tego nie skomentowała. W przeciwieństwie do mnie, ona unikała jakichkolwiek konfrontacji. Szła zygzakiem. Najebana Michelle, to takie zabawne. Zanim zdążyłam się nacieszyć tym widokiem, stał już przy niej Duff.
- No kurwa, taki ładny widok był, a ty go niszczysz. - Mogłam pozwolić sobie na odrobinę drwiny. Wiedziałam, że Michelle i tak do jutra nie będzie niczego pamiętała.
- Gustujesz w dziewczynach Emily? - Uśmiechnął się przez ramie podtrzymując Michelle. W sumie, to był całkiem przystojny.
- Ja? Oczywiście. - Odwzajemniłam uśmiech. 
- Chodźcie, bo za chwilę wykituję! - Michelle znowu przemówiła. 


* Kilka minut później * 

Mieszkanie blondyna mieściło się zaraz koło Sunset. To pewnie celowe umieszczenie tego lokum. W środku, no cóż, bałagan to mało powiedziane. W przedpokoju jeszcze dało się swobodnie przemieszczać, nie mogłam niestety powiedzieć tego o salonie. Puszki po piwie, opakowania z pizzy, butelki po wódce. Jestem pewna, że gdybym dobrze poszukała, znalazłabym strzykawki, czy inne skarby. Zaraz po wejściu ten widok mnie odrzucił, miałam zamiar wziąć Michelle pod pachę i iść spać na dworzec, ale po chwili uznałam, że jest tu całkiem w porządku. Syf był, owszem, ale przytulniej niż w idealnie posprzątanym salonie w moim domu.

- Pić mi się chcę w sumie - poinformowałam go, z nadzieją, że zaproponuje jakieś piwo czy coś..
- Mamy tylko kranówę - powiedział pomagając Michelle położyć się na kanapie. 
- Spoko może być - podeszłam do kranu po czym się napiłam. - No dobra, ja idę spać. - położyłam się wygodni na podłodze, zaraz po przesunięciu wszystkich rzeczy znajdujących się na niej.
- Sorry, gdybym wiedział, że przyjdziecie, posprzątałbym, albo chociaż przygotował dla was pościel, koc czy coś. - To zabawne, jak mi się tłumaczył. - Okej, to dobranoc. Jak byście czegoś potrzebowały, to wołajcie. Szczególnie ty, Michelle. - Puścił do niej oczko.
Stwierdziłam że nie będę tego komentować, od tej słodkości zrobiło mi się niedobrze. "Szczególnie ty Michelle"...Rzygam.
Choć w sumie rozbawiła mnie reakcja mojej przyjaciółki. Chyba jeszcze nikt do niej nie startował, widać to było po jej minie. Widać także było to, że jej się to nie spodobało. Wywróciła teatralnie oczyma, po czym nie odpowiadając przewróciła się na drugi bok. Moja krew.
Miałam problem z zaśnięciem tej nocy. To pewnie przez to, że wtedy tak dużo się wydarzyło. Kiedy zaś już zasnęłam, śniłam o dziwnych rzeczach. Wtedy był to dla mnie kosmos, wyimaginowana rzeczywistość. Dzisiaj wiem, że to był poniekąd sen proroczy.


____________________________________________________________
Noo, kolejny rozdział gotowy. Następne będą dodawane mniej-więcej co tydzień, czasami później.  Zapraszamy do czytania i komentowania, ponieważ komentarze są dla nas bardzo pomocne. MIŁEGO CZYTANIA!

niedziela, 23 marca 2014

Rozdział I

Czerwiec 1982r. 
Living After Midnight - Judas Priest


Michelle: 

Koniec szkoły dopiero za dwa tygodnie, a słońce już było nie do wytrzymania. Lekcje skończyłam jakieś półtorej godziny temu. Emily szybko poleciała do domu, bo.. w sumie nie wiem dlaczego. W każdym bądź razie ja wracałam do domu dłuższą, dużo dłuższą drogą. Postanowiłam wypróbować mój nowy aparat fotograficzny, jaki dostałam od rodziców za bardzo dobre wyniki w nauce. Uwielbiam fotografować, ale mój poprzedni sprzęt to była lekko mówiąc pomyłka. 
Chodziłam i obserwowałam. Szukałam idealnych obiektów które mogę uwiecznić na fotografii.. I właśnie wtedy ich zobaczyłam. W prawdzie najpierw w oczy rzuciła mi się ta melina. Jednopiętrowa, z maksymalnie trzema pomieszczeniami. Wkoło syf, zapewne nie mniejszy niż w środku. Zaniedbany budynek tak bardzo wyróżniał się na tle pozostałych stojących przy ulicy. Oni też się wyróżniali. Jeden był wysoki chyba na dwa metry, blond włosy wyglądały jak by nie czesał ich z dwa tygodnie. W jednej ręce trzymał papierosa, w drugiej opróżnioną już do połowy butelkę jakiegoś taniego wina. Drugi siedział na murku, tyłem do mnie. Na głowie miał burzę czarnych loków. Po rękach poznałam, że jest innej rasy. Grał na gitarze, a koło niego stała już opróżniona butelka trunku. Patrząc na nich, na ich niechlujne stroje, postawę, czy choćby trzymanie butelki czułam się taka idealna. 
I właśnie ta ich brudność, zadziorność i perwersyjność była warta ujęcia jej na moim zdjęciu. Zatrzymanie na fotografii tych symboli rock n' rolla wydało mi się na prawdę dobrym pomysłem. Przeszłam na drugą stronę ulicy i powoli podeszłam bliżej z nadzieją, że mnie nie zauważą. "Może obędzie się bez konfrontacji" - myślałam pozytywnie. Uniosłam aparat, zrobiłam zdjęcie. Było idealne. Nie wymagało nawet obróbki. Szczęśliwa odwróciłam się na pięcie i już miałam odejść, kiedy ich usłyszałam. 

Duff:

Jailbreak - Thin Lizzy


Przez ilość wypitego wina świat już nieco mi się przed oczami rozmazywał, ale ją zauważyłem. Bardzo dokładnie. Młoda dziewczyna, z długimi ciemnymi włosami. Dość wysoka jak na dziewczynę, ale i tak dużo niższa ode mnie. Musze przyznać, że była ładna, nawet bardzo ładna. Dopiero po chwili rzuciło mi się w oczy to, że robiła nam zdjęcie. 
- Ej, ty kurwa, ta laska robi nam zdjęcia! - Wybaczcie, w tamtej chwili na prawdę nie było mnie stać na nic mądrzejszego.
- Co? - powiedział Slash, z równie inteligentną nuta w głosie. 
- Ja pierdolę....Mówię ci kurwa że ta laska robi nam zdjęcia. Chyba musisz ograniczyć kokę. 
- Nie, po prostu McKagan w przeciwieństwie do ciebie gram, a nie oglądam się za dupami! - Wolałem już tego nie komentować. 
- Ej! Co ty? Za robienie nam zdjęć się płaci! - pierwszy odezwał się Slash. Mnie, co dziwne, coś w tej dziewczynie z początku onieśmieliło. 
- Sorry, miałam nadzieję, że mnie nie zauważycie. To może ja już sobie pójdę - powiedziała cicho dziewczyna. Widać, że czuła się nie swojo. Strzelam, że nie na co dzień ma na kontakt z tak barwnymi postaciami. 
- Nie tak szybko. Tak jak mówiłem, za nasze zdjęcia się płaci - Powiedział pewnie, z tym zadziornym uśmiechem który tak dobrze znałem. Zawsze się tak uśmiechał, kiedy chciał jakąś poderwać. Nie wiem czemu, ale nagle miałem wielka ochotę dać mu w mordę i zmyć ten jego uśmieszek. 
- A czemu niby mam płacić za robienie wam zdjęć? 
- Przykro mi, takie zasady. Za robienie zdjęć przyszłym gwiazdom rocka trzeba bulić. - I znowu hollywoodzki uśmiech numer cztery, i znowu ręka mnie świerzbi. 
- Jeżeli chcesz, możesz mieć nasze autografy - W końcu przemówiłem. 
- Też za opłatą? Może po prostu powiedźcie, że chcecie na wino, a nie owijacie w bawełnę. - Dziewczyna się chyba rozkręca. 
- Czy to ważne, czy pieniądze pójdą na wino, czy nie? Ważne, że nam je dasz. 
- Nie, ważne jest to, że niczego ode mnie nie dostaniecie. A wgl, kim wy do jasnej cholery jesteście? Tacy genialni, a ja was nie znam. 
- Saul zajebisty Hudson, ale mów mi Slash. 
- A ja to Duff wyjebisty McKagan. 
- Jest też pozostała trójka, z którą tworzymy najlepszy zespół na świecie, znany Guns N' Roses.
- Ja jestem Michelle Petterson. Po prostu. Nie słyszałam o was. 
- Znałem kiedyś taką jedną Michelle. Była dziwką. A tak w ogóle, to pewnie nie znasz nas dlatego, że rodzice nie pozwalają ci słuchać takiej szatańskiej muzyki, a w domu masz być przed dobranocką. 
- Ale jak chcesz, to możesz poznać nas lepiej i przy okazji odebrać swoje autografy. W tej chwili już musimy lecieć, ale jutro spotkasz nas w tym samym miejscu, o tej samej porze - McKagan, co ty pierdolisz? 
- No ja nie wiem czy przyjdę. Tacy rockersi jak wy pewnie nie chcą się zadawać z taką cnotką, jak ja. 
- Bądź punktualnie. 
Rzuciła zdawkowe "Na razie" i oddaliła się. 
Oddalała się, a ja nie mogłem odwrócić od niej wzroku. "Bądź punktualnie". Na prawdę tylko na tyle mnie stać? Co w tej dziewczynie jest takiego wyjątkowego? Przecież to dziewczyna, jak każda inna. Tylko trochę młodsza. Tylko trochę bardziej niewinna. Tylko trochę bardziej urocza. Tylko trochę.. Nie!
I tak biłem się z myślami. Po jednej stronie coś, co pociągało mnie do tej Michelle, z drugiej zdrowy rozsądek. I tak do końca dnia. Do chwili zapomnienia nad piwem w Rainbow.

Slash:

Metallica - Master of Puppets

Szliśmy z Mckaganem Sunset. Rozmowy pomiędzy nami nie dało się zrozumieć. Taka ilość win robi swoje, a jeszcze ten skurwysyn kupił jakiś gówniany towar, przez który myślałem że zaraz kopnę w kalendarz. Ten to nie ma głowy do zakupów.  Żar lał się z nieba, co też nam nie pomagało. Chociaż jak tak sobie myślę, to Mckagan i tak nie byłby w stanie nic powiedzieć, a to wszystko przez tą laskę, Michelle. Widać, że miał ochotę ją przelecieć. No cóż, chyba mu się nie dziwię. Ładna, zgrabna, duże cycki, długie nogi, wszystko miała na miejscu. Jedyną wadą było to, że młoda, ale to w sumie żadna przeszkoda, nie takie już ruchaliśmy. A tak odnośnie ruchania, to dzisiaj muszę coś zaliczyć, bo wykituje. Od dwóch dni, nic mi się nie trafiło, a to klęska jak dla mnie. Może dzisiaj coś w Rainbow spotkam niewiastę wartą mnie. "Ooo całkiem ładny materiał" - pomyślałem obracając się za młodą, niczego sobie blondynką. Po dłuższej chwili zamyślenia, przemówiłem, to znaczy, wybełkotałem:
-Zaraz, zaraz Duff. Czy my przypadkiem nie znamy jakiejś Michelle? 
- No właśnie, też mi się tak wydaje.
- A to nie przypadkiem ta dziwka, którą ruchaliśmy wszyscy po kolei?
- No tak, a później jej nie zapłaciliśmy. 
- Ciekawą miała minę, kiedy wywaliliśmy ją z Hell'a bez ubrania, pieniędzy i dokumentów.
- Ale i tak lepsze było, kiedy na drugi dzień przyszedł jej alfons i wpierdolił Axlowi.
I tak wspominaliśmy każdego alfonsa, od którego rudy dostał po mordzie, aż dotarliśmy pod nasz piękny, ładny i zajebisty domek. A tam co? Gliny wychodzące z  naszego pięknego, ładnego i zajebistego domku? No ale cóż, to żadna nowość. Odwiedzają nas prawie codziennie. Ooo i nawet jakaś ładna policjantka. Mógłbym ją przelecieć.. Nie! Chociaż przez chwilę postaram się być grzeczny. Kurwa, to za trudne.. Tak w sumie, to chce mi się pić. Mam nadzieję że te skurwysyny będą coś miały. Muszą mi oddać trzy wina, które ostatnio rozpierdolili, po tym jak to bawili się w berka. Oczywiście pod wpływem speed'a.. Ooo a co to? Słońce ma ręce?


Emily:

Looks That Kill - Motley Crue



Siedziałam spokojnie w domu, ale już za chwilę miało mnie w domu nie być. Nie lubię w nim za długo siedzieć. Czuję się wtedy taka ograniczona. A do tego ciągłe czepianie się rodziców. "Nie maluj się, wyglądasz jak panda", "Z kim ty się zadajesz?", "Powinnaś brać przykład z Michelle". To ostatnie najbardziej działa mi na nerwy. Kocham Michelle, ale nienawidzę, kiedy ktoś nas porównuje. Jestem ta gorsza, głupsza, wredniejsza i bardziej nieznośna. Tak wiem, dotarło to do mnie już ładnych parę lat temu, nie muszą mi wszyscy o tym przypominać na każdym kroku. Na szczęście jestem na tyle mądra żeby wiedzieć, że to nie jej wina, dlatego nadal się przyjaźnimy i na tyle inteligentna, żeby mieć w dupie, co kto o mnie powie. A wracając do temu: kolejny powód, dla którego nie lubię siedzieć w domu? Kłótnie rodziców. Moi rodziciele są wziętymi lekarzami, to książkowe przykłady pracoholików. Nie dość, że nie umieją przez to do końca okazywać rodzicielskiej miłości, to w dodatku kłócą się ze sobą niemiłosiernie. O wszystko, nawet o to, z jakiej knajpy zamówić obiad. Tak, u mnie w domu jest bardzo zabawnie. 
Siedziałam tak i szukałam w szafie mojej ulubionej koszulki z Motley Crue, kiedy nagle ktoś zapukał do drzwi. 
- Otworze! - Ten komentarz z mojej strony był zbędny. I tak wiadomo, że mama nie ruszy szanownych czterech liter, aby podejść do drzwi. 
Koszulki niestety nie znalazłam, wzięłam więc pierwszą, lepszą i trzymając ją w ręku, stojąc w samym staniku otworzyłam drzwi. Doskonale wiedziałam kogo za nimi zobaczę, także luz. 
- Siema! - Bingo! Czasem się zastanawiam, co takiego powoduje to, że doskonale wyczuwam kiedy to właśnie Michelle stoi za drzwiami. 
- Cześć. - Menda zaraz zlustrowała mnie od stup do głów. Uwielbiam to nieco zażenowane spojrzenie mojej przyjaciółki. Zawsze doprowadza mnie do śmiechu. Słodka niewydymka. Jak to możliwe, że tak różne osobowości w ogóle zwróciły na siebie uwagę, nie mówiąc już o przyjaźni? 
- Co tam? - Zarzuciłam koszulkę chociaż wiedziałam, że mimo wszystko Michelle wcale nie przeszkadza, jak paraduję w staniku. 
- Nie zgadniesz co mnie spotkało kiedy robiłam zdjęcia nowym aparatem. 
- Co kurwa? widziałaś trupa? Albo nie! Ja pierdole. Nie mów mi, że widziałaś Nikkiego Sixxa! 
- Emily! Mówiłam ci tyle razy, wyrażaj się! Język jakim się posługujesz świadczy tylko i wyłącznie o tobie! - No pewnie, matka nie słyszała mojego wołania, kiedy pytałam gdzie do cholery schowała moją bluzkę, ale to już tak. 
- Dzień dobry pani Young! - I jak tu nie mieć jej za chodzący ideał? Szkoda, że mama nie zna jej tak dobrze jak ja. 
- No dobra, nie ważne, opowiadaj. 
- No, aparat robi lepsze zdjęcia, mniej prześwietla. Obsługa jest nieco trudniejsza ale .. - I w tym momencie, prawdopodobnie za sprawą mojego wzrostu zrozumiała, że nie o to mi chodziło - Aaaa, ty chcesz żebym ja opowiedziała kogo spotkałam, tak ? - Bingo! - No wiec: Idę sobie, robię zdjęcia i nagle przy melinie, wiesz której. Tam niedaleko domu mojej babci, widzę dwóch facetów. Starsi od nas. Jeden pił piwo, ale z tego co widziałam prawdopodobnie grał na basie, drugi brzdąkał coś na akustyku.. Całkiem nieźle grał muszę ci powiedzieć. W każdym razie uznałam, że zrobię im zdjęcie. Oni to zauważyli i była dość oschła rozmowa, ale na końcu i tak wyszło na to, że zapraszają mnie jutro o tej samej porze w to samo miejsce.
- No co ty, kontynuuj pierwszy wątek, przecież słuchanie o aparacie też jest bardzo ciekawe. - Uwielbiam zwracać się do ludzi sarkazmem - Oooo no to zajebiście. Ale wiesz, ja bym chyba nie szła na spotkanie z meliną. No chyba że mieliby wino. Chociaż nie, wtedy i tak bym nie szła. Ty jesteś taka napalona, a oni pewnie chcą cię tylko przeruchać.
-  Em! Nie mów tak! I tak nie mam zamiaru tam iść, ale przecież doskonale wiesz, jak nie lubię jak mi coś insynuujesz. A do tego... nie mów przeruchać, bo to wulgarne. - Już widzę jak aureola pojawia się nad jej głową. 
- Ale co ja takiego powiedziałam? No to dobrze, znając meliny jeszcze by ci coś zrobili.
- No i lepiej. Ale spokojnie, tak jak mówiłam i tak nie mam zamiaru tam iść.
- A co dzisiaj w ogóle robimy, bo nie chce mi się siedzieć w domu, i słuchać kazań rodziców, jak mam się zachowywać...
- Możesz przyjść do mnie.
- Nie. Ja tam próbuję dzisiaj wbić do Rainbow, po prostu muszę tam dzisiaj wejść. Idziesz ze mną?
- No, no dobra. Ale co z rodzicami? 
- Moim powiem, że idę do ciebie. I tak tego nie sprawdzą, bo mają dzisiaj dyżury w szpitalach. 
- Ok. To ja moim powiem, że nocuję u ciebie. I tak nie skontaktują się z twoimi rodzicami, jeżeli powiem, że mają dyżury. 
- No i sprawa załatwiona. Jak dzisiaj ten głupi ochroniarz nie będzie chciał mnie wpuścić, to go pogryzę. Ja ci to obiecuję! Muszę tam wejść.
- Tak, tak.. no jasne. 
- Wątpisz? 
- Skądże. Dobra, ja biegnę do domu. Mama pewnie się już denerwuje, godzinę temu miałam być. Będę o 20.00 
- Do wieczora! - krzyknęłam. 
I tak znowu zostałam sama. Ale nie na długo, wieczorem miałam z Michelle podbijać Sunset. 

TRZY GODZINY PÓŹNIEJ

Michelle za chwile będzie, a ja nadal wyleguję się z basem na łóżku. Wypadałoby się ruszyć. 
Pobiegłam do łazienki, odświeżyłam się i poleciałam szukać w szafie jakiejś odpowiedniej szmatki. Mojej ukochanej bluzki oczywiście nie znalazłam, zamiast tego wybrałam koszulkę na ramiączkach z Thin Lizzy. Do tego krótkie spodenki, jakiś makijaż i jestem gotowa. Słyszę dzwonek do drzwi. Idealnie! 
Za drzwiami oczywiście Michelle. To ta suka miała moją koszulkę! No pięknie.. 
Petterson to ten typ osoby, która nawet w koszulce z napisem "Pieprz mnie" wyglądałaby uroczo i niewinnie. Weźmy na przykład to, jak wygląda teraz. Bluzka z jednym z najbardziej kontrowersyjnych zespołów świata, a ty odnosisz wrażenie, że ona wybiera się do kościoła, chorej babci, albo czytać książki bezdomnym psom. 
- Siema Petterson. 
- Witaj Em. 
Koniec gadania, kierunek: Rainbow. 

Michelle:

Livin' On A Prayer - Bon Jovi


Emily wyglądała wystrzałowo. Zazdroszczę jej tej iskry, którą w sobie nosi. Idzie ulicą, a ludzie nie potrafią się za nią nie odwrócić. Starsze babcie z pogardą, faceci z zaciekawieniem, a kobiety z zazdrością. Teraz też wyglądała zjawiskowo. Nie blefuję. Każdy kto by ją zobaczył, przyznał by mi rację. Przez nią zawsze dostaję kompleksów. Ona i ja, szara myszka. Często ludzie mnie nie zauważają, traktują jak powietrze a to tylko dlatego, że koło mnie idzie Em. 
No więc szłyśmy do Rainbow, Emily nadal przykuwała spojrzenia ludzi. Prowadziłyśmy jakąś nic nie znaczącą rozmowę. No i w końcu stanęłyśmy przed barem. Świecący neon raził w oczy, ale to tylko potęgowało zajebistość tego miejsca. Przyznam się, że na plecach czułam dreszcz emocji. Spojrzałam na Em - oaza spokoju. Jej równowaga w tego typu sytuacjach zawsze dodawała mi odwagi.


_____________________________________________________________

Pewnie Was zastanawia, po jaką cholerę linki do utworów. Już wam na to pytanie odpowiadamy. Są to linki do utworów, które bohaterom z daną sytuacją się kojarzą. Przez rytm, tekst, tytuł, brzmienie gitar, głosu wokalisty czy innych aspekt. Umieszczone są nad, a nie pod danym wspomnieniem, ponieważ.. No właśnie, ponieważ to wspomnienie.

A co do samego rozdziału, mamy nadzieję, że Wam się spodoba. Liczymy na komentarze pozwalające nam ulepszyć bloga oraz całe opowiadanie.
Zapraszamy także do zakładki "Bohaterowie", ponieważ zaszły tam pewne, niewielkie zmiany.

MIŁEGO CZYTANIA!

środa, 19 marca 2014

Prolog.

Michelle:

Kiedyś byłam grzeczna. Oj tak, bardzo grzeczna. Bałam się ludzi, nie umiałam się przeciwstawić. Nikt nie traktował mnie przez to poważnie. Trochę było to uciążliwe. Co ja gadam? To było nie do zniesienia! Nie wiem, jak wytrzymałam tak aż 15 lat. Zawsze wpatrzona w Emily. Z jakim ona luzem podchodziła do nowo poznanych osób, z jaką lekkością wypowiadała swoje obiekcje na jakikolwiek temat. Dobrze, że chociaż trochę się przełamałam, inaczej bym Ich nie poznała. No właśnie, byłam grzeczna, a potem poznałam chłopaków. Bezczelny margines społeczny. Nie ukrywajmy, włóczenie się nocami po klubach nie należy do codziennych zajęć osób z wysokich sfer. Wracając do głównego wątku: poznałam ich i wtedy już nie byłam grzeczna, wtedy zaczęłam mieć własne zdanie. "Nie tak Cię wychowywałem", "Zawiodłam się"- tak właśnie komentowali to moi kochani rodziciele. Nie rozumieli. Oni chyba nie wiedzieli, jaki destrukcyjny wpływ na mnie miało to, w jaki sposób zostałam wychowana. Tak, zamknięcie w sobie i trzymanie dzioba na kłódkę mnie niszczyło. Najpierw wykańczałam się niewinnością, a potem narkotykami. Czy tylko mnie to bawi? Ale w tej chwili nie o tym mowa. W tej chwili wspominam. Wspominam jaka nagła zmiana we mnie zaszła. Wreszcie zaczęłam mieć coś do powiedzenia, ludzie zaczęli liczyć się z moim zdaniem. Tym razem to ja bagatelizowałam to, co mówią inni, a nie tak jak do tych czas na odwrót. A to wszystko dzięki Nim (no i oczywiście Em, ale o niej chyba nie muszę wspominać). To zabawne. To właśnie Ci, jak to nazywali ich moich rodzice, ćpuni pokazali mi, że w życiu trzeba się rozpychać łokciami. Ale nie tylko tę wartość mi przekazali. Gdyby nie oni prawdopodobnie nie dowiedziałabym się, co to miłość. Miłość w różnych tego słowa znaczeniu. To jednak zawdzięczam chyba głównie Duffowi. W końcu to on był pierwszym osobnikiem płci męskiej, któremu dałam do siebie podejść, na tyle blisko. W końcu to on dał mi coś, czego nie dał mi nikt inny. Nie mogę jednak zapomnieć o moich pozostałych przyjaciołach. Kocham ich. Każdego z osobna i wszystkich razem. To moja druga rodzina. Rodzina, którą wybrałam sobie sama. Axl pokazał mi, że nie mogę nikomu ufać na sto procent. Steven, on zawsze poprawia mi humor. Wystarczy spojrzeć na jego bujne loki ukrywające wieczny uśmiech. Izzy jest dla mnie żywym dowodem na to, że bratnie dusze istnieją. A Slash, oj Slash...No i Emily. To taka siostra, z którą wiecznie się kłócisz, ale prawda taka, że za żadne skarby być jej nie zamieniła. Jednak, jak to się mówi? Z rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciach? Oj tak, to też doskonale poczułam na własnej skórze. Nawet nie wiecie, ile razy mnie zranili. Pamiętam słowa ojca "Oni Cię ranią, a ty nadal Ich tak kochasz". Taka prawda. No ale przecież nie mogłam od Nich tak po prostu odejść. W dodatku sama nie raz równie mocno kopnęłam Ich w dupę. No cóż, nie zawsze było różowo. Kolejną rzeczą, jaką mnie nauczyli było to, jak boli strata kogoś bliskiego, oraz jak łatwo jest kochaną osobę zranić.. Gunsi dali mi dobrą lekcję, której tematem był: Sex, drugs & rock n' roll.

Emily:

Ostatnie lata bardzo mnie zmieniły, a także cholernie dużo nauczyły. Poznałam wiele ciekawych osób. Dowiedziałam się, co to znaczy życie w stylu Rock N' Rolla. Co to miłość, przyjaźń, i wszystkie inne uczucia, których wcześniej nie doświadczyłam. Chłopaki z Guns N' Roses pokazali mi, jak podążać za swoimi pasjami. Niektórzy mogliby myśleć, że to tylko zwykłe, nic niewarte ćpuny, ślepo dążące w stronę swoich marzeń, które i tak nigdy się nie spełnią. Oni jednak wierzyli, że to wszystko dojdzie do skutku, i ja byłam tego świadkiem, przez co nauczyli mnie jak ważna jest wiara w siebie i swoje umiejętności. W świecie pełnym narkotyków, alkoholu, wszelkich używek i innych problemów nie przeżyłabym także bez Michelle - mojej najlepszej przyjaciółki, która zawsze była dla mnie jak siostra. Była ze mną we wszystkich ważnych momentach mojego życia, chociaż czasami się kłóciłyśmy, zawsze mnie wspierała. Wadą tego wszystkiego jest to, że może nieco przeholowałam z różnym używkami, ale przecież człowiek uczy się na błędach...No to może zacznijmy całą tę historię od początku...

wtorek, 18 marca 2014

Przywitanie...

Cześć,
No to może...Na początku naszej wspólnej przygody chciałybyśmy się z wami przywitać. Blog prowadzony będzie, przez Magdę i Michelle. Nasze opowiadanie będzie opowiadaniem Fan-fiction, a jego głównym wątkiem najzajebistszy zespół świata Guns N' Roses. Jednymi z głównych bohaterek będą także Michelle i Emily, oraz członkowie innych zespołów jak np. Megadeth czy Skid Row. Mamy nadzieję, że będziecie się z nami dobrze bawić i spodoba się wam nasze opowiadanie.
PS. Już za niedługo na naszym blogu ukaże się prolog. A tymczasem zapraszamy do zakładki 'Bohaterowie'. Michelle & Magda :*