sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział VI

Emily:

Sex Type Think - Stone Temple Pilots


20 stycznia 1985r. Dokładnie za dwa tygodnie w naszej szkole miał odbyć się zimowy bal. O ile można mówić coś o zimie w upalnej Californii.
Żar lał się z nieba, a przypomnę - był styczeń. Media oczywiście zdążyły zrobić z tego wiadomość dnia. Mogłabym to zrozumieć, gdyby np. wylądowało ufo, albo miałoby miejsce jakieś inne nadprzyrodzone zjawisko, jednak oni najwyraźniej nie mieli po prostu lepszego tematu.
   Siedziałam wraz z Michelle na matmie. Ona była pochłonięta lekcją, a ja oczywiście myślałam o wszystkim, tylko nie o tym, co mówi nauczycielka. Za oknem, znajdowały się na to zbyt ciekawe widoki. Pech i nauczycielka, chcieli jednak zakłócić moje błogie chwile. Z zamyślenia wyrwało mnie wołanie belferki i szturchanie Michelle:
- Emily! Emily! Emily! Na miłość boską! Mówię do ciebie od jakichś 10 minut! Proszę natychmiast do odpowiedzi. - Yhym, tak. Ona mówi? Chyba drze ryja, a nie mówi! Swoją drogą, jak zawsze przesadzała. To nie trwało 10 minut. Pojebana kobieta.
- Idę już idę, przecież się nie pali. -  powiedziałam zachrypniętym - teraz już od papierosów - głosem.
- Dziecko co się z tobą dzieję?
Podeszłam do tablicy. W myślach miałam wizję, jak duszę ją gołymi rękami. Już miałam myśli przemienić w czyn, ale stwierdziłam, że nie pójdę za dziwkę później siedzieć.
- Pokaż zeszyt zobaczymy co tam ciekawego masz. - O to akurat byłam spokojna, zadania robiłam na bieżąco. Szybko jednak zwątpiłam.
Nagle z mojego zeszytu wypadła jakaś kartka. Pierwsze co zobaczyłam, to pismo Slasha. Nauczycielka czytając tekst, zaczęła się czerwienić. Byłam przegrana jeszcze bardziej.
- Dobrze to ja może nie będę czytać cudzych listów.
- Bardzo bym się cieszyła. - powiedziałam z ironią.  Oddała mi kartkę, po czym przeszła do pytania. Poszło lepiej niż myślałam. Z czwórką z odpowiedzi udałam się do ławki.  W myślach przeklinałam Slasha i nie mogłam doczekać się aż przeczytam jego wiadomość.
Zaczęłam czytać, nie pomyliłam się co do treści. Pojebany pan Hudson napisał tam wiersz o wydarzeniach poprzedniej nocy. Wiadomo o co chodzi. Zabiję, zabiję i jeszcze raz zabiję debila! Zaraz po przeczytaniu pokazałam poezję Saula Hudsona - najlepszego pisarza erotycznego - Michelle, która jak tylko to zobaczyła wybuchła śmiechem. Mnie raczej nie było do śmiechu.

***

Whiskey  in the Jar - Metallica


Po szkole zamiast do Hell'a pomaszerowałyśmy do Michelle, ponieważ musiała spakować jeszcze parę według niej niezbędnych rzeczy.
Pierwsze co zrobiłam, gdy już weszłyśmy do niej do mieszkania, to usiadłam na parapecie w jej w pokoju i zapaliłam kolejnego tego dnia papierosa. Wtedy z oddali usłyszałam jakiś zbliżający się hałas. Nie musiałam długo zastanawiać się kto idzie. Już po chwili zauważyłam blond czuprynę Duffa, a zaraz potem szopę Slasha.
- Hej! Fuckers!
- No pięknie! Pięknie witasz przyjaciół! - To Duff.
Nie odpowiedziałam nic tylko gasząc papierosa w donicy zeskoczyłam z parapetu i pobiegłam otworzyć im drzwi.
Slash i Duff weszli jakby nigdy nic. Duff z papierosem w ręce, a Slash z winem w kieszeni. Nie powiem, ciekawy widok. Chociaż już dobrze mi znany.
Mieli szczęście, że rodzice Chelle byli zajęci, bo mieli i dalej mają świra na punkcie sprzątania i dbania o swój dom. Gdyby ich wtedy zobaczyli, chłopaki zaraz znaleźli by się za drzwiami. Sama przekonałam się co to znaczy mieć takich rodziców - moi są dokładnie tacy sami. Z resztą, pewnie dlatego nasi rodziciele się przyjaźnią i mają ze sobą tyle wspólnych tematów do rozmów.
- Wina. wina, wina dajcie! A jak nie to spier...
- Duff! Ucisz się, moi rodzice są u góry! - Michelle skarciła blondyna.
W tamtej chwili jakoś nie mogłam dłużej wytrzymać z czekaniem na podzielenie się z chłopakami informacją o balu.
- Musimy wam coś powiedzieć! - wręcz wykrzyknęłam z zacieszem na ryju. W sumie nie lubiłam imprez szkolnych, ale zawsze to pretekst, żeby się napić. No nie?
- Błagam. Nie mówcie, że jesteście obydwie w ciąży! - Saul i jego mądre uwagi.
- Tak kurwa Slash! Odkryłeś nas!  - powiedziałam bez entuzjazmu. Jak on coś czasami powie, to zastanawiam się dlaczego z nim jestem.
Po minie Duffa było widać, że w tamtej chwili było mu szkoda słów na głupotę Hudsona. Popatrzył tylko na mnie pytająco.
- No więc... zacznę od tego że będziecie mieli pretekst do picia. - musiałam zacząć od tego żeby ich jakoś zachęcić. Alkohol dla nich był nie małą atrakcją.
- Hmmm ... podoba mi się. Mów dalej. - Duff popatrzył na mnie zaintrygowany.
- Idziemy na bal! - powiedziałam z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Eeeee! .. Jestem na nie. Nie lubię się w takie rzeczy bawić.
- Mckagan zamknij się! Ty się nie znasz! - wykrzyczał do niego Slash. - Ale alkohol jest w cenie, prawda? - to powiedział już do mnie. Wiedziałam że procenty go przekonają.
- Tak, jest w cenie. Czyli mam rozumieć że idziemy?
- Muszę? - Duff nadal narzekał.
- Mackagan, ty jak jakaś stara baba. To weź się kurwa zamknij w domu i z niego nie wychodź. Załóż sobie ciepłe kapcie, kup sobie piwo, przykryj się kocem i zestarzej się  w tak  kurwa młodym wieku. Co ty się ludzi boisz? Czy jak? Oczywiście że idziemy! Duff nie ma nic do gadania. Czy chce czy nie, idzie z nami.
- Dobra. Ja jestem gotowa, możemy już iść do domu - powiedziała Michelle wchodząc do kuchni z walizką " najpotrzebniejszych rzeczy ". Tak w prawdzie, nawet nie zwróciłam uwagi kiedy opuściła nasze zacne grono.
- Zahaczymy jeszcze o sklep. - strasznie chciało mi się pić, a po drugie kończyły mi się fajki.
I wyszliśmy. Michelle odpowiedzialne zadanie targania walizki powierzyła Duffowi, który wręcz sam to zaoferował. Slash szedł koło mnie z jedną ręką w tylnej kieszeni mych szortów. I tak właśnie maszerowaliśmy w upale styczniowego popołudnia.

Duff:

Problems - Sex Pistols


Dzień tego cholernego balu. Gdyby Michelle wiedziała, jak bardzo nie chciałem na niego iść, pewnie z dobroci serca pozwoliłaby mi na zostanie w domu. " Wyglądam jak pajac " - pomyślałem przeglądając się w lustrze. Przede mną nie stał rockman, z wytapirowanymi włosami i podartymi spodniami, jak to bywało co dzień, teraz stał tam dryblas w smokingu i szopą ujarzmioną w kucyku. " Kurwa "..
- I jak wyglądam stary? - spojrzałem w bok, gdzie na odpowiedź czekał Saul. Kiedy go zobaczyłem, o mało nie wybuchłem śmiechem. Ja, w przeciwieństwie do niego przynajmniej umiem wiązać porządnie krawat.
- Genialnie... udajesz biznesmena wracającego po pijaku do domu, tak?
- Ha! ha! Bardzo śmieszne! Pomóż mi, a nie suszysz zęby panie James Bond.. - Jak poprosił, tak zrobiłem. Poprawiłem mu koszulę, marynarkę, a krawat zawiązałem jak należy. " No, teraz to klasa ".
- O kurwa ... - Slash otępiały patrzył w stronę schodów. Mimowolnie obróciłem się w tym samym kierunku.
Po schodach, niczym olimpijskie boginie schodziły dziewczyny. Pierwsza szła Michelle. Miała na sobie krótką czerwoną dość zwiewną kieckę. Opinała się tam gdzie trzeba, co uwydatniało jej, jak dla mnie idealną figurę. Na nogach zabójcze czarne szpilki, gdzie do dzisiaj zastanawiam się, jak ona mogła w tym w ogóle chodzić. Włosy spięte w kok, a do tego makijaż, z którego jedyne co pamiętam to czerwono-krwiste usta. Wyglądała na prawdę zjawiskowo. Z resztą tak samo jak Emily, która miała na sobie czarną, koronkową, krótką sukienkę. Obcisła kiecka podkreślała wszystkie zalety jej ciała. Do kompletu czerwone szpilki. Miały chyba z 15 cm! W dłoni trzymała małą, czarną torebkę. Włosy kręcone, rozpuszczone. Co do makijażu, miała ciemnoczerwoną szminkę, a na powiekach czarny cień.
- Zamknij buzię, bo ci mucha wleci - powiedziała Michelle, która w szpilkach nie była już taka malutka jak zawsze. Byłem pod takim wrażeniem, że nie umiałem wydusić z siebie ani słowa.
- Kochanie co tak patrzysz? - powiedziała Emily do Slasha, on także zaniemówił.
Nasze dziewczyny z dzikich, rockowych lasek zamieniły się w seksowne panienki, przez co Hudson wyglądał jakby zaraz miał się rzucić na Em. Z resztą ja miałem taką samą ochotę w stosunku do Michelle.
- Oh. Widzę, że nie chcecie z nami rozmawiać. No cóż .. chodźcie.. - Michelle pociągnęła mnie za rękę. Slash objął Em w talii. Ruszyliśmy na bal.


* na balu *


Przed szkołą, na korytarza, przed salą gimnastyczną i w niej. Wszędzie pełno pięknie wyglądających dziewczyn. Jednak mówiąc zupełnie obiektywnie pozostałym brakowało tego czegoś, co nasze dziewczyny miały. Chyba nie tylko ja tak uważałem, ponieważ każdy napotkany osobnik płci przeciwnej jak nie zagwizdał, to chociaż się za Em i Michelle obrócił. Sala była przystrojona tak, jak by zaraz miała wparować królowa Angielska. Wtedy znowu oprzytomniałem, że to nie miejsce dla mnie. Zapomniałem o moich wątpliwościach, kiedy spojrzałem na stolik cały zastawiony alkoholami. Teoretycznie to nie dopuszczalne, żeby na szkolnej imprezie było tyle procentów, praktyka wyglądała jednak nieco inaczej.
Wraz ze Slashem postanowiliśmy wykorzystać te trunki jak najlepiej i pokazać im jak się bawią niegrzeczni chłopcy.
Gdy wszyscy już przybyli, dyrektor osobiście przywitał młodzież z wysokiej sceny, po czym impreza się zaczęła.
Swoją drogą bardzo bawiło mnie to że Emily była trochę wyższa od Slasha w tych szpilkach
- Hmmm .. Tak przystojni faceci mają zakaz wstępu na tę imprezę. - Usłyszałem damski, dość niski, głos, w którym dało się wyczuć wręcz erotyczną nutę. Byłem pewien, że to nie głos Michelle. Kiedy odwróciłem się, aby zobaczyć kto jest jego właścicielem ujrzałem chodzące przeciwieństwo Michelle i Em. Wysoka, długonoga blondszmata. Nie, nie przesadzam. Na prawdę miała w sobie coś ze szmaty, chociaż sądząc po jej kusej sukience była tego zupełnie świadoma.
- Oo tak wiem, jestem przystojny, nie musisz mi tego mówić. - powiedziałem, po czym odwróciłem się z powrotem do stołu z szampanem
- Oj no. Skarbie. Nie graj takiego niedostępnego .. Jesteś tutaj sam? Jak chcesz, to mogę ci potowarzyszyć.. - położyła mi rękę na ramieniu.
- Nie, jest ze mną. Spadaj Cindy.. - wybawienie. Cichutki głos Michelle..
- A co, to twój brat?
- Nie, to nie jest mój brat. Z resztą nie powinno cię to obchodzić. Spierdalaj. - przyglądając się tej sytuacji, doszedłem do wniosku, że to nie nie może skończyć się dobrze, a może moja opinia była nietrafna?
- Nie brat? To może kuzyn? Albo wiem .. to facet w ogłoszenia, a ty mu płacisz za to, żeby przyszedł z tobą na bal, jako osoba towarzysząca? .. Michelle, proszę Cię. Nie rób z siebie pośmiewiska. Przecież obydwie wiemy doskonale, że ktoś taki nie zwróciłby na ciebie uwagi. - w tym momencie całą tą sytuacją zaciekawiła się Em, która zaraz znalazła się u boku przyjaciółki.
- Czego tu chcesz dziwko? - zaczęła ostro, w Cindy aż się zagotowało. Chyba pójdę po popcorn.
- Emily, spokojnie.
- No właśnie Emily, spokojnie. Ja po prostu chcę, żeby nasz kochany mul książkowy nie próbował oszukać całej szkoły. - Wiem, że powinienem na to jakoś zareagować, jednak nauczono mnie, że w czyjeś sprzeczki wtrącamy się tylko w przypadkach krytycznych.
- Odpierdol się od nas. Na pewno jakiś koleś na jedną noc, już gdzieś na ciebie czeka. Więc żegnam.
- No ja właśnie widzę takiego jednego. Ciemna karnacja, ciemne kręcone włosy.. Uhmm, na prawdę nie zły towar.
- Przykro mi, ale on jest już zajęty przeze mnie. - Emily odwróciła się do stołu przy którym opróżniałem kieliszki z szampanem i także się skusiła. Wypiła 2 prawie jednym tchem.
- No to zajmę się blondynem - Niejaka Cindy odwróciła się, złapała mnie za ramiona, przyciągnęła do siebie i namiętnie pocałowała. Nie zdążyłem nawet jakkolwiek zareagować, kiedy usłyszałem jej pisk. Wtedy zrozumiałem co się stało. Michelle perfidnie pociągnęła ją za włosy niszcząc jej idealną fryzurę.
- Spieprzaj od mojego chłopaka dziwko! Rozumiesz?! .. - I w tym momencie za sprawą siły rąk mojej dziewczyny blondi wpadła w jeden ze stołów z alkoholem. Zawartość wszystkich otwartych butelek znalazła się na Cindy. Nie mogłem powstrzymać się od śmiechu.Emily również zaczęła się głośno śmiać.
- Muszę ci powiedzieć że bardzo ładnie wyglądasz. - Skwitowała. Od tyłu zaszedł ją Slash, chwycił w talii i również zaczął się śmiać.
- Popamiętasz mnie Petterson! Ughh! - Niezgrabnie wstała po czym ze złamanym jednym obcasem pobiegła w stronę łazienki. Wszyscy zainteresowani już po chwili zajęli się sami sobą. Ekipa sprzątająca zabrała się zbieraniem resztek kieliszków, zaś Michelle przez chwilę na powrót była Michelle sprzed 3 lat. Postawa niepewna i wzrok wbity w podłogę. Co chwilę zerkała na mnie przepraszającą miną, jak bym miał gniewać się na nią za to, co się przed chwilą wydarzyło.
- No to trzeba się w końcu napić! No nie? - ten pomysł podobał mi się jak najbardziej
Nalewałem właśnie szampana dla Michelle, kiedy poczułem, że ktoś mnie od tyłu przytula. Pewien, że to znowu Cindy już miałam się odwrócić i nawtykać jej parę rzeczy, jednak spostrzegłem, że to Michelle.
- Kochasz mnie? - nigdy nie rozumiałem czemu zadawała to głupie pytanie.
- A dlaczego miałbym cię nie kochać?
- No bo ona Cię pocałowała.. - sarnie oczy.
- No właśnie: ONA. Ja tego nie odwzajemniłem. - powiedziałem ze zrezygnowaniem.
- Jesteś tylko mój. Żadna szmata nie będzie mnie obrażać .. - I tym razem to ona pocałowała mnie, a w momencie połączenia się naszych ust poczułem, że wraca ta pewna siebie Michelle. Ta, która zaatakowała Cindy. Taką ją chyba lubię najbardziej.
A potem szło już tylko lepiej. Mimo, że byłem tak negatywnie nastawiony, impreza zaczęła się rozkręcać. Alkoholu było więcej niż dużo, nauczyciele nie pilnowali nas prawie w ogóle, muzyka też była nie najgorsza. Ludzie zaczynali wychodzić na parkiet. My ze Slashem nie chcieliśmy być gorsi: poprosiliśmy nasze towarzyszki do tańca. Takim sposobem znaleźliśmy się po środku całego tego tłumu. Świetnie się bawiliśmy.

Michelle:

Living in Sin - Bon Jovi


Zabawa trwała i chociaż jeszcze przed chwilą zamartwiałam się incydentem z Cindy, teraz już zupełnie o nim zapomniałam. Pomogli mi w tym przyjaciele i nie powiem, także procenty.
Z głośników zaczęło lecieć "You Shook me " Led Zeppelin. Duff i Emily akurat wyszli zapalić, zaś Slash zaciągnął mnie na parkiet. Przytulił mnie i położył ręce na pograniczu lędźwi i mojego tyłka, czułam sie dość niezręcznie, prawdę mówiąc.
- Nie wiedziałam, że z ciebie taki tancerz. - szepnęłam mu do ucha.
- Z tym się trzeba urodzić. Tobie też to zajebiście idzie. Powinniśmy wystąpić w jakimś konkursie. Jakby cię zobaczyli, to nawet nie musielibyśmy tańczyć. - Slash seksownie się uśmiechał i szeptał mi do ucha. Jego ręce przesunęły się niżej i już bez skrępowania trzymał je na moim tyłku. Zastanawiałam się, jak na to zareagować.
- Dobra Slash, już tak nie czaruj. - w tym momencie Saul przechylił mnie zgrabnie w tył. Poczułam jego oddech na swoim dekolcie.
- No przecież nie zaprzeczysz. - Wyprost, a jego twarz niebezpiecznie zbliżyła się do mojej. Jakby tylko ten taniec widział Duff...
- Saul, powiedz po prostu, że Cię pociągam. - zaczęłam się śmiać. Niewinny żarty, nic więcej.
- Jak każda laska. Ale ja przepraszam cię bardzo, JESTEM ZAJĘTY.
- Ale ja to wiem. - puściłam do niego oczko i tym razem ja zaczęłam się "bawić". Chwyciłam koniec sukienki i lekko uniosłam ku górze tak, że moja, nie powiem zgrabna noga był jeszcze bardziej wyeksponowana.
Slash zaczął szeptać mi jakieś "czułe słówka" do ucha, a dłonie przełożył na moje biodra. Nie skłamię mówiąc, że coraz bardziej mi się to podobało.
Piosenka dobiegła końca. Rozejrzałam się po sali i na moje nieszczęście zauważyłam Duffa stojącego przy wejściu z założonymi rękami. Nie wiedziałam, jak długo tam stał. Nie wiedziałam, co dokładnie widział. Mogłam się jedynie domyślić, co czeka na mnie w domu. Jednak w tamtej chwili nie chciałam psuć sobie humoru. Spojrzałam na Saula .. z nim także wiązało się wiele niewiadomych. Nie wiedziałam, czy to co przed chwilą zaszło to jedynie niewinne żarty. Nie wiedziałam, czy to było winą alkoholu, czy może imprezowego nastroju. Wiedziałam jednak tyle, że coś się zmieniło.
Spojrzałam jeszcze raz w stronę wejścia. Zaraz obok Duffa stała Emily, z kieliszkiem wina w ręce. Ona jednak nie patrzyła się w naszą stronę. Wzrok zajęła czymś innym. "Na moje szczęście" pomyślałam.
Dochodziła już 3:00. Pomyślałam, że czas zbierać się do domu. Wszyscy mieli już dosyć dobrą fazę. Nasz wygląd był wręcz proporcjonalnie beznadziejny do ilości wypitego alkoholu. Chwialiśmy się na boki, oczy obserwujące świat nieobecnym spojrzeniem.

Duff :

Angry Again - Megadeth


Szliśmy do domu w ciszy. Tylko Slash cały czas coś nawijał. Mnie osobiście nogi i język się już plątały. Jednak dokładnie pamiętam to co widziałem z tańca Michelle i Slasha. O ile można było nazwać to tańcem.
Kiedy już doszliśmy na miejsce w domu nikogo nie było, co w sumie ani trochę mnie nie zdziwiło. Wszyscy byliśmy tak padnięci, że grzecznie pomaszerowaliśmy do swoich pokoi. Osobiście jednak sądzę, że Slash nie da Emily tak szybko zasnąć. Jeżeli wiecie o czym mówię ..
- Kurwa, ale mnie nogi bolą. - narzekała Michelle zdejmując szpilki.
- To pewnie od tego tańca ze Slashem. Widziałem, że świetnie się ze sobą bawicie. - Postanowiłem jej wygarnąć co o tym myślę. Nie mogę przecież udawać że nic się nie stało.
- No tak. Tak samo świetnie jak z tobą, Emily, Ronem, Katy, czy kimkolwiek innym.
- No właśnie o to chodzi że nie! Jakoś z nikim innym, nawet ze mną, tak nie tańczyłaś. - Jęki z pokoju naprzeciwko doprowadzały mnie do szewskiej pasji.
- Jak? Duff możesz mi powiedzieć kurwa jak?! Jak niby tańczyłam z Slashem?
- Nie rób ze mnie debila! Może myślisz że nim jestem, skoro uważasz że, nie zauważyłem jak się do siebie uśmiechacie, szepczecie sobie jakieś słodkie słówka na ucho, jak Hudson macał cię po dupie i wszystko inne. Jeżeli chcesz, możemy zakończyć nasz związek. Idź sobie do niego, jeżeli tak źle ci ze mną! - krzyczałem jak najgłośniej tylko potrafiłem. Musiałem wyładować wszystkie złe emocje, które we mnie siedziały. Prawda taka, że miałem ochotę najebać się do nieprzytomności.
- Duff! Co ty kurwa gadasz?! To były żarty! Nie mam zamiaru, nie chce się z tobą rozstawać!
Michelle wstała, a bez szpilek była na powrót malutką Michelle.
- Ha-ha-ha! Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś zabawna? Jak nie, to ludzie naprawdę są tępi... Jakoś mi to nie wyglądało na żarty.
- Zacznijmy od tego, że dla ciebie nawet nasza zwykła rozmowa nie wygląda na rozmowę. luzuj człowieku! Wszędzie węszysz zdradę! Jeżeli mi nie ufasz, to mi to powiedz!
- Dobra. Mówię. Nie ufam ci! Nie dajesz mi takich powodów żebym miał ci ufać.
- To może mam siedzieć tylko w domu, u twojego boku i nie rozmawiać z nikim innym, żebyś miał do mnie pełne, kurwa, zaufanie?!
- Nie! Masz się zachowywać normalnie! Wiem jak wygląda zwykła rozmowa! I zwykły taniec! Na pewno nie tak jak ty to robisz. - Ostatnie zdanie powiedziałem ciszej, nie miałem siły dłużej krzyczeć. Chciałem jak najszybciej opuścić dom, żeby najebać się do nieprzytomności. Wyszedłem, trzaskając drzwiami. Pomaszerowałem prosto do najbliższego pubu.


Michelle:

Screaming For A Love Bite - Accept


Normalny piątkowy wieczór. Nudziło się nam, byliśmy spragnieni i chcieliśmy się nieco zabawić. Postanowiliśmy więc zorganizować imprezę.
Męska część nas zaprosiła wszystkich znajomych. Kiedy każdy z nich przyniósł jakiś alkohol zabawa zaczęła się na całego. W ruch poszła koka, crack, speed i inne jakże zajebiste używki. Wszyscy wciągali kreski, dawali sobie w żyłę. Do krajobrazu prosto z filmu brakowało jeszcze tylko glin.
Izzy ładował w kanał w towarzystwie jakiejś laski, która patrzyła na niego jakby zaraz miała go przelecieć. W sumie tak też się stało. Z kolei Steven, grał wraz z Sebastianem na jakiejś zajebanej konsoli. Wystarczyło na nich spojrzeć, a od razu człowiek wiedział, że byli już nieźle nagrzani. Emily i Slash siedzieli na kanapie wtuleni w siebie. Oboje trzymali butelkę jakiegoś trunku w jednej i skręta w drugiej dłoni. Ich impreza wyglądała mniej więcej tak: 'łyk wina', pocałunek, zaciągnięcie się i wydmuch dymu wprost w twarz drugiego. I tak w kółko, bez przerwy, aż do porzygu. W drugim kącie pokoju Axl popisywał się przed jakąś laską swoją grą na gitarze. Mimo jego urokliwego uśmiechu i tak wszyscy wiedzieliśmy że chcę ją po prostu przelecieć. Duff pił ze swoimi kolesiami. Oczywiście dalej był na mnie obrażony. Nawet do końca nie wiem o co,  ale był. No cóż, faceci tacy już są. Obrażają się o wszystko o co tylko mogą. Byle mieli pretekst do picia.
W całym budynku, a głowę dam sobie uciąć, że także na duża odległość od niego słychać było głośną, dziką muzykę. W tej chwili byli to akurat Rolling Stonesi. Dźwięki gitary i hipnotyzujący wokal były drugim, zaraz po dragach sposobem na niezły odlot.
W ofercie posiadaliśmy palenie bierne jak i dobrowolne. Kłęby dymu były tak duże, że widoczność zmniejszyła się już wręcz do zera. W powietrzu dało się czuć także pomieszany zapach wina, wódki, piwa i wszystkich innych trunków obecnych w tym domu, a trochę ich było.
Kiedy impreza się rozkręciła a w ruch prócz alkoholu, papierosów i używek wkroczyły ciała (czytaj: pijani ludzie próbowali tańczyć) Duff zaprosił na parkiet Em, bo przecież w tej chwili na mnie nawet nie spojrzy. Do mnie za to przysiadł się Slash, uraczył swoim winem i heroiną od Izzy'ego - bał się o moje samopoczucie, bo jak do tej pory byłam najbardziej trzeźwą osobą w pomieszczeniu. Kiedy kontury postaci stawały się coraz mniej wyraźne Slash zaczął:
- A tym razem o co się pokłóciliście?
- No a jak myślisz, o co?
- No nie wiem właśnie. Dlatego pytam
- O zazdrość Duffa. Zobaczył nasze wygłupy podczas tańca i wziął to na serio.
- Nie przejmuj się nim i napij z wujkiem Slashem - Zabrałam mu butelkę i wypiłam do dna. Musiałam odstresować.
- No i to mi się podoba. O a popatrz na króla i królową parkietu! - uśmiechnął się, po czym pokazał na Em i Duffa tańczących w najlepsze.
- Właśnie widzę. Duff widać mniej przejmuje się naszą kłótnią, niż ja .. - alkohol wcale nie poprawiał mi humoru. Wręcz przeciwnie, dołował mnie jeszcze bardziej.
- No ty, ty też się nie przejmuj. Możesz zawsze spędzić wieczór w moim towarzystwie. - uśmiechnął się do mnie zachęcająco.
- Wiesz co? - zapytałam zerkając na zegarek, którego wskazówki wskazywały godzinę po 2 w nocy. - Ja może lepiej pójdę się wykąpać i położyć. Nie mam dzisiaj humoru do zabawy. - wstałam. A raczej próbowałam wstać. Nie sądziłam, że jestem aż tak pijana.
- No nic, napiję się z kimś innym. - powiedział ze zrezygnowaniem. Jednak Slash musiał zobaczyć, że nie jestem w stanie sama pójść, ponieważ wziął mnie na plecy i zaczął iść ze mną po schodach. - Pomogę ci. - powiedział dumnie.
- Hahahaha. co ty wyprawiasz? - śmiałam się jak małe dziecko.
- Pomagam. Potrzebującym trzeba przecież pomagać. No nie? - mówił, po czym otworzył drzwi do łazienki, postawił mnie na podłodze i wyszedł.
- Gdzie moja towarzyszka? - usłyszałam dobiegający z dołu głos Duffa. " W łazience " pomyślałam. - Oooo, tutaj jesteś Emily! - ogarnęło mnie smutek, który zaraz potem ustąpił miejsca nerwom.
- Ej! - zawołałam za Saulem.
Hudson odwrócił się. Popatrzyłam na jego pewną siebie postawę, oczekujące spojrzenie i wpadłam na chyba najgłupszą myśl w moim życiu. " Skoro Duff tak bardzo chce być zazdrosny, to dam mu do tego powód ". Zaciągnęłam Slasha do łazienki, drzwi zamknęłam na klucz aby nikt przypadkiem nam nie przeszkodził. Z akcji w łazience nie pamiętam zbyt wielu szczegółów. Spowodowane jest to pewnie ilością wtłoczonych we mnie różnych substancji, od alkoholu zaczynając, na herze kończąc. Pamiętam jednak wystarczająco. Zaczęło się dość niewinnie, od pocałunku. Potem było tylko lepiej. Ciało Slasha zaczęło coraz mocniej na mnie napierać, jego pocałunki z ust przeszły na szyję, ramiona, dekolt, piersi. W tamtej chwili ani myślałam się temu opierać, a wręcz przeciwnie, zadowolona mruczałam Saulowi do ucha jakieś sprośne teksty i cieszyłam się jak głupia kiedy spełniał wszystkie moje życzenia. Punkt kulminacyjny miłosnego uniesienia przypadł na kabinę prysznicową. Zimna woda ukoiła nasze rozgrzane temperamenty, a jednocześnie była idealnym przeciwieństwem dla gorących dłoni Saula zgrabnie poruszających się po moim nagim, niewinnym ciele. Muszę przyznać, że Slash był świetnym kochankiem. Przez cały czas musiałam pilnować się, aby okrzyki rozkoszy nie były zbyt głośne. Nie chciałam przecież, żeby Duff się domyślił. Kiedy było już po wszystkim opuściliśmy łazienkę. Nie jednocześnie oczywiście. Ja weszłam pierwsza i z racji tego że padałam na twarz udałam się do sypialni mojej i Michaela. Slash wyszedł jakoś po mnie i nie chcąc stracić zabawy prawdopodobnie wrócił jeszcze do gości. Kładąc głowę na poduszce czułam się okropnie. Nie chciałam budzić się rano, nie chciałam spoglądać Duffowi w twarz po tym, co mu zrobiłam. Wyrzuty sumienia zżerały mnie od środka. Michelle jak zawsze mądra po szkodzie. Rozum podpowiadał, że to, co się wydarzyło nie może mieć miejsca ani razu więcej. Radził unikać Saula przez najbliższe kilka dni, pragnienie jednak mówiło co innego. A ja osobiście nie umiałam zasnąć.

Duff:

Runnin' with the Devil - Van Halen


- Gdzie jest moja towarzyszka? - krzyknąłem rozglądając się po salonie. - Oooo, tutaj jesteś Emily. - stała oparta o komodę zaciągając się papierosem, a właściwie kończąc do już.
Nigdy nie czułem się jeszcze tak dobrze! I chyba nigdy aż tyle nie wypiłem, w ciągu tak krótkiego czasu! Biję swoje rekordy. Nie wiem, czy mam tak dobry dzień, czy to po prostu zależało to od towarzystwa. Jak już o towarzystwie mowa. Na początku imprezy piłem z chłopakami, później jednak przerzuciłem się na płeć żeńską, mianowicie Emily. Przebawiłem z nią przez większość nocy. Znałem ją już trochę, ale nie przyszłoby mi na myśl że ta Cholera potrafi wypić tyle ile ja i jeszcze pozostawać w formie. Do tego wszystkiego tańczyła jak nikt inny. Podsumowując: Em była idealną towarzyszką na imprezy.
O Michelle się nie martwiłem. Widziałem, że zajął się nią Slash. No właśnie: Slash. Za akcję na balu nadal byłem na nią obrażony i nie zamierzałem tego zmieniać.
- Może pójdziemy zapalić na zewnątrz. Hę? - zapytałem podchodząc do Em.
- Skoro proponujesz, to nie odmówię. -uśmiechnęła się, i ruszyła w stronę drzwi.
Kiedy wyszliśmy na zewnątrz panował tam totalny mrok, rozjaśniany jedynie poświatą bijącą z okien naszego domu.
Wyciągnąłem paczkę czerwonych Marlboro i poczęstowałem moją towarzyszkę.
- Mckagan jaki ty jesteś dzisiaj hojny, no nie wierzę! - powiedziała zgrabnie odpalając papierosa
- Dzień dobroci dla zwierząt moja droga - uśmiechnąłem się ukazując wszystkie moje lśniące zęby.
- Rozuumiem. Kurwa, Duff czuję się jak w chłodni. Zimno mi. - powiedziała i usiadła na schodach, zaciągając się dymem. Muszę przyznać, że wyglądała całkiem ładnie.
- Ja cię ogrzeję ciepłem mego ciała. - z trudnością przykucnąłem obok i objąłem ją ramieniem. - I jak, lepiej?
Pokiwała twierdząco głową.
Sięgnąłem po jej papierosa, zaciągnąłem się po czym jak gdyby nigdy nic go jej oddałem. Em nawet nie skomentowała, uśmiechnęła się tylko do mnie dziewczęco.
Na razie nie chciałem wracać do środka , tutaj było mi dobrze. "Przeżyć odlot na schodach, to byłoby coś" pomyślałem. Postanowiłem więc, że spełnię swoje pragnienia. Wyciągnąłem woreczek z koką i usypałem 4 kreski na schodach. 2 dla mnie, 2 dla Emily. Nawet się nie zawahała. Od razu wciągnęliśmy wszystko i oddawaliśmy się tej błogiej chwili. Odpływaliśmy wtuleni w siebie, oparci na schodach, wpatrzeni w gwiazdy, Od czasu do czasu upijając łyka z flaszki którą przynieśliśmy ze sobą.
Gdy się teraz nad tym zastanawiam to uznaję, że gdyby ktoś przypadkowy mógł nas wtedy zobaczyć. Leżących na schodach, objętych, zaciągających się jednym szlugiem i pijących z jednej butelki mógł by uznać, że jesteśmy ze sobą w cholerę blisko, że jesteśmy razem. Blisko razem byliśmy, owszem, przecież Em to moja przyjaciółka, jednak wtedy żadne z nas nie traktowało jego jak flirtu, a jedynie pijackie wybryki. W tamtej chwili zrozumiałem o co chodziło Michelle która mówiła, że taniec ze Slashem to tylko wygłupy. Już nie byłem na nią tak wściekły, jak jeszcze 24 godziny temu.
Kiedy uznaliśmy, że nam się chce, ruszyliśmy dupska sprzed domu i wróciliśmy do środka. Bawiących się gości było coraz mniej, pozostali półprzytomni leżeli... w zasadzie wszędzie. Impreza powoli zmierzała ku końcowi, w końcu zbliżała się czwarta w nocy.
- Chyba pójdę spać. - powiedziała Em rozglądając się po salonie. Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem. - No co? Dzisiaj muszę wcześnie wstać. - jej zachrypiały głos i pijackie gesty.
- Dobrej nocy
- Dobrej nocy McKagan. Dzięki za zabawę. - pocałowała mnie w policzek na odchodne i pomaszerowała na górę.
Ja za to udałem się do zamrażarki po jeszcze jedno piwo, którego kurwa nie było. Zrezygnowany, bez Em, bez piwa postanowiłem także pójść spać. Powędrowałem na piętro.

***

Together - The Raconteurs


Kiedy wszedłem do pokoju nie było w nim totalnie ciemno, bo wschodzące już słońce leniwie zaczynało oświetlać go swoimi promieniami, dzięki czemu dostrzegłem postać siedzącą na parapecie. To była Michelle.
Dopiero po chwili zorientowała się, że jestem w pokoju
- Michael.. Przepraszam. - Przeniosła wzrok z widoku za oknem na mnie.
- W sumie to ja powinienem cię przeprosić.
- Faktycznie trochę przesadziłam na balu z Saulem, ale my na prawdę tylko żartowaliśmy. - Podeszła do mnie i tłumaczyła się, jak by nie słyszała co przed chwilą powiedziałem.
- Nie powinienem był w ogóle robić z tego problemu. Przecież wiem, że nie zrobiłabyś tego na poważnie.
- Najbardziej zabolało, kiedy powiedziałeś, że nie masz do mnie zaufania. - ujęła moją twarz dłońmi i popatrzyła głęboko w oczy.
- Byłe wkurwiony. Tak już mam, że wtedy robię i mówię różne głupie rzeczy.
- Kocham Cię, nawet jak się wkurwiasz i robisz głupie rzeczy. - uśmiechnęła się do mnie, jednak w jej oczach nadal widziałem pewien niepokój, jednak nic nie powiedziałem. Po prostu przytuliłem ją do siebie i myślałem o tym jaki ja byłem głupi, żeby robić awantury o byle co.
Kiedy już się od siebie oderwaliśmy nie poszliśmy spać. Wyszliśmy na dach i przez resztę ranka rozmawialiśmy o różnych bzdurach nadrabiając czas stracony przez kłótnię.


_______________________________________________________________________________

No i jest rozdział VI. Jesteśmy z niego w miarę zadowolone. Jest trochę akcji, coś się dzieje. I prosimy was ( prośba skierowana do osób zupełnie biernych. Jeżeli ktoś czasem nie pozostawi komentarza z jakiegoś powodu, jednak zazwyczaj coś napisze, to oczywiście to rozumiemy) , zostawcie po sobie jakiś znak. Chociaż jedno zdanie. No przecież to nie kosztuje dużo wysiłku. A dla nas liczy się każda opinia. No bo jeżeli dalej będzie tak marnie, to będziemy rozważać, czy w ogóle ciągnąć to dalej.

piątek, 6 czerwca 2014

Liebster Blog Award i Versatile Blogger Award


NA SAM POCZĄTEK TROCHĘ NIEPRZYJEMNIE: Chcemy nadmienić, iż jesteśmy zawiedzione ilością komentarzy pod ostatnim rozdziałem. No serio, ludzie... Przecież widzimy ile jest wejść, a ile komentarzy. Jeżeli jest aż tak beznadziejnie (a aż tak źle nie jest) to też możecie przecież wyrazić swoją opinię. Nawet gdy jest negatywna. Każdy komentarz jest dla nas ważne. No, ale jeżeli na 100 odwiedzin mamy 3 komentarze, to na prawdę poważnie zaczynamy się zastanawiać, czy to ma sens. (Informacja oczywiście do osób niekomentujących)


Na początek x2 chciałyśmy podziękować za, w sumie, aż 10 nominacji.
Trochę z tym przeciągałyśmy, ale najnormalniej w świecie nam się nie chciało.
No cóż ... miłego czytania naszych dziwnych odpowiedzi na (niektóre) równie dziwne pytania.


Liebster Blog Award.



Rocky Hudson.


1. Od jakiego zespołu/artysty zaczęła się Twoja fascynacja muzyką?


Magda: Muzyką byłam zafascynowana już jako przedszkolak, dlatego nie pamiętam już dokładnie od czego to się zaczęło, ale pamiętam że gdy byłam mała moim ulubionym zespołem był Ich Troje. :D

Michelle: A ja muzyką, tak na prawdę zafascynowałam się dopiero dwa lata temu. Wcześniej miałam ją w głębokim poważaniu. No, a zaczęło się od Gunsów. B)

2. Masz rodzeństwo? A jeśli masz, to jakie jest Twoje nastawienie do jej/jego/ich?


Magda: Nie mam. Szczerze, to bardzo się z tego cieszę ;p.

Michelle: Mam. Brata. Ogólnie, to się ze sobą droczymy, ale jak przyjdzie co do czego, to możemy na siebie nawzajem liczyć :)

3.Czego na pewno NIE chciałabyś robić w przyszłości?


Magda: Na pewno nie chciałabym być menelem ;D.

Michelle: Nie chciałabym być w służbie drogowej, czy jakkolwiek to się nazywa. Zbieranie zwłok zwierząt z autostrady to nie dla mnie.

4. Masz jakąś cechę, która w sobie bardzo lubisz i nie wymieniłabyś ją na żadną inną? Jeśli tak, to jaką?


Magda: Myślę że jest to szczerość i upartość ;d.

Michelle: Mam. To zaparcie w dążeniu do celu ;)

5. Kiedy piszesz, musisz mieć jakieś odpowiednie warunki, czy możesz to robić w jakimkolwiek miejscu?


Magda: Właśnie wtedy kiedy jestem w jakichś dziwnych miejscach mam wenę, dlatego mogę pisać gdziekolwiek.

Michelle: W jakimkolwiek.

6. Oglądasz jakieś seriale? Jeśli tak, to jakie?


Magda: Ostatnio rzadko mam czas na oglądanie. Jednak jeśli go mam, to oglądam Californication.

Michelle: Nie, nie oglądam.

7. Ulubiony film?


Magda: Jednego ulubionego nie mam, ale uwielbiam np. Detroit Rock City, Dziennik zakrapiany rumem, Głupi i Głupszy, Przerwana lekcja muzyki, Donnie Brasco. Dużo by wymieniać :D.

Michelle: Dirty Dancing, Wyścig, Detroit Rock City, Czarny Łabędź, Sinister, Sierociniec, Martwa Cisza. W sumie to jest ich sporo.

8. Jakie jest miejsce, które koniecznie chciałabyś odwiedzić?


Magda: Oczywiście Los Angeles.

Michelle: Ja tam chcę wybrać się w podróż dookoła świata.

9. Jest jakiś pojazd, którym chciałabyś się przejechać? (wybaczcie, brak weny na pytania)


Magda: Ford Mustang :D

Michelle: Wyścigówką B)

10. Czy czujesz się doceniona jako autorka bloga?


Magda: Myślę że tak. Przez te wszystkie wasze nominacje i komentarze, czuję się bardzo doceniona :D.

Michelle: No pewnie ;)

11. Jaki jest Twój ulubiony kolor?


Magda: Zielony.

Michelle: Fioletowy.


Chelle.

1. Co budzi w tobie największy lęk?

Magda: Chyba węże :P.

Michelle: Obrzydliwe owady. ;___;

2. Jakie cechy cenisz sobie u ludzi?


Magda: Na pewno cenię sobie szczerość, bycie sobą, prawdomówność, poczucie humoru.

Michelle: Ciężko powiedzieć. Na mój pozytywny odbiór osoby składa się wiele czynników. W każdym razie na pewno musi mieć swoje zdanie, a nie być czyimś popychadłem. Musi mieć poczucie humoru. No i nie może być przesadnie miły ;___;

3. Co najbardziej lubisz w ukochanym gatunku muzycznym?


Magda: To że muzyka ta jest tworzona prosto z serca, nie ma żadnego udawania. Jest po prostu szczera.

Michelle: Klimat. Taki jedyny w swoim rodzaju ;)

4. Za pomocą czego jest Ci najłatwiej wyrazić siebie?


Magda: Najłatwiej chyba gdy piszę teksty piosenek.

Michelle: Ja tam mam problem z wyrażaniem siebie.

5. Czy potrafiłbyś pomóc obcej, biednej ale i uzależnionej od czegoś osobie?


Magda: Myślę że tak, ale musiałaby dla mnie dużo znaczyć.

Michelle: Musiałoby mnie coś z nią łączyć.

6. Jakie masz plany na przyszłość?


Magda: Raczej nie lubię planować niczego. Jak na razie to chcę dostać się do liceum, a następnie go skończyć. A później to się zobaczy :D.

Michelle: Mam wiele planów. Ale w sumie teraz sama nie wiem, czy to jeszcze plany, czy już marzenia...

7. Jaką cechę lubisz w sobie najbardziej?


Magda: Szczerość i upartość, bez tych cech nie byłabym sobą.

Michelle: Prócz zaparcia w dążeniu do celu (o czym już mówiłam)? To, że zazwyczaj mówię co myślę. Chociaż często mam przez to kłopoty.

8. Jakie zwierze chciałbyś mieć w posiadaniu (legalnie bądź nielegalnie)?


Magda: Mam kota, i jak na razie on mi wystarcza. :P

Michelle: Ostatnio widziałam w zoologicznym jeża i to w tej chwili to chyba właśnie jego chciałabym mieć.

9. Czego brzydzisz się najbardziej?


Magda: Brzydzę się kłamstwem i fałszywością.

Michelle: Brzydzą mnie czyjeś stopy :c

10. Jeżeli miałabyś możliwość wcielenia się w kogoś? , to kim na pewno nie chciałabyś być?


Magda: Nie chciałabym być Marilyn'em Manson'em c:.

Michelle: Moją sąsiadką z parteru.

11. Gdzie chciałabyś mieszkać w przyszłości?


Magda: W Los Angeles, albo w Nowym Jorku. Ew. w jakimś dużym mieście, obojętnie jakim.

Michelle: Na pierwszym miejscu Los Angeles. A do tego 5838985094 letnich domków w różnych miastach świata B)


Kate Stewart.

1. Czy jest coś, bez czego nie mogłabyś żyć?

Magda: Nie mogłabym żyć bez rodziny i muzyki.

Michelle: Tak. Bez rodziny, muzyki, karate i przyjaciół.

2. Jaki jest Twój życiowy cel?


Magda: Zostać następcą Slasha, oczywiście wersją damską.

Michelle: Stanąć na podium Mistrzostw Świata w karate. Założyć najlepszy zespół na świecie. Chociaż przede wszystkim być szczęśliwą.

3. Którego przedmiotu w szkole nie cierpisz najbardziej?


Magda: Matematyki, fizyki i chemii.

Michelle: Chemii, ale to głównie przez nauczycielkę.

4. Wolisz miasto, czy wieś?


Magda: To i to lubię :).

Michelle: Miasto.

5. Jakie filmy lubisz najbardziej (typ)?


Magda: Najbardziej lubię dreszczowce i komedie, tylko broń Boże komedie romantyczne.

Michelle: Horrory głównie.

6. Lubisz sport?


Magda: Lubię.

Michelle: Uwielbiam.

7. Jakie miejsce chciałabyś odwiedzić?


Magda: Los Angeles i Barcelonę.

Michelle: Jak już wspominałam ... chciałabym wyruszyć w podróż dookoła świata. Tych miast, które chciałabym zwiedzić jest za dużo do pisania ;)

8. Jaka jest Twoja ulubiona piosenka?


Magda: Nie mam ulubionej. Za duży wybór.

Michelle: Według mojego lasta jest to " Livin' on a prayer " Bon Jovi, ale tak na prawdę nie mam ulubionej ;)

9. Masz jakiś swój ulubiony ciuch?


Magda: Wszystkie uwielbiam.

Michelle: Moje kimono.

10. Jaka cecha Cię wkurza u innych?


Magda: Fałszywość.

Michelle: Bycie przesadnie miłym. To jest sztuczne.

11.Co byś zrobiła dziś, gdyby jutra nie było?


Magda: Poleciałabym do Los Angeles i zrobiłabym sobie 'Dzień rodem z lat 80', czyli 3 x P.

Michelle: Przystanęłabym na pewną propozycję kolegi.  B)


Lily Adler.

1. Co robisz, gdy nie możesz spać w nocy?

Magda: Słucham muzyki, i czytam książkę.

Michelle: Czytam książkę, ewentualnie idę oglądać telewizję, albo coś jeść.

2.Co cię inspiruje?


Magda: Inspiruję się sobą :D.

Michelle: A to zależy, do czego ma mnie coś inspirować. c:

3. Masz GG xD?


Magda: Mam.

Michelle: Mam.

4.Co sądzisz na temat ''współczesnej'' muzyki?


Magda: Współczesna muzyka jest spoko. Nie mam z nią problemu, mogę jej słuchać. Tylko jakoś nie mogę zaakceptować polskiej.

Michelle: Biorąc pod uwagę postęp, nie dziwmy się, że i muzyka idzie z duchem czasu. Nie przeszkadza mi dzisiejsza muzyka. Może i nie jestem jej fanką, nie ma w niej tego, czego osobiście w muzyce szukam. Nie znaczy to jednak, że jej nie toleruję, że nie jestem w stanie się przy niej bawić, czy wygłupiać.

5. Jakich zespołów słuchasz?


Magda: Oczywiście Gunsów, Motley Crue, Limp Bizkit, Stone Temple Pilots, Sex Pistols i dużo, dużo więcej, ale te są ulubione.

Michelle: Moja Wielka Trójka to kolejno: Guns N' Roses, Megadeth, Led Zeppelin. A resztę macie tu. :)

6.Czy jesteś tolerancyjna?


Magda: Jestem.

Michelle: Oczywiście.

7.Jakie owoce lubisz najbardziej?


Magda: Maliny, czereśnie, borówki, ogólnie lubię wszystkie.

Michelle: W tej chwili mam mój prywatny sezon na kiwi i truskawki.

8.Wolisz książki, czy filmy?


Magda: Nie mogę się zdecydować. Lubię to i to.

Michelle: Zdecydowanie książki.

9. Horrory, czy komedie?


Magda: Komedie, horrorów nienawidzę wręcz.

Michelle: Horrory. Tylko, że często są tak słabe, że aż zabawne ;)

10. Odbija mi, wybacz.


Magda: Nigdy ci nie wybaczę!

Michelle: Magda, pozwiemy ją?
Magda: Jestem na TAK!

11. Napisz o jakieś śmiesznej sytuacji, ok?


Magda: Dużo by pisać :D

Michelle: Cały czas mnie bawi to, że za młodu Page podjeżdżał do szpitala psychiatrycznego, pod okna oddziału dla dziewcząt z zaburzeniami seksualnymi i próbował jakieś wywabić na zewnątrz B)


Estranged.


1. Co lubi nucić James Hetfield pod prysznicem?


Magda: Nie wiem, nie miałam okazji słyszeć :p.

Michelle: Ja jestem pewna, że on bierze przykład ze mnie  i nuci bezsensowne melodyjki .. ;___;

2. Ile potrzeba Larsów, żeby wkręcić żarówkę?


Magda: 100?

Michelle: A to zależy, czy jest taborecik czy nie. Jak jest, to 1, jak nie, to 3. B)

3.Z kim Lars wygrał proces i czemu Cliff zginął?


Magda: Nie wiem...

Michelle: I teraz się zastanawiam ... to pytanie na serio, czy w formie żartu? O.o

4. Za ile dolców Kirk kupił pierwszą gitarę?


Magda: Nie wiem...

Michelle: koło 10 dolców.

5. Ulubiona marka gitary? :3


Magda: Fender. ^^

Michelle: Przykro mi, nie znam się.

6. Kto opatentował pierwszy mostek tremolo?


Magda: AJ DON'T NOŁ :O

Michelle: Wiedziałam i zapomniałam. Taki pech.

7. Z czci dla geniuszu Leo Fendera, twoja gitara musi mieć mostek tremolo. Ma? Ewentualnie Floyd Rose'a.


Magda: Przykro mi, nie ma.

Michelle: Nie mam gitary. Kolejny pech.

8. Wiesz co to WAH- WAH?


Magda: Wiem.

Michelle: Efekt gitarowy.

9. Jeśli wiesz, to czemu Kirka Hammetta, nazywają Kirkiem Wahmettem?


Magda: Nie wiem, gość mnie nie interesuje. Tak jak i cała Metallica.

Michelle: Bo często wykorzystuje powyższy efekt... Dopiero teraz to skojarzyłam. Inteligentna Michelle.

10. A jakie są Twoje ulubione zespoły?


Magda: Gunsi, Motley Crue, Limp Bizkit, Stone Temple Pilots, Sex Pistols itd.

Michelle: Jak już pisałam, na pierwszych miejscach są kolejno Gunsi, Megadeth i Led Zeppelin. A reszty nie chce mi się pisać. Jeżeli was to interesuje, to gdzieś tam wyżej jest link do mojego Lasta. :)

11. Oceń zajebistość Izzy'ego Stradlina, w skali 1 do 100. Może inaczej: Jak oceniasz zajebistość Izzy'ego, w skali 1-100?


Magda: 100000000000000 :D

Michelle: Zawsze wyżej ;)


Czekoladowa.


1. Opowiedz pokrótce jak poznałaś Pistolety i Kwiatki, i co Cię skłoniło do pisania o nich?


Magda: Poznałam ich przez kuzyna, za co jestem mu bardzo wdzięczna. Z pisaniem to wyszło tak samo z siebie. Zaczęło się od niewinnych rozmów, a skończyło na pisaniu o nich.

Michelle: Z racji mojego imienia, przyjaciółka wysłała mi " My Michelle ". To tak w skrócie :) .. A co mnie skłoniło? Samo wyszło. TAK SPONTANICZNIE.

2. Wyobraź sobie, że możesz wcielić się w bohatera dowolnego filmu. Kogo losów na pewno NIE chciałabyś powielać i dlaczego?


Magda: Chyba nie ma kogoś takiego, przynajmniej dla mnie.

Michelle: Nic w tej chwili nie przychodzi mi do głowy.

3. Rano (czyt. w samo południe) budzisz się w osławionej przez fan-ficki melinie Gunsów- w Hell House. Wolisz zaćpać z Ukośnikiem, by później zapleść mu warkoczyki, czy ze Sztiwenem, by w Vegas zostać jego żoną?


Magda: Wybieram opcję numer 1 :D

Michelle: Zaćpać z Ukośnikiem, by następnie zapleść mu warkoczyki. No a jak już Sleżu miałby piękną fryzurę, popędziłabym na poszukiwanie Duffa. Ju noł B)

4. Dead, jail or rock n' roll?


Magda: Rock N' Roll, oczywiście.

Michelle: Popieram Madzię.

5. *tutaj trochę zainspiruję się satanje* Podaj trzy argumenty za lub przeciw do tezy: Izzy Stradlin przebierał się za Keitha Richardsa i kradł mu gitary.


Magda: Czuję się jak na polskim :D.

Michelle: Popieram Madzię x2


6.  Dlaczego Charlie Watts wygląda jak pedofil?


Magda: Tak wyszło :D.

Michelle: A wygląda?

7. Gdyby Izzeusz wymyślił nowy, lepszy rodzaj(?) heroiny, jakich dwóch słów użyłby, żeby ją nazwać? (wykluczając "no" oraz "whatever")


Magda: Stradlin Stone's. Bardzo oryginalnie.

Michelle: Białe gówno. <3

8. Co zabije Lemmy'ego Kilmister'a?


Magda: Strzała, która wyląduje w jego głowie, po tym jak jakiś naćpany indianiec ją wystrzeli.

Michelle: Nie wiem, ale jestem pewna, że co go nie zabije, to go wzmocni B)

9. Don't worry, don't cry, drink vodka and fly - zgadzasz się z tym stwierdzeniem?


Magda: Nie do końca, ale jakby było trochę mnie vodki to mogę się zgodzić :D.

Michelle: Nie! Przecież po wódce się czołgasz .. nawet umysłowo.

10. Jak moczyć oczy, to przy Don't Cry czy November Rain?


Magda: November Rain.

Michelle: November rain.

11. Skomentuj jednym słowem powyższe pytania.


Magda: Light.

Michelle: Spaćmisięchce.


Satanje.


1. Gdzie tupta jeż?


Magda: Po drodze, i później rozjeżdża go TIR.

Michelle: W zoologicznym. W galerii. W moim mieście. c:

2. Co skrywa się w czuprynie Slasha oprócz mojej patelni i kluczyków od czołgu?


Magda: Myślę że, łupież, kurz, błoto i takie tam różne substancje :D.

Michelle: Mojego pilota do wieży. Ale to tylko, jak go akurat zgubię. c:

3. Który gejowski paring?

    a) Axl & Izzy (Roselin')
    b) Slash & Duff (HudKagan)
    c) Steven & Duff (McAdler)

Magda: Biorę wszystko!

Michelle: Po co się rozdrabniać? Pięciokąt też byłby ciekawy B)

4. Led Zeppelin czy Pink Floyd?


Magda: Żaden z wymienionych.

Michelle: Led Zeppelin!

5. Czemu Lars Ulrich łysieje?


Magda: Bo lubi...

Michelle: A czemu nie?

6. Podaj trzy argumenty za lub przeciw do tezy "Axl Rose nosił damskie spodnie".


Magda: Znowu polski?

Michelle: Kolejna rozprawka?

7. Pulp Fiction czy Ojciec Chrzestny?


Magda: Pulp Fiction.

Michelle. Nic w powyższych.

8. Opisz jednym epitetem Stevena Adlera.


Magda: Dywaniasty.

Michelle: Kiedy tłumaczyłam mojej przyjaciółce, kto jest kim, dla łatwiejszego skojarzenia nazwałam go " Blond Pudlem ". To chyba dobre określenie.

9. Napisz krótką historię/opowiadanie (dosłownie 5-6 zdań, bez szału, bo Wam się nie będzie chciało), w której połączysz te sytuacje z tymi bohaterami: Steven Adler, Slash, Józef Stalin, Madonna; polowanie na żbika, załatwianie potrzeb fizjologicznych w lesie, wybory prezydenckie, oranie pola, dojenie krowy.


Magda: Steven i Slash pewnego pięknego dnia udali się do lasu by tam załatwić swoje potrzeby fizjologiczne. Gdy właśnie zakończyli tą czynność. Obrócili się i zobaczyli że Stalin polujący na żbiki, celuje w Slasha, ponieważ wziął go za owe zwierzę. W tle słychać było przemowę Madonny, która właśnie wygrała wybory prezydenckie, i zapowiadała że w następnej kadencji zamierza orać pole i doić krowę. TA DAM!

Michelle: No właśnie .. TA DAM! c:

10. Od kiedy mop nosi dredy?


Magda: Od kiedy komuś nie chciało się go wymienić na nowy.

Michelle: Od zawsze?

11. Sosna czy świerk?


Magda: Sosna.

Michelle: Lipa.

Nie nominujemy nikogo. Nie przez to, że nikt nie zasługuje (wręcz przeciwnie). Po prostu jesteśmy zbyt leniwe, na wymyślanie pytać. Jeżeli jednak już miałybyśmy kogoś nominować, to te osoby świetnie wiedzą, że byłyby to właśnie one. :)


Versatile Blogger Award.

Tutaj dostałyśmy 3 nominację. Chyba najbardziej zaskoczyła nas nominacja Madeleine (oczywiście pozytywnie).

Magda:
1. Nienawidzę węży.
2. Jestem realistką.
3. Kocham swoje włosy.
4.Uwielbiam książki kryminalne.
5. Lubię oglądać bajki.
6. Nienawidzę małych dzieci.
7.Lubię podróżować różnymi środkami lokomocji.

Michelle

1. Mój brat uważa, że powinnam mieć na imię Patologia.
2. Jestem leworęczna.
3. Regularnie podkradam tacie płyty z półek.
4. Jak byłam mała bałam się mężczyzn.
5. Od jakiś 11 lat trenuję karate.
6. Kuzyn Magdy będzie moim mężem.
7. W sobie lubię jedynie zielone oczy, chude nadgarstki i zabliźnione knykcie.  



                                                       RICH BITCH!!!

___________________________________________
JESZCZE RAZ CHCEMY WSZYSTKIM DZIEWCZĘTOM, KTÓRE NAS NOMINOWAŁY BARDZO PODZIĘKOWAĆ :)) 

___________________________________________


A teraz jeszcze dwie informacje.

Pierwsza: Nie wiemy, kiedy pojawi się następny rozdział. Może jeszcze w ten weekend, może jakoś w tygodniu, a może dopiero za dwa tygodnie.. Sprawy rodzinne.
Druga: Ostatnio zauważyłyśmy, że chyba jest coś problem z powiadomieniami. (długo by mówić.. ) także dla wygody waszej i naszej założyłyśmy fanpage na facebooku. Oczywiście, powiadomienia na blogach pozostaną (przynajmniej na razie) jednak tak jak mówimy: pomysł z fb jest chyba wygodniejszy i, że tak to ujmę, "bezpieczniejszy". :) A oto i link do niego: Road to California na Facebooku.

No, to tyle. Dziękujemy bardzo za uwagę i jeszcze raz bardzo dziękujemy! :D

niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział V

* 29 grudnia 1983 r. *


Michelle:

Whole Lota Love - Led Zeppelin


Powiedziałam rodzicom, że idę na noc do Emily. Powiedziałam, że będziemy ustalać szczegóły moich urodzin, które miały się odbyć za kilka dni. Powiedziałam to, ale zrobiłam zupełnie inaczej. Koło 18.00 stałam pod drzwiami domu Duffa. Krisa jak zawsze nie było. Drzwi otworzył mi Michael, sądząc po jego wiatrem uczesanych włosach przysnęło mu się na kanapie i właśnie go obudziłam. Tak nawiasem mówiąc, zaspany wyglądał cholernie seksownie. Przywitał mnie serdecznym uśmiechem i buziakiem w policzek. Postanowiliśmy obejrzeć film. Nie pamiętam jego tytułu, ale był całkiem niezły. Kiedy w fabule doszło do sceny łóżkowej znowu naszły mnie myśli. Za niedługo kończę siedemnastkę, a z Duffem byłam już jakieś 1,5 roku. Przez cały ten czas Duff upewniał mnie, że poczeka. Jeżeli wiecie o czym mówię. Wiedziałam doskonale, że to co mówi to prawda, wiedziałam, że nie chce na mnie naciskać, wiedziałam jednak także to, że Michael jest facetem i jak każdy facet, a szczególnie 20-letni ma pewne .. potrzeby. Nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy mój wzrok z ekranu przeniósł się na Duffa.
- Co? - spytał niepewnie.
Pedagog szkolny mówił nam kiedyś, że jeżeli nie jesteśmy gotowi, mamy się za To nie brać. Mówiła też, że jeżeli nadejdzie dla nas odpowiedni czas, na pewno będziemy o tym wiedzieć. Wtedy właśnie nadszedł dla mnie Ten czas. Pocałowałam Duffa namiętniej, niż robiłam to zawsze do tych czas. Nie chciałam mu mówić, chciałam żeby zrozumiał.. I zrozumiał. Odwzajemnił, wcale nie zdziwiło go, kiedy usiadłam mu na kolanach okrakiem. Wręcz przeciwnie: Wziął mnie na ręce i pomaszerował grzecznie do sypialni przy wtórowaniu mojego śmiechu. Nie znałam się na tych klockach, jednak przy Duffie myśli "A co, jeżeli zrobię coś nie tak?" uleciały. Nie powiem jednak, że nasza nagość mnie nie krępowała, że nie miałam ciarek przez jego pocałunki, że nic mnie nie bolało. Krępowałam się, miałam ciarki i bolało, jednak Michael zadbał o to, żebym myślała tylko i wyłącznie o nim. Był bardzo delikatny, nawet nie wpadlibyście na to, jak kochany może być Duff. Kiedy było już po wszystkim musiałam niestety wrócić na ziemie. Szara rzeczywistość, w niebieskiej pościeli Michaela.

* 31 grudnia 1984 r. *


Emily:

Look What the Cat Dragged In - Poison


To był taki zajebisty dzień. Słońce świeciło, piątek, brak szkoły. Wszystko o czym można tylko marzyć w tygodniu. Aaa, no i do tego rodzice wyjechali na ogólnoświatowe sympozjum. Żyć nie umierać. 
Jak to 31 grudnia bywa z chłopakami postanowiłyśmy zorganizować imprezę. Nie jak zazwyczaj, w domu, a w mieszkaniu. Tak, moi rodzice nie mieli na co wydawać pieniędzy. Postanowili wykupić średniej wielkości mieszkanie na praktycznie prawie drugim końcu L.A. Służyło im ono jako schronienie, przed gniewem drugiego podczas kłótni, jako miejsce na nocleg, kiedy tata późno kończy pracę i nie chce mu się dylać na drugi koniec miasta, a także jako pokój dla wyjątkowych gości, którym przeszkadzała obecność dorastającej nastolatki w domu. Dla mnie, pragnę zaznaczyć iż z naszej trójki ja przesiadywałam tam najwięcej, było to po prostu mój azyl. Nie licząc paru zaułków w mieście, to mieszkanie było najczęściej odwiedzanym przeze mnie miejscem. Moje małe, dwupokojowe królestwo.
Wracając do imprezy. Było kameralnie. Wyjątkowo tylko siedem osób. Mimo to od początku zanosiło się bardzo dobrze. My, kobiety, guru w gotowaniu, postanowiłyśmy wziąć na siebie obowiązek zrobienia przekąsek. Faceci zaś, jak to oni, organizowali alkohol.
- Nie przyprawiaj tak Em! Wiesz, że nie lubię na ostro.
- Jak to nie lubisz?! Wiem, że lubisz. Duff już też to wie!
Za to co powiedziałam, dostałam porządnego kuksańca w bok od mojej przyjaciółki.
- A co, dzieliliście się już wspomnieniami z wspólnych nocy ze mną? - zaczęła się śmiać.
- Nie do końca, ale Slash coś mi o tym opowiadał. - Hudson tak na prawdę nic mi nie mówił, jednak chciałam zobaczyć minę Michelle.
- Co ten idiota Ci nagadał?! Ja go nawet nie dotknęłam! - Jej mina kiedy to usłyszała była bezcenna. Nadawałaby się na okładkę Los Angeles Times
- Noo, podobno Duff mu, co nie co opowiadał. Ale wolałam nie wnikać w wasze sprawy.
- Aaa, no chyba, że tak. Duffowi też się oberwie za rozpowiadanie tego. Wychłostam go .. - złowieszczy śmiech.
Nagle w mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka.
- Ooo chyba dostawa przyszła. - Przerwa. - No i...chłopaki też. Idę otworzyć.
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam 5 alkoholików, w tym tego na którego czekałam najbardziej. Wszyscy wyglądali jakby właśnie przed chwilą zostali przepuszczeni przez maszynkę do robienia makaronu. Chyba wczorajsza przedimpreza musiała być niezła.
- Ooo proszę, proszę. Alkohol przyszedł!
- I twój ukochany chłopak - powiedział Slash ukrywając butelkę za plecami i nachylając się do mnie, abym cmoknęła go w usta.
- To też, ale pierwsze alkohol. - droczyłam się z nim, po czym pocałowałam go
- Idźcie wstrętne zasrane gołąbeczki! - krzyknął Steven, jeszcze stojący na korytarzu.
- Steven, ty biedaczku. Ja Cię rozumiem, ja też niedługo będę miała okres! - powiedziała Michelle, na co wszyscy się zaśmiali, nawet jeszcze przed chwilą naburmuszony Steven. A w prezencie za tak błyskotliwy żart moja przyjaciółka otrzymała gorliwy pocałunek wprost od swojego chłopaka.
- On po prostu zazdrości! Bo dawno niczego nie ruchał! - wykrzyczał Slash. Chyba nie mógł się powstrzymać od tej uwagi.
Postanowiłam nie włączać się w dalszą rozmowę i poszłam do kuchni.
Pomaszerował za mną Izzy. Już w kuchni stanął na baczność, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Izzy, stało się coś?
- Patrz, co mam. - w tym momencie oczy mu zabłysły, a z kieszenie wyjął trzy woreczki białego proszku. Narkotyki nie kręciły mnie aż tak, jak niektórych z naszej paczki.
- Po co mi to mówisz? Idź do Michelle ... Ona się ucieszy.
- A ty nie chcesz? Wiem, że chcesz. A ty... ty jesteś jedyną osobą z którą jeszcze nie zaćpałem. To jak? - uśmiechał się do mnie zachęcająco. Jakby reklamował here w telewizji i musiał przedstawić ją w jak najlepszym świetle. Jednocześnie jego wyznanie mnie nieco zdziwiło, ale w końcu to był Stradlin.
- Izzy... - spojrzałam niepewnie na woreczek. - Zostaw to na później. - uśmiechnęłam się do niego obiecująco. To nie tak, że nie brałam. Brałam, ale czasem. Na prawdę nie czerpałam z tego takiej radości, jak Petterson czy Stradlin. Jeżeli zaś o nich chodzi. Na szczęście dla jednego, jak i drugiego narkotyki były tylko okazjonalną zabawą.
- No dobra, skoro mówisz że później, to później. Ale jak nie zrobisz tego później to...nie wiem....muszę wymyślić jakąś karę. W każdym razie trzymam cię za słowo.
- Taaak. Izzy. Ja też... A teraz idź i zawołaj Michelle! - kopnęłam go lekko w tyłek i wróciłam do przygotowania sałatki.
Jakoś sobie nie wyobrażałam chłopaków jedzących sałatkę, i sączących wino. Czułam że po imprezie będę miała dużo sprzątania. No ale chyba muszę się do tego przyzwyczajać.
Z salonu dochodziły pierwsze dźwięki Poison. Trochę się zdziwiłam, bo chłopaki ich nienawidzili. Chociaż nie, Steven ich lubił, więc to pewnie on. Tak, to on. Usłyszałam potwierdzenie:

- Kurwa Steven, ty chuju, wyłącz tych pedałów! Nie mam zamiaru tego słuchać! - krzyczał swoim zachrypniętym głosem Axl.
- Nie! Kurwa! Nie! Nie wyłączę tego! Wsłuchaj się w tą muzykę, jest zajebista! Ty się kurwa nie znasz!
- Jak będziesz słuchać tych chujociągów to na pewno żadnej nie zaliczysz! - To był Slash.
- Nie obrażajcie moich płyt! One was słyszą! - wołałam z kuchni.
I nagle cisza. Tylko szepty. To było podejrzane. Poleciałam zobaczyć, co się stało... I co? I ci debile rozwalili moje trzy płyty Posion.
- Ja pierdole kurwa jego jebana mać! Ja was wy chuje zajebie! Zajebie! Poćwiartuje, spale, i posadzę na jebanym łóżku madejowym! Zajebie was! Odkupujecie mi je! Już zapierdalać do sklepu! - chyba jeszcze nigdy nie użyłam tylu przekleństw w jednej wypowiedzi, było słychać mnie zgaduje że na cały budynek, ale miałam to w tym momencie gdzieś. MOJE PŁYTY POISON JUŻ NIE ŻYŁY!
- Przepraszamy. Nie chcieliśmy.. - to mówił Steven. Jednak cała trójka głównych zainteresowanych (czytaj: Adler, Axl i Slash) stali z miną zbitego psa.
- Zabije was! Nie mogliście po prostu ich odłożyć, tylko oczywiście od razu rozjebać? - Dalej byłam zła.
- Kochanie, ciesz się, że powstrzymałem Axla przed rozjebaniem radia.
Brakowało mi słów, dlatego tylko popatrzyłam 'wzrokiem który może zabijać' na Axla. Po jego minie można było stwierdzić, że właśnie sobie wyobrażał, co bym mu zrobiła, gdyby odważył się to zrobić.
- No to może po prostu puśćmy Led Zeppelin i zapomnijmy na dzień dzisiejszy o tych płytach. Jutro będziecie się z powrotem na siebie gniewać, a teraz imprezę czas zacząć. - powiedziała Michelle chcąc rozluźnić atmosferę. Ja popatrzyłam na kawałki leżące u moich stóp. " Moje maleństwa " pomyślałam, jednak ten dzień na prawdę nie był wart na niszczenie sobie nerwów. Posprzątałam i wywaliłam szczątki 'Look What the Cat Dragged In', 'Open Up and Say... Ahh!' i 'Flesh & Blood', a do pokoju wróciłam z sałatką w rękach i uśmiechem na twarzy. Nawet nie był bardzo udawany. Zeppelini jak nikt inni koili moje nerwy.
- No to jak!? CZAS SIĘ NAJEBAĆ! - krzyczałam swoim jakże zachrypniętym głosem, po czym rozdałam każdemu po butelce wina i usiadłam obok Slasha.
- Odkupię Ci te płyty Kocie. - powiedział po czym pocałował mnie delikatnie w obojczyk.
- Tylko płyty?  A reszta? - mruczałam delektując się zajebistą konsystencją trunku, wtulona w Slasha.
Jakieś dwie godziny później impreza zaczęła się rozkręcać. Dystyngowanych Zeppelinów zmieniliśmy na dzikie AC/DC a taniego winiacza na mocniejsze Whisky. Rodzice nie będą zadowoleni że ich barek został już w połowie opróżniony. Z resztą, co mi tam. Jeden opierdol w tę, czy tę.
Rozejrzałam się po pokoju. Michelle siedziała w kącie kanapy w stanie, który był na pół jawą, a na pół snem. Duff leżał wygodnie z głową opartą na jej piersiach. Prowadzili nic nieznaczącą, pijacką rozmowę. Dam sobie uciąć jednak głowę, że usłyszałam słowa "życie", "dom" i "rodzina", co oczywiście z racji ich stanu, a także tego, iż słowa zostały wyrwane z kontekstu nic nie znaczy. Steven i Axl siedzieli przy kanapie prowadząc ożywioną rozmowę na temat okolicznych zespołów. Izzy rozkoszował się błogim stanem w samotności. Siedział w kącie i paląc jointa patrzył daleko w przód. Był nieobecny.
Przy resztkach świadomości Slash sięgnął po pusta butelkę po winie.
- zagrajmy w butelkę! Na wszystko!
- TAK! - wszyscy zawołaliśmy z entuzjazmem.
Usiedliśmy w kółku jak przedszkolaki. Slash zakręciła jako pierwszy.
Alkohol lał się strumieniami, dym papierosowy unosił się powietrzu. Nagle mieszkanie rodziców, urządzone z niezwykłym kunsztem i stylem, zamieniło się w klimatyczną melinę z hipisowskich lat 60'. Zabawa trwała w najlepsze. Każdy kręcił po kolei butelkę i  było coraz bardziej zabawnie. Chłopaki jak zwykle wymyślali jakieś dziwne zadanie, ale to miało swój urok. Takich wydarzeń nie zapomina się nigdy w życiu. Wszyscy byliśmy już bardziej niż podpici, ale nie mieliśmy zamiaru zaprzestać libacji.
Nastąpiła kolejna runda. Tym razem kręcił Axl. Wypadło wprost na mnie. Nikt nie miał wątpliwości, kto będzie wykonywać następne zadanie. Rose patrzył na mnie tym swoim przebiegłym zielonookim spojrzeniem.
- Emily ... - powiedział słodko.
- No to jakie dostanę zadanie panie Rose? - mówiłam głosem charakterystycznym dla ludzi po wpływem.
Axl wstał, bez słowa. Kiwnął głową. - Chłopaki? - jedyne wypowiedziane przez niego słowo. Typowy Axl. Pozostali Gunsi posłusznie wstali i maszerowali za nim do kuchni. A ja z Michelle rozpływam się przy dźwiękach płyty High Voltage.


Axl:

Sex Action - L.A Guns


-No to jak? Trzeba wykorzystać to że dziewczyny są już naprane. Trzeba się bawić! Jakie macie propozycje zadań? Tylko ma być ostro!
- Niech wypije wódkę z pieprzem! - Duff potraktował to, co powiedziałem dosłownie.
Przyznam, że czasami rozwalała mnie ich lekkomyślność. Nie umiałem pojąć ich toku myślenia. No ale cóż, musiałem z tym żyć. Co do zadania, miałem już pomysł, jednak chciałem poznać propozycję tej bandy debili.
- Duff! Nie to miałem na myśli. Postaraj się bardziej
- Mogą mnie pocałować. Obydwie. Naraz! - wyszczerzył się Steven.
- Ej! - wykrzyknęli nieomal jednocześnie Slash i Duff. Nie spodobał im się pomysł Adlera, jednak w tym okrzyku wyczułem nutę wspaniałomyślności i po tym domyśliłem się, że coś wymyślili.
- Ja tam bym Cię stamtąd wywalił Adler.
- Czy wy myślicie o tym samym o czym ja? - Na mojej twarzy ukazał się cwaniacki uśmiech
- O tym, że to dziwne, że króliki mnożą się jak głupie, a ja od tygodnia nawet nie dotknąłem dziewczyny? - błyskotliwy Adler.
- Ja pierdole to było do Slasha i Duffa, nie do ciebie. Nie pij już więcej.
W tym momencie McKagan i Hudson spojrzeli na mnie z pełnym podniecenia wzrokiem.
- Ej stary! Ty to masz łeb! - Hudsonowi się chyba spodobało.
- No to jak? Idziemy powiadomić dziewczyny, co je za chwilę czeka.
Wyszliśmy gęsiego z kuchni. A na końcu Adler.
- To jak, mam rozgrzewać usta do pocałunku? - W tej chwili już nikt się nim nie interesował.
- Dziewczyny mamy dla was zadanie! - Krzyknąłem wchodząc do salony, a na naszych twarzach pojawił się uśmiech zboczeńca.
Michelle chyba przysnęła, jednak w tym momencie szybko doszła do siebie.
- Co?! To Emily ma zadanie, nie ja!
- Nie! nie, to wy macie je razem! - powiedział Slash.
Wyjaśniliśmy dziewczynom o co chodzi w zadanie. Nie były zadowolone, jednak po wypiciu kolejnych 3 shotów na szybko, zmieniły zdanie i postanowiły zrobić, co im kazaliśmy. Zapowiadało się ciekawie.
Jako  że nie robiły tego wcześnie, nie wiedziały jak się za to zabrać. Postanowiły więc zrobić to na spontana. Zbliżyły się do siebie, popatrzyły sobie porozumiewawczo w oczy, po czym zaczęły się całować. Na początku delikatnie i niewinnie, później już nieco bardziej namiętnie. Nie powiem, dwie liżące się laski i to jeszcze dwie zajebiste laski, to podniecający widok. Zrobiły chwilę przerwy. Popatrzyły na siebie niegrzecznym wzrokiem. Michelle sięgnęła na stolik, gdzie leżał woreczek z koką. Jednym ruchem nasypała Emily na język działkę, po czym znowu zaczęły się namiętnie całować. Muszę kiedyś spróbować tego z jakąś dziewczyną. To naprawdę podniecający widok, prawie jak pornol. Patrząc na miny pozostałych widziałem, że myślą to samo. Zazdroszczę Slashowi i Duffowi takich lasek. Chociaż w sumie ja mogę mieć lepsze. Oczywiście, że ja mogę mieć lepsze! Wszyscy myśleli że to już koniec, jednak show dopiero się zaczynało. Emily popchnęła Michelle na stół który stał w pokoju w którym siedzieliśmy. Włożyła jej ręce pod koszulkę i zaczęła całować po szyi. Michelle nie było jej dłużna. Widać, że podobało się im to co robią. Trwało to może 5 minut. Ja jednak chciałem żeby sytuacja ta zaszła trochę dalej i nie skończyła się tylko na pocałunkach. Mimo to czar prysł. Em i Michelle zeszły ze stołu, a Young jakby nigdy nic powiedziała:
- No to koniec naszego zadania. - po czym przybiła piątkę z Michelle, wyciągnęła papierosa z paczki, zapaliła go i seksownie się nim zaciągnęła. Nie wiedziałem co to oznacza, jednak wiedziałem że coś razem uknuły.
Po ich pocałunku my, męska część imprezy, dochodziliśmy do siebie jeszcze dobre 10 min. Slash i Duff tępo gapili się w Michelle i Emily, a one w nich, ponieważ były już w takim stanie że nic do nich nie dochodziło. Chłopaki chyba nie byli do końca pewni, czy to co stało się przed chwilą to prawda. Pewnie nie sądzili, że ich dziewczyny są w stanie wykonać to zadanie, aż tak dobrze. Izzy z wrażenia musiał sobie przyćpać. Adler za to znowu narzekał na swój niechciany celibat.
- No to jak? Pijemy dalej! - Ciszę przerwała Michelle
Impreza trwała nadal. Trwała tak do rana. W butelkę jednak już nie graliśmy. Żadne następne zadanie nie byłoby lepsze od pocałunku dziewczyn, nie było szans nawet próbować. W każdym razie w nowy rok wkroczyliśmy iście rock n' rollowo. Jak na prawdziwych rockersów i ich dziewczyny przystało - nic z tego nie pamiętaliśmy.
Pierwszego stycznia obudził nas kurewski ból głowy. Tego, wprawdzie rutynowego poranka nikt nie sądził, że ten rok będzie tym przełomowym. Że od tego, 1985 roku, wszystko się zmieni.


Michelle:

I'm Eighteen - Alice Cooper


To był 7 stycznia 1985 roku. Dzień moich 18 urodzin. Miało być wyjątkowo. Emily obiecała, że nie muszę się martwić o przyjęcie. Ona wszystko zorganizuje, a ja mam udawać zaskoczoną. Nie za bardzo chciałam tych urodzin. Nie miałam humoru do świętowania. Jestem coraz starsza, z czego się cieszyć? Właśnie dopiero co się obudziłam, leżałam jeszcze w łóżku wsłuchana w dźwięki pierwszej płyty Led Zeppelin, którą przed chwilą włączyłam. Leżałam i rozmyślałam nad beznadziejnością mijającego czasu, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Niespiesznie narzuciłam na siebie bluzę, po czym jeszcze bardziej niechętnie poszłam otworzyć drzwi. Za drzwiami stał Duff, no bo któż by inny. Że akurat musiał mi przerywać tak piękną, melancholijną chwilę. Otworzyłam z niechęcią wypisaną na twarzy, po czym dość niegrzecznie, nie witając się, poczłapałam do kuchni szykować śniadanie dla naszej dwójki. Byłam wręcz pewna, że nic jeszcze nie jadł, mimo iż było południe.
- Co ty taka nie w humorze? - Duff zaszedł mnie od tyłu i przytulił
- Okres.. - skłamałam.
Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Chyba wyczuł, że zmyślam.
- Chcesz herbaty? - zapytałam udając, że nie wiem o co mu chodzi.
- A masz piwo?
- Nie. Tylko herbatę. Rano barek zamknięty.
Nie czekając na odpowiedź Duffa nadal szykowałam śniadanie dla dwojga. Moje rozmyślanie na temat życiowych wartości przerwał śpiew Michaela. Dopiero po chwili zorientowałam się, że śpiewa dla mnie "sto lat". Odwróciłam się z głupim uśmiechem na twarzy.
- Pamiętałeś..
- No ale dlaczego miałbym nie pamiętać takiej zajebistej daty?
- Przecież to tylko kolejny dzień stycznia. W europie jest teraz zimno i na pewno nikt nie cieszy się na następny mroźny poranek.
- Mam dla ciebie niespodziankę- uśmiechał się do mnie zalotnie, nie wiedziałam czego mam się spodziewać.
- Nie lubię niespodzianek. - odwróciłam się i nadal przygotowywałam śniadanie - nie lubię nie mieć nad czymś żadnej kontroli, a nad niespodziankami nie mam.
- No to jak nie chcesz jej?
Zanurzyłam koniuszek palca wskazującego w miodzie, po czym podsunęłam go pod usta Duffa. - Chcę, a ty zjedz miód. Miód jest zdrowy - dopiero co wstałam, nie wymagajcie ode mnie stuprocentowej sprawności umysłowej.
Oblizał mój palec, cały czas patrząc mi się w oczy, co było w sumie strasznie zabawne. Nagle sięgnął do tylnej kieszeni swoich spodni i wyciągnął klucze. - Proszę.
- O ja pierdole! Klucze?! Zawsze o nich marzyłam! Dziękuję Ci Duff!! - rzuciłam mu się na szyję, kiedy się odsunęłam spojrzałam na niego z poważną miną. - No dobra. A teraz mi powiedz, do czego to klucze? No bo chyba nie do twoje pasa cnoty..
- Do naszego nowego domu, ale chyba się z niego nie cieszysz
- C.. co? Jakiego domu? Jakiego naszego? Duff, co ty gadasz?
- No wynajęliśmy mieszkanie. Będziemy tam mieszkać w 7.
- O matko, no to genialnie! Wreszcie coś znaleźliście? - rzuciłam mu się w ramiona, tym razem z nieudawaną euforią.
- No tak. Nie jest to jakaś willa, tak jak mieszkanie Emily, ale ważne że nasze.
- Teraz tylko rodzice muszą się zgodzić...
- A dlaczego mieliby się nie zgodzić? Masz już 18 lat.
- No ale wiesz jak to bywa.. - zaczęłam się bawić kosmykiem jego włosów, jak bym była kotem a ono włóczkom.
Duff nagle namiętnie pocałował mnie w usta. Bez skrępowania przechodził cały czas niżej, aż doszedł do brzucha. Zadrżałam, a moje ciało przeszedł dreszcz. McKagan posadził mnie na blacie. Oczywiście doskonale wiedziałam, jak to się skończy.
- Skąd wiedziałeś, że jednak nie mam okresu? - Do teraz nie wiem, czemu akurat to wtedy powiedziałam.
- Postanowiłem zaryzykować.
- Prawdziwy rycerz nie boi się krwi na swoim mieczu. - Suchy humor nadal dopisywał, a nogi owinęłam wokół jego bioder, niczym miś koala. Duff nadal mnie całował. W drodze do sypialni zdjął ze mnie koszulkę, a pocałunki składał  gdzie tylko popadnie.
- Zaszalejemy dziś  na odmianę w sypialni twoich rodziców?
- Jeżeli tylko chcesz. - Uśmiechnęłam się zadziornie.
Zmiana kierunku. Cel: sypialnia rodziców.
Takim oto sposobem wylądowaliśmy w wielkim łóżku z drewnianym, a dokładniej dębowym stelażem. Duffa chyba to podniecało. Fetyszysta jeden. Ściągnął ze mnie powoli piżamę, aż zostałam w samej bieliźnie.
- To łóżko jest takie wygodne. Ja się nie dziwię, że moi rodzice w nim jedynie śpią ... bez jakiegokolwiek kontaktu fizycznego. - Nadal gadałam głupoty, a Duff miał na sobie coraz mniej ubrań.
- Oni nie chcieli go wykorzystać, to my go wykorzystamy - wziął się za rozpinanie stanika. To zabawne, mimo, że miałam na sobie coraz mniej ubrań, było coraz bardziej gorąco
- Ej, bo pomyślę, że chodzi ci tylko o łóżko - Droczyłam się. - No bo wiesz, no bo jeżeli tak, to ja mogę się stąd zebrać. - z udawaną powagą i grymasem na twarzy próbowałam sięgnąć części mojej piżamy, które leżały gdzieś między łóżkiem, a szafą stojącą zaraz obok.
- Nigdzie nie pójdziesz. - Duff położył się na mnie, tak że nie byłam w stanie się ruszyć.
Pocałowałam go za to delikatnie, on odwzajemnił bardziej zachłannie.
Pocałunki przeszły w coś więcej, spragnieni bliskości daliśmy ponieść się chwili.
Kiedy już było po wszystkim, niechętnie postanowiliśmy udać się po pozostałą część meneli i iść obejrzeć nasz nowy wspólny nabytek. Zanim się zebraliśmy Duff musiał trochę na mnie poczekać. Z racji Polepszenia mi się humoru, postanowiłam zadbać o swój wygląd - chociaż w dniu urodzin, w dniu, kiedy rozpoczynałam swoje życie na nowo. Pomaszerowałam do łazienki, aby się chociaż trochę ogarnąć. Wzięłam prysznic, po czym w samym ręczniku owiniętym wokół ciała wpadłam do pokoju. Termometr wskazywał zaledwie 15 stopni, więc musiałam ubrać się trochę cieplej. Postanowiłam że założę czarne rurki z dziurami na całej długości nogawek. Do tego białą, luźną koszulkę z napisem 'Wild Spirit' oraz czarne trampki. Postawiłam na lekki makijaż, nie chcę wyglądać jak panda. Namalowałam czarne kreski na powiekach, a rzęsy pociągnęłam tuszem. Byłam gotowa do wyjścia.
- Duff idziesz? Ja jestem gotowa! - nie usłyszałam odpowiedzi. - Duff! - dalej nic. Postanowiłam pójść do pokoju gościnnego, bo tam spodziewałam się Duffa. No i się nie myliłam. Po wejściu do pomieszczenia, zobaczyłam Michaela  opróżniającego wino moich rodziców. Krew w moich żyłach się zagotowała.
- Duff, co ty wyprawiasz?!
- No pić mi się chciało.
- To wino moich rodziców na specjalne okazje. Kosztowało kupę forsy. No mądry ty jesteś?! - Podeszłam i wyrwałam mu z ręki pustą już butelkę.
- No przepraszam, no ale chciało mi się pić i jakbym się czegoś nie napił, to bym chyba ześwirował, noo.
- Duff, zamilcz. Nie denerwuj mnie jeszcze bardziej. Nie wiem skąd ja wezmę kasę, żeby to wino kupić. Na prawdę Ci gratuluje. Nigdy nie pomyślisz..
- Oddam ci tą kasę, jak tylko zarobię. - w ramach przeprosin chciał mnie pocałować jednak odsunęłam się.
- Chodźmy już, bo wszyscy pewnie na nas czekają. - ruszyliśmy w stronę domu Em, droga mijała nam w ciszy. Duff próbował rozpocząć rozmowę, jednak jak w tej chwili nie miałam na to ochoty. Nie chodziło nawet tylko o to wino, ale już sobie wyobrażam jak mi się za nie oberwie. No ale cóż, co się stało już się nie odstanie...


Emily:

Wild Side - Motley Crue


Obudziłam się ok. 11, to za wcześnie jak na mnie, jednak postanowiłam jeszcze chwilę zostać w łóżku. Czułam się błogo. Rozmyślałam co kupić Michelle na urodziny, jednak nic sensownego nie przyszło mi do głowy. Postanowiłam więc zapalić papierosa - liczyłam, że coś przyjdzie mi do głowy. Tak się jednak nie stało, za to ktoś śmiał zakłócić mój odpoczynek. Ubrałam pierwszą lepszą koszulkę, należała chyba nawet do Slasha. Do tego spodenki które znalazłam obok łóżka. Byłam już gotowa, poszłam otworzyć.
Po drodze zdążyłam zakrzyknąć głośne 'kurwa', ponieważ papieros który miałam w ustach wypadł i wpadł mi wprost pomiędzy cycki. No ale cóż.. Szkoda mi było jej wyrzucić, także zręcznie fajkę zza dekoltu wyjęłam, włożyłam z powrotem do ust i pomaszerowałam otworzyć drzwi, za którymi stała już moja wesoła gromadka wyrzutków społecznych.


Izzy:

March On - Running Wild


Pod mieszkanie Emily przyszedłem trochę spóźniony. No ale to nie moja wina, że w Rainbow nie ma zegarów. W każdym razie, kiedy tam dotarłem wszyscy bacznie czekali. Nie marnowałem słów, na przywitanie jedynie kiwnąłem głową. Rozejrzałem się po moich przyjaciołach. Slash i Emily dyskutowali na jakiś gitarowy temat. Michelle i Duff widocznie znowu się nie dogadywali. Było to widać po zaciętej minie Petterson i błagalnym spojrzeniu McKagana, który coś jej tłumaczył. Axl stał jakieś 5 metrów od nich, palił papierosa i spod ciemnych okularów przyglądał się każdej kobiecie, która choć trochę przypominała którąś z gwiazdek pornoli. Steven .. Steven odbijał jakąś piłeczką o ścianę domu. Był tym tak zaaferowany, że zobaczył mnie dopiero, kiedy ową piłeczkę mu zabrałem.
- Ej! - Nie sądziłem, że facet może mieć tak wysoki głos.
- Nie piszcz, tylko się zbieraj. Idziemy.. - Grzeczny Steven zamilkł. Przy Adlerze zawsze czułem się jak zaklinacz pudli, czy coś. Ja byłem Johnem Paulem Jonesem, a on Bonzo. W naszej dwójce to ja byłem manipulatorem.
- No to idziemy zwiedzać nasze przyszłe piekło skurwiele! - mówiąc to Slash popatrzył na płeć męską. - I miłe panie - tutaj zerknął na Em i Michelle.
Nic nie powiedziałem, po prostu poszedłem za nimi odbijając piłeczkę Stevena o ziemię. Nasz dom był dość daleko od mieszkania Em. Michelle i Duff zdążyli się pogodzić, Slash i Petterson trzy razy zmienić temat dyskusji, Axl 4 razy zaczepić biedną, Bogu ducha winną dziewoje, a Steven - on przynajmniej 10 razy przygotowywał się do odzyskania swojej piłeczki. Oczywiście z marnym skutkiem.
Po porządnym spacerze doszliśmy na miejsce.
Wielka chałupa, śmiem twierdzić, że większa nić dom Emily. Do jego luksusów było mu jednak daleko. Ściany z graffiti, których tym razem nie dało się nazwać sztuką, stare okiennica i podziurawione rynny. Już czułem się tu jak w domu.
- O kurwa. Przecież ... przecież tu jest zajebiście! - zakrzyknął entuzjastycznie Adler.
- Kiedy będziemy już sławni, nie w takich będziemy mieszkać. Ale rzeczywiście, ta jest wykurwista! - krzyczał Duff
- Wchodźmy do środka! - zaproponowała Emily
W tym momencie wszyscy wykrzykiwali jakieś bezsensowne rzeczy. I czym się tu podniecać? Kolejne nic nieznaczące i nic niewarte mieszkanie, z którego i tak nas zaraz wywalą, za nie płacenie rachunków. Oczywiście jak wujek Izzy nie zarobi, to nie ma kto zapłacić długu.
Wszyscy weszli do środka. Adler z Axlem, to się wręcz staranowali w tym przejściu. Ja zaś się rozglądałem. Obserwowałem wszystko dokładnie.
Dom stał nad morzem. Nad samą plażą. Najbliższego sąsiada mieliśmy dopiero koło pół kilometra dalej. Axl ze Slashem, bo to właśnie oni szukali domu, chyba przewidzieli każdą ewentualność.
Kiedy całą okolicę wyryłem na stałe w mojej pamięci wszedłem do środka.
Wnętrze jak wnętrze. Salon typowy. Duża kanapa, z czarnej ciulatej jakości skóry i szafka pod telewizor, ale telewizora brak. Dalej kuchnia ze starą lodówką i szafkami bez drzwiczek. Oczywiście nie myślcie, że luksus. Kuchnia mała, a do tego połączona z pokojem dziennym.
Rozglądam się nadal. Schody na piętro, korytarz prowadzący do dalszych pokoi i komoda.
Komoda stała zaraz przy wejściu. Była piękna. Wielka, dwu drzwiowa. Z ciemnego drewna, na powierzchni którego wyrzeźbione były jakieś wzory. Wystarczyło na nią popatrzeć, a już wiedziałem, jakie będzie jej przeznaczenie.
- Hej stary. Na tej starej szafce dom się nie kończy. Z resztą i tak ją wywalimy. Jest paskudna - z transu wyrwał mnie Duff.
- Co?.. Nie. Nie wywalimy .. - blondyn i jego wzrok idioty - No bo kiedyś czytałem taką jedną książkę. - w tym momencie oczy Duffiastego rozbłysły niedowierzaniem.
- Tak, czytam książki. Z resztą, nevermind.
- No ale po co ta szafka ma tutaj zostać? Jakbyśmy ją wyjebali stąd, byłoby dużo więcej miejsca.
- Duff. Oglądałeś kiedyś filmy o piratach, nie? No więc, my jesteśmy piratami, a ta komoda to nasza skrzynia na skarby.
- Aaa teraz już mniej więcej rozumiem. Będziemy tam trzymać gumki? - w tle było słychać krzyki kto wybiera jaki pokój.
Położyłem McKaganowi rękę na ramieniu, niczym stary, doświadczony życiem ojciec swojemu małemu, głupiutkiemu synowi. Spojrzałem na niego pełnym współczucia wzrokiem. - Też.
- No to co innego? - nie miałem ochoty odpowiadać, zostawiłem go z tym. Jak trochę pomyśli, nic mu się nie stanie.
Przechadzałem się powoli po mieszkaniu, przy wtórowaniu krzyków 6 rozwydrzonych dzieci. " To mój pokój! " " Ej Slash, nie siedź na moim łóżku! " " Ja tu byłam pierwsza! " " Masz pecha, zaklepałem! " Kąciki ust uniosły mi się mimowolnie do góry.
Parter: salon, kuchnia, łazienka. Do tego dwa pokoje. jeden- bliżej wejścia - Adlerowy. Drugi, nieco bardziej w głąb mieszkania, naszej primadonny - Axla. Piętro: trzy pokoje. Najbliżej łazienki wspólny Michelle i Duffa, zaraz koło schodów sypialnia Slasha i Emily. I najdalej z najdłuższą drogą do przebycia, dla ewentualnych imprezowiczów mój. Od razu polubiłem tę norę.
- To kiedy się wprowadzamy? Kiedy podpisujemy umowę? - zapytała Emily.
- Możemy wprowadzić się już dzisiaj. Umowa już podpisana. - wyszczerzył się Duff.
- A przeczytaliście chociaż warunki i regulamin? - no fakt, jak bym na to nie wpadł, dobrze że Em o tym pomyślała, bo te debile raczej nie umieją czytać i już to widzę co podpisali.
- Taaaak. Pewnie, że tak. Było coś o płaceniu czynszu, ciszy nocnej i innych tego typu bzdetach. - powiedział Axl ziewając.
- Może ja na to potem lepiej zerknę, co? - zaproponowała Michelle. No tak .. rodzice prawnicy.
- Teraz to już raczej nie ma szans. Właściciel wziął umowę i wyjechał. A kasę mamy przesyłać mu do Meksyku... - powiedział Slash.
- Jak to? To nie wzięliście kopii? - nie wytrzymałem i musiałem coś powiedzieć. Jak można być takim idiotą?
- No .. nie. Po co zawracać sobie głowę papierami które nie są pieniędzmi, czekami albo talonami na wódkę? - znowu Axl.
- Ja pierdolę... Jak wy już coś załatwiacie, to wiadomo że to nie może się dobrze skończyć... - Mądrze prawiła, polać jej.
- Dobra, ja to załatwię. A teraz już zmieńmy temat, nie chcę się w moje urodziny denerwować jeszcze bardziej. - powiedziała stanowczo Michelle.
- Co? Urodziny? A no tak dzisiaj 7 stycznia! - Pisk Adlera. - Sto lat! sto lat! niech żyje żyje nam! - i słowiczy śpiew.
Nagle wszyscy zaczęli wydzierać się razem z nim. Zanim się obejrzałem, byłem częścią tych wszystkich. Potem życzenia i wypad na imprezę do Rainbow. Drobne upominki, które zazwyczaj były po prostu drinkiem prosto z serca.
Przyjęcie z każda chwilą się rozkręcało, a ja obserwowałem.


Podsumowując.


Tak mijały następne dni, tygodnie, miesiące. Zanim dziewczyny się obejrzały, minęły trzy lata. Trzy lata zmian, trzy lata poznawania siebie, trzy kolejne lata ich przyjaźni , trzy lata nowego życia przy chłopakach, trzy lata w związkach.

Trzydzieści sześć miesięcy Michelle z Duffem. To na pewno coś znaczyło, to musiało coś znaczyć. Trzydzieści sześć miesięcy, tysiąc osiemdziesiąt dni, tysiąc osiemdziesiąt kłótni i tysiąc osiemdziesiąt jeden pogodzeń. Byli chyba najbardziej wybuchową para na zachodnim wybrzeżu. Kłócili się o każdą bzdurę. Pięciominutowe awantury, to ich specjalność. Jednak może to właśnie te kłótnie spowodowały, że to co było między nimi, było tak silne. Sami z resztą się przekonacie.
Przez te trzy lata Michelle zbliżyła się nie tylko z Duffem, ale także z pozostałymi chłopakami. Jednak na szczególną uwagę zasługuje Slash. Zaprzyjaźniła się z nim wyjątkowo mocno, to pewnie przez jego związek z Emily. Kiedy jej kłótnia z Michaelem trwała nieco dłużej niż 5 min, a przyjaciółka była akurat poza zasięgiem, to właśnie na Saula mogła liczyć. Był dla niej jak brat, którego nigdy nie miała. Dodam jednak, że sam był także powodem niektórych jej kłótni z Duffem.
Zabawne, że McKagan nie był zazdrosny o resztę. Nie był zazdrosny o Axla, który w naturze miał podrywanie dziewczyn. Nie był zazdrosny o Izzy'ego, z którym jego ukochana nie raz samotnie przyćpała. Nie był zazdrosny o Stevena, który z racji swojej kochanej natury tulił się do każdego przynajmniej trzy razy dziennie. Był zazdrosny akurat o Slasha. O Slasha, którego przez te trzy lata nawet nie złapała za rękę.
Przejdźmy teraz do Emily. Jej i Saulowi też było dobrze. Nikt nie sądził, że od związku z Alexem  młoda buntowniczka będzie w stanie jeszcze być z  kimkolwiek przeciwnej płci. A jednak. Co więcej, Emma się w Saulu zakochała, o ile widzicie różnicę.. Chociaż to pewnie dlatego, że ze Slashem byli czymś więcej niż parą. Oni byli do tego cholernie zżytymi dzieciakami, których łączyła przyjaźń na śmierć i życie. A do tego, w sobie nawzajem mieli chyba najlepszego partnera do picia. Tak, Emma przez ten czas zaczęła częściej sprawdzać jak mocną ma głowę, a cholera od zawsze taką miała. W sumie do tego jej "rozpicia" przyłożył rękę także Duff, z którym (tak jak Michelle z Slashem) spędzała tyle samo czasu, co z przyjaciółką. No, a nawiasem mówiąc Emma zaczęła palić jak smok.
Przez te trzy lata nie zmieniło się jedynie jedno: podejście rodziców do dziewczyn.
Mama i tata Michelle nadal byli dumni ze swojej malutkiej córeczki. Chyba nie chcieli dopuścić do siebie prawdy. Patrzyli na wszystko jak przez mgłę, bo nie chcieli przejrzeć na oczy. Nie chcieli uświadamiać sobie, że ich grzeczna córeczka już wcale nie jest taka grzeczna. Nie chcieli nawet myśleć o tym, że wieczorem zamiast u Emily siedzi w Whiskey, że zamiast soku piję wino, że jej koleżanki to tak na prawdę piątka chuliganów, a z Duffem nie ograniczała się do trzymania za rękę. Oni sądzili, że nie wie co to papierosy, heroina czy seks. Jej rodzice nie dopuszczali do siebie żadnej z tych wizji. Pewnie dlatego bez problemu pozwalali iść Michelle na kilka nocy pod rząd " do Emily ", dawali pieniądze, kiedy o to prosiła czy choćby witali Gunsów z szerokim (wcale nie udawanym) uśmiechem na twarzy. Kochani opiekunowie Petterson bali się sami przed sobą przyznać "Kurcze, chyba mamy problem". Jednak nie ukrywajmy, jej to ani trochę nie przeszkadzało.
Rodzice Em tez się nie zmienili. Nadal byli bezradni w stosunku do córki. Young była dla nich nie do okrzesania. Robiła co chciała, chodziła gdzie chciała, spotykała się z kim chciała, a oni się na to wszystko zgadzali. Pewnie nie chcieli stracić pewnego rodzaju autorytetu. W końcu lepiej brzmi "Moja córka baluje całymi dniami, ale ja jej na to pozwalam" niżeli "Nie daję sobie rady z moją córką". Smutne to, ale tak było zawsze. Tylko, że wcześniej w nieco mniejszym stopniu.
A więc .. z racji "bez stresowego" wychowania, dziewczyny bez problemu otrzymały zgodę, na mieszkanie z chłopakami. " Mamo, jestem już dorosła " " Tato, będzie tam też Michelle " " Przecież znacie i lubicie chłopaków " " Wiecie, że i tak z nimi zamieszkam? ". Kilka trafnych argumentów, prośby, groźby i słodkie minki. I tak oto dziewczyny otrzymały najlepsze miejsca do oglądania spektaklu, zwanego " Guns N' Roses ".
No dobrze, to na tyle. Mam nadzieję, że wszystkie niejasności się wyjaśniły. Zapraszam na ciąg dalszy... 



____________________________________________________ Dobra. No i jest kolejny rozdział. Po miesięcznej nieobecności. Ale przynajmniej macie od nas prezent na Dzień Dziecka. Jeżeli chodzi treść. Taki trochę zapychacz, ale to celowo. Zdradzimy, że w następnym rozdziale będzie pewnego rodzaju przełom, a ten rozdział jest pewnego rodzaju przedmową. W każdym razie nam się nawet podoba. Michelle miała ubaw przy pisaniu. :D Specjalnie dla niektórych pojawia się Izzy także. :) Zapraszamy do czytania i zachęcamy do pozostawienia komentarzy. Każda opinia jest ważna, uwagi staramy się poprawić a pochwały zachęcają do pisania dalej. Miłego czytania!