Sex Type Think - Stone Temple Pilots
20 stycznia 1985r. Dokładnie za dwa tygodnie w naszej szkole miał odbyć się zimowy bal. O ile można mówić coś o zimie w upalnej Californii.
Żar lał się z nieba, a przypomnę - był styczeń. Media oczywiście zdążyły zrobić z tego wiadomość dnia. Mogłabym to zrozumieć, gdyby np. wylądowało ufo, albo miałoby miejsce jakieś inne nadprzyrodzone zjawisko, jednak oni najwyraźniej nie mieli po prostu lepszego tematu.
Siedziałam wraz z Michelle na matmie. Ona była pochłonięta lekcją, a ja oczywiście myślałam o wszystkim, tylko nie o tym, co mówi nauczycielka. Za oknem, znajdowały się na to zbyt ciekawe widoki. Pech i nauczycielka, chcieli jednak zakłócić moje błogie chwile. Z zamyślenia wyrwało mnie wołanie belferki i szturchanie Michelle:
- Emily! Emily! Emily! Na miłość boską! Mówię do ciebie od jakichś 10 minut! Proszę natychmiast do odpowiedzi. - Yhym, tak. Ona mówi? Chyba drze ryja, a nie mówi! Swoją drogą, jak zawsze przesadzała. To nie trwało 10 minut. Pojebana kobieta.
- Idę już idę, przecież się nie pali. - powiedziałam zachrypniętym - teraz już od papierosów - głosem.
- Dziecko co się z tobą dzieję?
Podeszłam do tablicy. W myślach miałam wizję, jak duszę ją gołymi rękami. Już miałam myśli przemienić w czyn, ale stwierdziłam, że nie pójdę za dziwkę później siedzieć.
- Pokaż zeszyt zobaczymy co tam ciekawego masz. - O to akurat byłam spokojna, zadania robiłam na bieżąco. Szybko jednak zwątpiłam.
Nagle z mojego zeszytu wypadła jakaś kartka. Pierwsze co zobaczyłam, to pismo Slasha. Nauczycielka czytając tekst, zaczęła się czerwienić. Byłam przegrana jeszcze bardziej.
- Dobrze to ja może nie będę czytać cudzych listów.
- Bardzo bym się cieszyła. - powiedziałam z ironią. Oddała mi kartkę, po czym przeszła do pytania. Poszło lepiej niż myślałam. Z czwórką z odpowiedzi udałam się do ławki. W myślach przeklinałam Slasha i nie mogłam doczekać się aż przeczytam jego wiadomość.
Zaczęłam czytać, nie pomyliłam się co do treści. Pojebany pan Hudson napisał tam wiersz o wydarzeniach poprzedniej nocy. Wiadomo o co chodzi. Zabiję, zabiję i jeszcze raz zabiję debila! Zaraz po przeczytaniu pokazałam poezję Saula Hudsona - najlepszego pisarza erotycznego - Michelle, która jak tylko to zobaczyła wybuchła śmiechem. Mnie raczej nie było do śmiechu.
***
Whiskey in the Jar - Metallica
Po szkole zamiast do Hell'a pomaszerowałyśmy do Michelle, ponieważ musiała spakować jeszcze parę według niej niezbędnych rzeczy.
Pierwsze co zrobiłam, gdy już weszłyśmy do niej do mieszkania, to usiadłam na parapecie w jej w pokoju i zapaliłam kolejnego tego dnia papierosa. Wtedy z oddali usłyszałam jakiś zbliżający się hałas. Nie musiałam długo zastanawiać się kto idzie. Już po chwili zauważyłam blond czuprynę Duffa, a zaraz potem szopę Slasha.
- Hej! Fuckers!
- No pięknie! Pięknie witasz przyjaciół! - To Duff.
Nie odpowiedziałam nic tylko gasząc papierosa w donicy zeskoczyłam z parapetu i pobiegłam otworzyć im drzwi.
Slash i Duff weszli jakby nigdy nic. Duff z papierosem w ręce, a Slash z winem w kieszeni. Nie powiem, ciekawy widok. Chociaż już dobrze mi znany.
Mieli szczęście, że rodzice Chelle byli zajęci, bo mieli i dalej mają świra na punkcie sprzątania i dbania o swój dom. Gdyby ich wtedy zobaczyli, chłopaki zaraz znaleźli by się za drzwiami. Sama przekonałam się co to znaczy mieć takich rodziców - moi są dokładnie tacy sami. Z resztą, pewnie dlatego nasi rodziciele się przyjaźnią i mają ze sobą tyle wspólnych tematów do rozmów.
- Wina. wina, wina dajcie! A jak nie to spier...
- Duff! Ucisz się, moi rodzice są u góry! - Michelle skarciła blondyna.
W tamtej chwili jakoś nie mogłam dłużej wytrzymać z czekaniem na podzielenie się z chłopakami informacją o balu.
- Musimy wam coś powiedzieć! - wręcz wykrzyknęłam z zacieszem na ryju. W sumie nie lubiłam imprez szkolnych, ale zawsze to pretekst, żeby się napić. No nie?
- Błagam. Nie mówcie, że jesteście obydwie w ciąży! - Saul i jego mądre uwagi.
- Tak kurwa Slash! Odkryłeś nas! - powiedziałam bez entuzjazmu. Jak on coś czasami powie, to zastanawiam się dlaczego z nim jestem.
Po minie Duffa było widać, że w tamtej chwili było mu szkoda słów na głupotę Hudsona. Popatrzył tylko na mnie pytająco.
- No więc... zacznę od tego że będziecie mieli pretekst do picia. - musiałam zacząć od tego żeby ich jakoś zachęcić. Alkohol dla nich był nie małą atrakcją.
- Hmmm ... podoba mi się. Mów dalej. - Duff popatrzył na mnie zaintrygowany.
- Idziemy na bal! - powiedziałam z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Eeeee! .. Jestem na nie. Nie lubię się w takie rzeczy bawić.
- Mckagan zamknij się! Ty się nie znasz! - wykrzyczał do niego Slash. - Ale alkohol jest w cenie, prawda? - to powiedział już do mnie. Wiedziałam że procenty go przekonają.
- Tak, jest w cenie. Czyli mam rozumieć że idziemy?
- Muszę? - Duff nadal narzekał.
- Mackagan, ty jak jakaś stara baba. To weź się kurwa zamknij w domu i z niego nie wychodź. Załóż sobie ciepłe kapcie, kup sobie piwo, przykryj się kocem i zestarzej się w tak kurwa młodym wieku. Co ty się ludzi boisz? Czy jak? Oczywiście że idziemy! Duff nie ma nic do gadania. Czy chce czy nie, idzie z nami.
- Dobra. Ja jestem gotowa, możemy już iść do domu - powiedziała Michelle wchodząc do kuchni z walizką " najpotrzebniejszych rzeczy ". Tak w prawdzie, nawet nie zwróciłam uwagi kiedy opuściła nasze zacne grono.
- Zahaczymy jeszcze o sklep. - strasznie chciało mi się pić, a po drugie kończyły mi się fajki.
I wyszliśmy. Michelle odpowiedzialne zadanie targania walizki powierzyła Duffowi, który wręcz sam to zaoferował. Slash szedł koło mnie z jedną ręką w tylnej kieszeni mych szortów. I tak właśnie maszerowaliśmy w upale styczniowego popołudnia.
Duff:
Problems - Sex Pistols
Dzień tego cholernego balu. Gdyby Michelle wiedziała, jak bardzo nie chciałem na niego iść, pewnie z dobroci serca pozwoliłaby mi na zostanie w domu. " Wyglądam jak pajac " - pomyślałem przeglądając się w lustrze. Przede mną nie stał rockman, z wytapirowanymi włosami i podartymi spodniami, jak to bywało co dzień, teraz stał tam dryblas w smokingu i szopą ujarzmioną w kucyku. " Kurwa "..
- I jak wyglądam stary? - spojrzałem w bok, gdzie na odpowiedź czekał Saul. Kiedy go zobaczyłem, o mało nie wybuchłem śmiechem. Ja, w przeciwieństwie do niego przynajmniej umiem wiązać porządnie krawat.
- Genialnie... udajesz biznesmena wracającego po pijaku do domu, tak?
- Ha! ha! Bardzo śmieszne! Pomóż mi, a nie suszysz zęby panie James Bond.. - Jak poprosił, tak zrobiłem. Poprawiłem mu koszulę, marynarkę, a krawat zawiązałem jak należy. " No, teraz to klasa ".
- O kurwa ... - Slash otępiały patrzył w stronę schodów. Mimowolnie obróciłem się w tym samym kierunku.
Po schodach, niczym olimpijskie boginie schodziły dziewczyny. Pierwsza szła Michelle. Miała na sobie krótką czerwoną dość zwiewną kieckę. Opinała się tam gdzie trzeba, co uwydatniało jej, jak dla mnie idealną figurę. Na nogach zabójcze czarne szpilki, gdzie do dzisiaj zastanawiam się, jak ona mogła w tym w ogóle chodzić. Włosy spięte w kok, a do tego makijaż, z którego jedyne co pamiętam to czerwono-krwiste usta. Wyglądała na prawdę zjawiskowo. Z resztą tak samo jak Emily, która miała na sobie czarną, koronkową, krótką sukienkę. Obcisła kiecka podkreślała wszystkie zalety jej ciała. Do kompletu czerwone szpilki. Miały chyba z 15 cm! W dłoni trzymała małą, czarną torebkę. Włosy kręcone, rozpuszczone. Co do makijażu, miała ciemnoczerwoną szminkę, a na powiekach czarny cień.
- Zamknij buzię, bo ci mucha wleci - powiedziała Michelle, która w szpilkach nie była już taka malutka jak zawsze. Byłem pod takim wrażeniem, że nie umiałem wydusić z siebie ani słowa.
- Kochanie co tak patrzysz? - powiedziała Emily do Slasha, on także zaniemówił.
Nasze dziewczyny z dzikich, rockowych lasek zamieniły się w seksowne panienki, przez co Hudson wyglądał jakby zaraz miał się rzucić na Em. Z resztą ja miałem taką samą ochotę w stosunku do Michelle.
- Oh. Widzę, że nie chcecie z nami rozmawiać. No cóż .. chodźcie.. - Michelle pociągnęła mnie za rękę. Slash objął Em w talii. Ruszyliśmy na bal.
* na balu *
Wraz ze Slashem postanowiliśmy wykorzystać te trunki jak najlepiej i pokazać im jak się bawią niegrzeczni chłopcy.
Gdy wszyscy już przybyli, dyrektor osobiście przywitał młodzież z wysokiej sceny, po czym impreza się zaczęła.
Swoją drogą bardzo bawiło mnie to że Emily była trochę wyższa od Slasha w tych szpilkach
- Hmmm .. Tak przystojni faceci mają zakaz wstępu na tę imprezę. - Usłyszałem damski, dość niski, głos, w którym dało się wyczuć wręcz erotyczną nutę. Byłem pewien, że to nie głos Michelle. Kiedy odwróciłem się, aby zobaczyć kto jest jego właścicielem ujrzałem chodzące przeciwieństwo Michelle i Em. Wysoka, długonoga blondszmata. Nie, nie przesadzam. Na prawdę miała w sobie coś ze szmaty, chociaż sądząc po jej kusej sukience była tego zupełnie świadoma.
- Oo tak wiem, jestem przystojny, nie musisz mi tego mówić. - powiedziałem, po czym odwróciłem się z powrotem do stołu z szampanem
- Oj no. Skarbie. Nie graj takiego niedostępnego .. Jesteś tutaj sam? Jak chcesz, to mogę ci potowarzyszyć.. - położyła mi rękę na ramieniu.
- Nie, jest ze mną. Spadaj Cindy.. - wybawienie. Cichutki głos Michelle..
- A co, to twój brat?
- Nie, to nie jest mój brat. Z resztą nie powinno cię to obchodzić. Spierdalaj. - przyglądając się tej sytuacji, doszedłem do wniosku, że to nie nie może skończyć się dobrze, a może moja opinia była nietrafna?
- Nie brat? To może kuzyn? Albo wiem .. to facet w ogłoszenia, a ty mu płacisz za to, żeby przyszedł z tobą na bal, jako osoba towarzysząca? .. Michelle, proszę Cię. Nie rób z siebie pośmiewiska. Przecież obydwie wiemy doskonale, że ktoś taki nie zwróciłby na ciebie uwagi. - w tym momencie całą tą sytuacją zaciekawiła się Em, która zaraz znalazła się u boku przyjaciółki.
- Czego tu chcesz dziwko? - zaczęła ostro, w Cindy aż się zagotowało. Chyba pójdę po popcorn.
- Emily, spokojnie.
- No właśnie Emily, spokojnie. Ja po prostu chcę, żeby nasz kochany mul książkowy nie próbował oszukać całej szkoły. - Wiem, że powinienem na to jakoś zareagować, jednak nauczono mnie, że w czyjeś sprzeczki wtrącamy się tylko w przypadkach krytycznych.
- Odpierdol się od nas. Na pewno jakiś koleś na jedną noc, już gdzieś na ciebie czeka. Więc żegnam.
- No ja właśnie widzę takiego jednego. Ciemna karnacja, ciemne kręcone włosy.. Uhmm, na prawdę nie zły towar.
- Przykro mi, ale on jest już zajęty przeze mnie. - Emily odwróciła się do stołu przy którym opróżniałem kieliszki z szampanem i także się skusiła. Wypiła 2 prawie jednym tchem.
- No to zajmę się blondynem - Niejaka Cindy odwróciła się, złapała mnie za ramiona, przyciągnęła do siebie i namiętnie pocałowała. Nie zdążyłem nawet jakkolwiek zareagować, kiedy usłyszałem jej pisk. Wtedy zrozumiałem co się stało. Michelle perfidnie pociągnęła ją za włosy niszcząc jej idealną fryzurę.
- Spieprzaj od mojego chłopaka dziwko! Rozumiesz?! .. - I w tym momencie za sprawą siły rąk mojej dziewczyny blondi wpadła w jeden ze stołów z alkoholem. Zawartość wszystkich otwartych butelek znalazła się na Cindy. Nie mogłem powstrzymać się od śmiechu.Emily również zaczęła się głośno śmiać.
- Muszę ci powiedzieć że bardzo ładnie wyglądasz. - Skwitowała. Od tyłu zaszedł ją Slash, chwycił w talii i również zaczął się śmiać.
- Popamiętasz mnie Petterson! Ughh! - Niezgrabnie wstała po czym ze złamanym jednym obcasem pobiegła w stronę łazienki. Wszyscy zainteresowani już po chwili zajęli się sami sobą. Ekipa sprzątająca zabrała się zbieraniem resztek kieliszków, zaś Michelle przez chwilę na powrót była Michelle sprzed 3 lat. Postawa niepewna i wzrok wbity w podłogę. Co chwilę zerkała na mnie przepraszającą miną, jak bym miał gniewać się na nią za to, co się przed chwilą wydarzyło.
- No to trzeba się w końcu napić! No nie? - ten pomysł podobał mi się jak najbardziej
Nalewałem właśnie szampana dla Michelle, kiedy poczułem, że ktoś mnie od tyłu przytula. Pewien, że to znowu Cindy już miałam się odwrócić i nawtykać jej parę rzeczy, jednak spostrzegłem, że to Michelle.
- Kochasz mnie? - nigdy nie rozumiałem czemu zadawała to głupie pytanie.
- A dlaczego miałbym cię nie kochać?
- No bo ona Cię pocałowała.. - sarnie oczy.
- No właśnie: ONA. Ja tego nie odwzajemniłem. - powiedziałem ze zrezygnowaniem.
- Jesteś tylko mój. Żadna szmata nie będzie mnie obrażać .. - I tym razem to ona pocałowała mnie, a w momencie połączenia się naszych ust poczułem, że wraca ta pewna siebie Michelle. Ta, która zaatakowała Cindy. Taką ją chyba lubię najbardziej.
A potem szło już tylko lepiej. Mimo, że byłem tak negatywnie nastawiony, impreza zaczęła się rozkręcać. Alkoholu było więcej niż dużo, nauczyciele nie pilnowali nas prawie w ogóle, muzyka też była nie najgorsza. Ludzie zaczynali wychodzić na parkiet. My ze Slashem nie chcieliśmy być gorsi: poprosiliśmy nasze towarzyszki do tańca. Takim sposobem znaleźliśmy się po środku całego tego tłumu. Świetnie się bawiliśmy.
Michelle:
Living in Sin - Bon Jovi
Zabawa trwała i chociaż jeszcze przed chwilą zamartwiałam się incydentem z Cindy, teraz już zupełnie o nim zapomniałam. Pomogli mi w tym przyjaciele i nie powiem, także procenty.
Z głośników zaczęło lecieć "You Shook me " Led Zeppelin. Duff i Emily akurat wyszli zapalić, zaś Slash zaciągnął mnie na parkiet. Przytulił mnie i położył ręce na pograniczu lędźwi i mojego tyłka, czułam sie dość niezręcznie, prawdę mówiąc.
- Nie wiedziałam, że z ciebie taki tancerz. - szepnęłam mu do ucha.
- Z tym się trzeba urodzić. Tobie też to zajebiście idzie. Powinniśmy wystąpić w jakimś konkursie. Jakby cię zobaczyli, to nawet nie musielibyśmy tańczyć. - Slash seksownie się uśmiechał i szeptał mi do ucha. Jego ręce przesunęły się niżej i już bez skrępowania trzymał je na moim tyłku. Zastanawiałam się, jak na to zareagować.
- Dobra Slash, już tak nie czaruj. - w tym momencie Saul przechylił mnie zgrabnie w tył. Poczułam jego oddech na swoim dekolcie.
- No przecież nie zaprzeczysz. - Wyprost, a jego twarz niebezpiecznie zbliżyła się do mojej. Jakby tylko ten taniec widział Duff...
- Saul, powiedz po prostu, że Cię pociągam. - zaczęłam się śmiać. Niewinny żarty, nic więcej.
- Jak każda laska. Ale ja przepraszam cię bardzo, JESTEM ZAJĘTY.
- Ale ja to wiem. - puściłam do niego oczko i tym razem ja zaczęłam się "bawić". Chwyciłam koniec sukienki i lekko uniosłam ku górze tak, że moja, nie powiem zgrabna noga był jeszcze bardziej wyeksponowana.
Slash zaczął szeptać mi jakieś "czułe słówka" do ucha, a dłonie przełożył na moje biodra. Nie skłamię mówiąc, że coraz bardziej mi się to podobało.
Piosenka dobiegła końca. Rozejrzałam się po sali i na moje nieszczęście zauważyłam Duffa stojącego przy wejściu z założonymi rękami. Nie wiedziałam, jak długo tam stał. Nie wiedziałam, co dokładnie widział. Mogłam się jedynie domyślić, co czeka na mnie w domu. Jednak w tamtej chwili nie chciałam psuć sobie humoru. Spojrzałam na Saula .. z nim także wiązało się wiele niewiadomych. Nie wiedziałam, czy to co przed chwilą zaszło to jedynie niewinne żarty. Nie wiedziałam, czy to było winą alkoholu, czy może imprezowego nastroju. Wiedziałam jednak tyle, że coś się zmieniło.
Spojrzałam jeszcze raz w stronę wejścia. Zaraz obok Duffa stała Emily, z kieliszkiem wina w ręce. Ona jednak nie patrzyła się w naszą stronę. Wzrok zajęła czymś innym. "Na moje szczęście" pomyślałam.
Dochodziła już 3:00. Pomyślałam, że czas zbierać się do domu. Wszyscy mieli już dosyć dobrą fazę. Nasz wygląd był wręcz proporcjonalnie beznadziejny do ilości wypitego alkoholu. Chwialiśmy się na boki, oczy obserwujące świat nieobecnym spojrzeniem.
Duff :
Angry Again - Megadeth
Szliśmy do domu w ciszy. Tylko Slash cały czas coś nawijał. Mnie osobiście nogi i język się już plątały. Jednak dokładnie pamiętam to co widziałem z tańca Michelle i Slasha. O ile można było nazwać to tańcem.
Kiedy już doszliśmy na miejsce w domu nikogo nie było, co w sumie ani trochę mnie nie zdziwiło. Wszyscy byliśmy tak padnięci, że grzecznie pomaszerowaliśmy do swoich pokoi. Osobiście jednak sądzę, że Slash nie da Emily tak szybko zasnąć. Jeżeli wiecie o czym mówię ..
- Kurwa, ale mnie nogi bolą. - narzekała Michelle zdejmując szpilki.
- To pewnie od tego tańca ze Slashem. Widziałem, że świetnie się ze sobą bawicie. - Postanowiłem jej wygarnąć co o tym myślę. Nie mogę przecież udawać że nic się nie stało.
- No tak. Tak samo świetnie jak z tobą, Emily, Ronem, Katy, czy kimkolwiek innym.
- No właśnie o to chodzi że nie! Jakoś z nikim innym, nawet ze mną, tak nie tańczyłaś. - Jęki z pokoju naprzeciwko doprowadzały mnie do szewskiej pasji.
- Jak? Duff możesz mi powiedzieć kurwa jak?! Jak niby tańczyłam z Slashem?
- Nie rób ze mnie debila! Może myślisz że nim jestem, skoro uważasz że, nie zauważyłem jak się do siebie uśmiechacie, szepczecie sobie jakieś słodkie słówka na ucho, jak Hudson macał cię po dupie i wszystko inne. Jeżeli chcesz, możemy zakończyć nasz związek. Idź sobie do niego, jeżeli tak źle ci ze mną! - krzyczałem jak najgłośniej tylko potrafiłem. Musiałem wyładować wszystkie złe emocje, które we mnie siedziały. Prawda taka, że miałem ochotę najebać się do nieprzytomności.
- Duff! Co ty kurwa gadasz?! To były żarty! Nie mam zamiaru, nie chce się z tobą rozstawać!
Michelle wstała, a bez szpilek była na powrót malutką Michelle.
- Ha-ha-ha! Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś zabawna? Jak nie, to ludzie naprawdę są tępi... Jakoś mi to nie wyglądało na żarty.
- Zacznijmy od tego, że dla ciebie nawet nasza zwykła rozmowa nie wygląda na rozmowę. luzuj człowieku! Wszędzie węszysz zdradę! Jeżeli mi nie ufasz, to mi to powiedz!
- Dobra. Mówię. Nie ufam ci! Nie dajesz mi takich powodów żebym miał ci ufać.
- To może mam siedzieć tylko w domu, u twojego boku i nie rozmawiać z nikim innym, żebyś miał do mnie pełne, kurwa, zaufanie?!
- Nie! Masz się zachowywać normalnie! Wiem jak wygląda zwykła rozmowa! I zwykły taniec! Na pewno nie tak jak ty to robisz. - Ostatnie zdanie powiedziałem ciszej, nie miałem siły dłużej krzyczeć. Chciałem jak najszybciej opuścić dom, żeby najebać się do nieprzytomności. Wyszedłem, trzaskając drzwiami. Pomaszerowałem prosto do najbliższego pubu.
Michelle:
Screaming For A Love Bite - Accept
Normalny piątkowy wieczór. Nudziło się nam, byliśmy spragnieni i chcieliśmy się nieco zabawić. Postanowiliśmy więc zorganizować imprezę.
Męska część nas zaprosiła wszystkich znajomych. Kiedy każdy z nich przyniósł jakiś alkohol zabawa zaczęła się na całego. W ruch poszła koka, crack, speed i inne jakże zajebiste używki. Wszyscy wciągali kreski, dawali sobie w żyłę. Do krajobrazu prosto z filmu brakowało jeszcze tylko glin.
Izzy ładował w kanał w towarzystwie jakiejś laski, która patrzyła na niego jakby zaraz miała go przelecieć. W sumie tak też się stało. Z kolei Steven, grał wraz z Sebastianem na jakiejś zajebanej konsoli. Wystarczyło na nich spojrzeć, a od razu człowiek wiedział, że byli już nieźle nagrzani. Emily i Slash siedzieli na kanapie wtuleni w siebie. Oboje trzymali butelkę jakiegoś trunku w jednej i skręta w drugiej dłoni. Ich impreza wyglądała mniej więcej tak: 'łyk wina', pocałunek, zaciągnięcie się i wydmuch dymu wprost w twarz drugiego. I tak w kółko, bez przerwy, aż do porzygu. W drugim kącie pokoju Axl popisywał się przed jakąś laską swoją grą na gitarze. Mimo jego urokliwego uśmiechu i tak wszyscy wiedzieliśmy że chcę ją po prostu przelecieć. Duff pił ze swoimi kolesiami. Oczywiście dalej był na mnie obrażony. Nawet do końca nie wiem o co, ale był. No cóż, faceci tacy już są. Obrażają się o wszystko o co tylko mogą. Byle mieli pretekst do picia.
W całym budynku, a głowę dam sobie uciąć, że także na duża odległość od niego słychać było głośną, dziką muzykę. W tej chwili byli to akurat Rolling Stonesi. Dźwięki gitary i hipnotyzujący wokal były drugim, zaraz po dragach sposobem na niezły odlot.
W ofercie posiadaliśmy palenie bierne jak i dobrowolne. Kłęby dymu były tak duże, że widoczność zmniejszyła się już wręcz do zera. W powietrzu dało się czuć także pomieszany zapach wina, wódki, piwa i wszystkich innych trunków obecnych w tym domu, a trochę ich było.
Kiedy impreza się rozkręciła a w ruch prócz alkoholu, papierosów i używek wkroczyły ciała (czytaj: pijani ludzie próbowali tańczyć) Duff zaprosił na parkiet Em, bo przecież w tej chwili na mnie nawet nie spojrzy. Do mnie za to przysiadł się Slash, uraczył swoim winem i heroiną od Izzy'ego - bał się o moje samopoczucie, bo jak do tej pory byłam najbardziej trzeźwą osobą w pomieszczeniu. Kiedy kontury postaci stawały się coraz mniej wyraźne Slash zaczął:
- A tym razem o co się pokłóciliście?
- No a jak myślisz, o co?
- No nie wiem właśnie. Dlatego pytam
- O zazdrość Duffa. Zobaczył nasze wygłupy podczas tańca i wziął to na serio.
- Nie przejmuj się nim i napij z wujkiem Slashem - Zabrałam mu butelkę i wypiłam do dna. Musiałam odstresować.
- No i to mi się podoba. O a popatrz na króla i królową parkietu! - uśmiechnął się, po czym pokazał na Em i Duffa tańczących w najlepsze.
- Właśnie widzę. Duff widać mniej przejmuje się naszą kłótnią, niż ja .. - alkohol wcale nie poprawiał mi humoru. Wręcz przeciwnie, dołował mnie jeszcze bardziej.
- No ty, ty też się nie przejmuj. Możesz zawsze spędzić wieczór w moim towarzystwie. - uśmiechnął się do mnie zachęcająco.
- Wiesz co? - zapytałam zerkając na zegarek, którego wskazówki wskazywały godzinę po 2 w nocy. - Ja może lepiej pójdę się wykąpać i położyć. Nie mam dzisiaj humoru do zabawy. - wstałam. A raczej próbowałam wstać. Nie sądziłam, że jestem aż tak pijana.
- No nic, napiję się z kimś innym. - powiedział ze zrezygnowaniem. Jednak Slash musiał zobaczyć, że nie jestem w stanie sama pójść, ponieważ wziął mnie na plecy i zaczął iść ze mną po schodach. - Pomogę ci. - powiedział dumnie.
- Hahahaha. co ty wyprawiasz? - śmiałam się jak małe dziecko.
- Pomagam. Potrzebującym trzeba przecież pomagać. No nie? - mówił, po czym otworzył drzwi do łazienki, postawił mnie na podłodze i wyszedł.
- Gdzie moja towarzyszka? - usłyszałam dobiegający z dołu głos Duffa. " W łazience " pomyślałam. - Oooo, tutaj jesteś Emily! - ogarnęło mnie smutek, który zaraz potem ustąpił miejsca nerwom.
- Ej! - zawołałam za Saulem.
Hudson odwrócił się. Popatrzyłam na jego pewną siebie postawę, oczekujące spojrzenie i wpadłam na chyba najgłupszą myśl w moim życiu. " Skoro Duff tak bardzo chce być zazdrosny, to dam mu do tego powód ". Zaciągnęłam Slasha do łazienki, drzwi zamknęłam na klucz aby nikt przypadkiem nam nie przeszkodził. Z akcji w łazience nie pamiętam zbyt wielu szczegółów. Spowodowane jest to pewnie ilością wtłoczonych we mnie różnych substancji, od alkoholu zaczynając, na herze kończąc. Pamiętam jednak wystarczająco. Zaczęło się dość niewinnie, od pocałunku. Potem było tylko lepiej. Ciało Slasha zaczęło coraz mocniej na mnie napierać, jego pocałunki z ust przeszły na szyję, ramiona, dekolt, piersi. W tamtej chwili ani myślałam się temu opierać, a wręcz przeciwnie, zadowolona mruczałam Saulowi do ucha jakieś sprośne teksty i cieszyłam się jak głupia kiedy spełniał wszystkie moje życzenia. Punkt kulminacyjny miłosnego uniesienia przypadł na kabinę prysznicową. Zimna woda ukoiła nasze rozgrzane temperamenty, a jednocześnie była idealnym przeciwieństwem dla gorących dłoni Saula zgrabnie poruszających się po moim nagim, niewinnym ciele. Muszę przyznać, że Slash był świetnym kochankiem. Przez cały czas musiałam pilnować się, aby okrzyki rozkoszy nie były zbyt głośne. Nie chciałam przecież, żeby Duff się domyślił. Kiedy było już po wszystkim opuściliśmy łazienkę. Nie jednocześnie oczywiście. Ja weszłam pierwsza i z racji tego że padałam na twarz udałam się do sypialni mojej i Michaela. Slash wyszedł jakoś po mnie i nie chcąc stracić zabawy prawdopodobnie wrócił jeszcze do gości. Kładąc głowę na poduszce czułam się okropnie. Nie chciałam budzić się rano, nie chciałam spoglądać Duffowi w twarz po tym, co mu zrobiłam. Wyrzuty sumienia zżerały mnie od środka. Michelle jak zawsze mądra po szkodzie. Rozum podpowiadał, że to, co się wydarzyło nie może mieć miejsca ani razu więcej. Radził unikać Saula przez najbliższe kilka dni, pragnienie jednak mówiło co innego. A ja osobiście nie umiałam zasnąć.
Duff:
Runnin' with the Devil - Van Halen
- Gdzie jest moja towarzyszka? - krzyknąłem rozglądając się po salonie. - Oooo, tutaj jesteś Emily. - stała oparta o komodę zaciągając się papierosem, a właściwie kończąc do już.
Nigdy nie czułem się jeszcze tak dobrze! I chyba nigdy aż tyle nie wypiłem, w ciągu tak krótkiego czasu! Biję swoje rekordy. Nie wiem, czy mam tak dobry dzień, czy to po prostu zależało to od towarzystwa. Jak już o towarzystwie mowa. Na początku imprezy piłem z chłopakami, później jednak przerzuciłem się na płeć żeńską, mianowicie Emily. Przebawiłem z nią przez większość nocy. Znałem ją już trochę, ale nie przyszłoby mi na myśl że ta Cholera potrafi wypić tyle ile ja i jeszcze pozostawać w formie. Do tego wszystkiego tańczyła jak nikt inny. Podsumowując: Em była idealną towarzyszką na imprezy.
O Michelle się nie martwiłem. Widziałem, że zajął się nią Slash. No właśnie: Slash. Za akcję na balu nadal byłem na nią obrażony i nie zamierzałem tego zmieniać.
- Może pójdziemy zapalić na zewnątrz. Hę? - zapytałem podchodząc do Em.
- Skoro proponujesz, to nie odmówię. -uśmiechnęła się, i ruszyła w stronę drzwi.
Kiedy wyszliśmy na zewnątrz panował tam totalny mrok, rozjaśniany jedynie poświatą bijącą z okien naszego domu.
Wyciągnąłem paczkę czerwonych Marlboro i poczęstowałem moją towarzyszkę.
- Mckagan jaki ty jesteś dzisiaj hojny, no nie wierzę! - powiedziała zgrabnie odpalając papierosa
- Dzień dobroci dla zwierząt moja droga - uśmiechnąłem się ukazując wszystkie moje lśniące zęby.
- Rozuumiem. Kurwa, Duff czuję się jak w chłodni. Zimno mi. - powiedziała i usiadła na schodach, zaciągając się dymem. Muszę przyznać, że wyglądała całkiem ładnie.
- Ja cię ogrzeję ciepłem mego ciała. - z trudnością przykucnąłem obok i objąłem ją ramieniem. - I jak, lepiej?
Pokiwała twierdząco głową.
Sięgnąłem po jej papierosa, zaciągnąłem się po czym jak gdyby nigdy nic go jej oddałem. Em nawet nie skomentowała, uśmiechnęła się tylko do mnie dziewczęco.
Na razie nie chciałem wracać do środka , tutaj było mi dobrze. "Przeżyć odlot na schodach, to byłoby coś" pomyślałem. Postanowiłem więc, że spełnię swoje pragnienia. Wyciągnąłem woreczek z koką i usypałem 4 kreski na schodach. 2 dla mnie, 2 dla Emily. Nawet się nie zawahała. Od razu wciągnęliśmy wszystko i oddawaliśmy się tej błogiej chwili. Odpływaliśmy wtuleni w siebie, oparci na schodach, wpatrzeni w gwiazdy, Od czasu do czasu upijając łyka z flaszki którą przynieśliśmy ze sobą.
Gdy się teraz nad tym zastanawiam to uznaję, że gdyby ktoś przypadkowy mógł nas wtedy zobaczyć. Leżących na schodach, objętych, zaciągających się jednym szlugiem i pijących z jednej butelki mógł by uznać, że jesteśmy ze sobą w cholerę blisko, że jesteśmy razem. Blisko razem byliśmy, owszem, przecież Em to moja przyjaciółka, jednak wtedy żadne z nas nie traktowało jego jak flirtu, a jedynie pijackie wybryki. W tamtej chwili zrozumiałem o co chodziło Michelle która mówiła, że taniec ze Slashem to tylko wygłupy. Już nie byłem na nią tak wściekły, jak jeszcze 24 godziny temu.
Kiedy uznaliśmy, że nam się chce, ruszyliśmy dupska sprzed domu i wróciliśmy do środka. Bawiących się gości było coraz mniej, pozostali półprzytomni leżeli... w zasadzie wszędzie. Impreza powoli zmierzała ku końcowi, w końcu zbliżała się czwarta w nocy.
- Chyba pójdę spać. - powiedziała Em rozglądając się po salonie. Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem. - No co? Dzisiaj muszę wcześnie wstać. - jej zachrypiały głos i pijackie gesty.
- Dobrej nocy
- Dobrej nocy McKagan. Dzięki za zabawę. - pocałowała mnie w policzek na odchodne i pomaszerowała na górę.
Ja za to udałem się do zamrażarki po jeszcze jedno piwo, którego kurwa nie było. Zrezygnowany, bez Em, bez piwa postanowiłem także pójść spać. Powędrowałem na piętro.
***
Together - The Raconteurs
Kiedy wszedłem do pokoju nie było w nim totalnie ciemno, bo wschodzące już słońce leniwie zaczynało oświetlać go swoimi promieniami, dzięki czemu dostrzegłem postać siedzącą na parapecie. To była Michelle.
Dopiero po chwili zorientowała się, że jestem w pokoju
- Michael.. Przepraszam. - Przeniosła wzrok z widoku za oknem na mnie.
- W sumie to ja powinienem cię przeprosić.
- Faktycznie trochę przesadziłam na balu z Saulem, ale my na prawdę tylko żartowaliśmy. - Podeszła do mnie i tłumaczyła się, jak by nie słyszała co przed chwilą powiedziałem.
- Nie powinienem był w ogóle robić z tego problemu. Przecież wiem, że nie zrobiłabyś tego na poważnie.
- Najbardziej zabolało, kiedy powiedziałeś, że nie masz do mnie zaufania. - ujęła moją twarz dłońmi i popatrzyła głęboko w oczy.
- Byłe wkurwiony. Tak już mam, że wtedy robię i mówię różne głupie rzeczy.
- Kocham Cię, nawet jak się wkurwiasz i robisz głupie rzeczy. - uśmiechnęła się do mnie, jednak w jej oczach nadal widziałem pewien niepokój, jednak nic nie powiedziałem. Po prostu przytuliłem ją do siebie i myślałem o tym jaki ja byłem głupi, żeby robić awantury o byle co.
Kiedy już się od siebie oderwaliśmy nie poszliśmy spać. Wyszliśmy na dach i przez resztę ranka rozmawialiśmy o różnych bzdurach nadrabiając czas stracony przez kłótnię.
_______________________________________________________________________________
No i jest rozdział VI. Jesteśmy z niego w miarę zadowolone. Jest trochę akcji, coś się dzieje. I prosimy was ( prośba skierowana do osób zupełnie biernych. Jeżeli ktoś czasem nie pozostawi komentarza z jakiegoś powodu, jednak zazwyczaj coś napisze, to oczywiście to rozumiemy) , zostawcie po sobie jakiś znak. Chociaż jedno zdanie. No przecież to nie kosztuje dużo wysiłku. A dla nas liczy się każda opinia. No bo jeżeli dalej będzie tak marnie, to będziemy rozważać, czy w ogóle ciągnąć to dalej.