niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział V

* 29 grudnia 1983 r. *


Michelle:

Whole Lota Love - Led Zeppelin


Powiedziałam rodzicom, że idę na noc do Emily. Powiedziałam, że będziemy ustalać szczegóły moich urodzin, które miały się odbyć za kilka dni. Powiedziałam to, ale zrobiłam zupełnie inaczej. Koło 18.00 stałam pod drzwiami domu Duffa. Krisa jak zawsze nie było. Drzwi otworzył mi Michael, sądząc po jego wiatrem uczesanych włosach przysnęło mu się na kanapie i właśnie go obudziłam. Tak nawiasem mówiąc, zaspany wyglądał cholernie seksownie. Przywitał mnie serdecznym uśmiechem i buziakiem w policzek. Postanowiliśmy obejrzeć film. Nie pamiętam jego tytułu, ale był całkiem niezły. Kiedy w fabule doszło do sceny łóżkowej znowu naszły mnie myśli. Za niedługo kończę siedemnastkę, a z Duffem byłam już jakieś 1,5 roku. Przez cały ten czas Duff upewniał mnie, że poczeka. Jeżeli wiecie o czym mówię. Wiedziałam doskonale, że to co mówi to prawda, wiedziałam, że nie chce na mnie naciskać, wiedziałam jednak także to, że Michael jest facetem i jak każdy facet, a szczególnie 20-letni ma pewne .. potrzeby. Nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy mój wzrok z ekranu przeniósł się na Duffa.
- Co? - spytał niepewnie.
Pedagog szkolny mówił nam kiedyś, że jeżeli nie jesteśmy gotowi, mamy się za To nie brać. Mówiła też, że jeżeli nadejdzie dla nas odpowiedni czas, na pewno będziemy o tym wiedzieć. Wtedy właśnie nadszedł dla mnie Ten czas. Pocałowałam Duffa namiętniej, niż robiłam to zawsze do tych czas. Nie chciałam mu mówić, chciałam żeby zrozumiał.. I zrozumiał. Odwzajemnił, wcale nie zdziwiło go, kiedy usiadłam mu na kolanach okrakiem. Wręcz przeciwnie: Wziął mnie na ręce i pomaszerował grzecznie do sypialni przy wtórowaniu mojego śmiechu. Nie znałam się na tych klockach, jednak przy Duffie myśli "A co, jeżeli zrobię coś nie tak?" uleciały. Nie powiem jednak, że nasza nagość mnie nie krępowała, że nie miałam ciarek przez jego pocałunki, że nic mnie nie bolało. Krępowałam się, miałam ciarki i bolało, jednak Michael zadbał o to, żebym myślała tylko i wyłącznie o nim. Był bardzo delikatny, nawet nie wpadlibyście na to, jak kochany może być Duff. Kiedy było już po wszystkim musiałam niestety wrócić na ziemie. Szara rzeczywistość, w niebieskiej pościeli Michaela.

* 31 grudnia 1984 r. *


Emily:

Look What the Cat Dragged In - Poison


To był taki zajebisty dzień. Słońce świeciło, piątek, brak szkoły. Wszystko o czym można tylko marzyć w tygodniu. Aaa, no i do tego rodzice wyjechali na ogólnoświatowe sympozjum. Żyć nie umierać. 
Jak to 31 grudnia bywa z chłopakami postanowiłyśmy zorganizować imprezę. Nie jak zazwyczaj, w domu, a w mieszkaniu. Tak, moi rodzice nie mieli na co wydawać pieniędzy. Postanowili wykupić średniej wielkości mieszkanie na praktycznie prawie drugim końcu L.A. Służyło im ono jako schronienie, przed gniewem drugiego podczas kłótni, jako miejsce na nocleg, kiedy tata późno kończy pracę i nie chce mu się dylać na drugi koniec miasta, a także jako pokój dla wyjątkowych gości, którym przeszkadzała obecność dorastającej nastolatki w domu. Dla mnie, pragnę zaznaczyć iż z naszej trójki ja przesiadywałam tam najwięcej, było to po prostu mój azyl. Nie licząc paru zaułków w mieście, to mieszkanie było najczęściej odwiedzanym przeze mnie miejscem. Moje małe, dwupokojowe królestwo.
Wracając do imprezy. Było kameralnie. Wyjątkowo tylko siedem osób. Mimo to od początku zanosiło się bardzo dobrze. My, kobiety, guru w gotowaniu, postanowiłyśmy wziąć na siebie obowiązek zrobienia przekąsek. Faceci zaś, jak to oni, organizowali alkohol.
- Nie przyprawiaj tak Em! Wiesz, że nie lubię na ostro.
- Jak to nie lubisz?! Wiem, że lubisz. Duff już też to wie!
Za to co powiedziałam, dostałam porządnego kuksańca w bok od mojej przyjaciółki.
- A co, dzieliliście się już wspomnieniami z wspólnych nocy ze mną? - zaczęła się śmiać.
- Nie do końca, ale Slash coś mi o tym opowiadał. - Hudson tak na prawdę nic mi nie mówił, jednak chciałam zobaczyć minę Michelle.
- Co ten idiota Ci nagadał?! Ja go nawet nie dotknęłam! - Jej mina kiedy to usłyszała była bezcenna. Nadawałaby się na okładkę Los Angeles Times
- Noo, podobno Duff mu, co nie co opowiadał. Ale wolałam nie wnikać w wasze sprawy.
- Aaa, no chyba, że tak. Duffowi też się oberwie za rozpowiadanie tego. Wychłostam go .. - złowieszczy śmiech.
Nagle w mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka.
- Ooo chyba dostawa przyszła. - Przerwa. - No i...chłopaki też. Idę otworzyć.
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam 5 alkoholików, w tym tego na którego czekałam najbardziej. Wszyscy wyglądali jakby właśnie przed chwilą zostali przepuszczeni przez maszynkę do robienia makaronu. Chyba wczorajsza przedimpreza musiała być niezła.
- Ooo proszę, proszę. Alkohol przyszedł!
- I twój ukochany chłopak - powiedział Slash ukrywając butelkę za plecami i nachylając się do mnie, abym cmoknęła go w usta.
- To też, ale pierwsze alkohol. - droczyłam się z nim, po czym pocałowałam go
- Idźcie wstrętne zasrane gołąbeczki! - krzyknął Steven, jeszcze stojący na korytarzu.
- Steven, ty biedaczku. Ja Cię rozumiem, ja też niedługo będę miała okres! - powiedziała Michelle, na co wszyscy się zaśmiali, nawet jeszcze przed chwilą naburmuszony Steven. A w prezencie za tak błyskotliwy żart moja przyjaciółka otrzymała gorliwy pocałunek wprost od swojego chłopaka.
- On po prostu zazdrości! Bo dawno niczego nie ruchał! - wykrzyczał Slash. Chyba nie mógł się powstrzymać od tej uwagi.
Postanowiłam nie włączać się w dalszą rozmowę i poszłam do kuchni.
Pomaszerował za mną Izzy. Już w kuchni stanął na baczność, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Izzy, stało się coś?
- Patrz, co mam. - w tym momencie oczy mu zabłysły, a z kieszenie wyjął trzy woreczki białego proszku. Narkotyki nie kręciły mnie aż tak, jak niektórych z naszej paczki.
- Po co mi to mówisz? Idź do Michelle ... Ona się ucieszy.
- A ty nie chcesz? Wiem, że chcesz. A ty... ty jesteś jedyną osobą z którą jeszcze nie zaćpałem. To jak? - uśmiechał się do mnie zachęcająco. Jakby reklamował here w telewizji i musiał przedstawić ją w jak najlepszym świetle. Jednocześnie jego wyznanie mnie nieco zdziwiło, ale w końcu to był Stradlin.
- Izzy... - spojrzałam niepewnie na woreczek. - Zostaw to na później. - uśmiechnęłam się do niego obiecująco. To nie tak, że nie brałam. Brałam, ale czasem. Na prawdę nie czerpałam z tego takiej radości, jak Petterson czy Stradlin. Jeżeli zaś o nich chodzi. Na szczęście dla jednego, jak i drugiego narkotyki były tylko okazjonalną zabawą.
- No dobra, skoro mówisz że później, to później. Ale jak nie zrobisz tego później to...nie wiem....muszę wymyślić jakąś karę. W każdym razie trzymam cię za słowo.
- Taaak. Izzy. Ja też... A teraz idź i zawołaj Michelle! - kopnęłam go lekko w tyłek i wróciłam do przygotowania sałatki.
Jakoś sobie nie wyobrażałam chłopaków jedzących sałatkę, i sączących wino. Czułam że po imprezie będę miała dużo sprzątania. No ale chyba muszę się do tego przyzwyczajać.
Z salonu dochodziły pierwsze dźwięki Poison. Trochę się zdziwiłam, bo chłopaki ich nienawidzili. Chociaż nie, Steven ich lubił, więc to pewnie on. Tak, to on. Usłyszałam potwierdzenie:

- Kurwa Steven, ty chuju, wyłącz tych pedałów! Nie mam zamiaru tego słuchać! - krzyczał swoim zachrypniętym głosem Axl.
- Nie! Kurwa! Nie! Nie wyłączę tego! Wsłuchaj się w tą muzykę, jest zajebista! Ty się kurwa nie znasz!
- Jak będziesz słuchać tych chujociągów to na pewno żadnej nie zaliczysz! - To był Slash.
- Nie obrażajcie moich płyt! One was słyszą! - wołałam z kuchni.
I nagle cisza. Tylko szepty. To było podejrzane. Poleciałam zobaczyć, co się stało... I co? I ci debile rozwalili moje trzy płyty Posion.
- Ja pierdole kurwa jego jebana mać! Ja was wy chuje zajebie! Zajebie! Poćwiartuje, spale, i posadzę na jebanym łóżku madejowym! Zajebie was! Odkupujecie mi je! Już zapierdalać do sklepu! - chyba jeszcze nigdy nie użyłam tylu przekleństw w jednej wypowiedzi, było słychać mnie zgaduje że na cały budynek, ale miałam to w tym momencie gdzieś. MOJE PŁYTY POISON JUŻ NIE ŻYŁY!
- Przepraszamy. Nie chcieliśmy.. - to mówił Steven. Jednak cała trójka głównych zainteresowanych (czytaj: Adler, Axl i Slash) stali z miną zbitego psa.
- Zabije was! Nie mogliście po prostu ich odłożyć, tylko oczywiście od razu rozjebać? - Dalej byłam zła.
- Kochanie, ciesz się, że powstrzymałem Axla przed rozjebaniem radia.
Brakowało mi słów, dlatego tylko popatrzyłam 'wzrokiem który może zabijać' na Axla. Po jego minie można było stwierdzić, że właśnie sobie wyobrażał, co bym mu zrobiła, gdyby odważył się to zrobić.
- No to może po prostu puśćmy Led Zeppelin i zapomnijmy na dzień dzisiejszy o tych płytach. Jutro będziecie się z powrotem na siebie gniewać, a teraz imprezę czas zacząć. - powiedziała Michelle chcąc rozluźnić atmosferę. Ja popatrzyłam na kawałki leżące u moich stóp. " Moje maleństwa " pomyślałam, jednak ten dzień na prawdę nie był wart na niszczenie sobie nerwów. Posprzątałam i wywaliłam szczątki 'Look What the Cat Dragged In', 'Open Up and Say... Ahh!' i 'Flesh & Blood', a do pokoju wróciłam z sałatką w rękach i uśmiechem na twarzy. Nawet nie był bardzo udawany. Zeppelini jak nikt inni koili moje nerwy.
- No to jak!? CZAS SIĘ NAJEBAĆ! - krzyczałam swoim jakże zachrypniętym głosem, po czym rozdałam każdemu po butelce wina i usiadłam obok Slasha.
- Odkupię Ci te płyty Kocie. - powiedział po czym pocałował mnie delikatnie w obojczyk.
- Tylko płyty?  A reszta? - mruczałam delektując się zajebistą konsystencją trunku, wtulona w Slasha.
Jakieś dwie godziny później impreza zaczęła się rozkręcać. Dystyngowanych Zeppelinów zmieniliśmy na dzikie AC/DC a taniego winiacza na mocniejsze Whisky. Rodzice nie będą zadowoleni że ich barek został już w połowie opróżniony. Z resztą, co mi tam. Jeden opierdol w tę, czy tę.
Rozejrzałam się po pokoju. Michelle siedziała w kącie kanapy w stanie, który był na pół jawą, a na pół snem. Duff leżał wygodnie z głową opartą na jej piersiach. Prowadzili nic nieznaczącą, pijacką rozmowę. Dam sobie uciąć jednak głowę, że usłyszałam słowa "życie", "dom" i "rodzina", co oczywiście z racji ich stanu, a także tego, iż słowa zostały wyrwane z kontekstu nic nie znaczy. Steven i Axl siedzieli przy kanapie prowadząc ożywioną rozmowę na temat okolicznych zespołów. Izzy rozkoszował się błogim stanem w samotności. Siedział w kącie i paląc jointa patrzył daleko w przód. Był nieobecny.
Przy resztkach świadomości Slash sięgnął po pusta butelkę po winie.
- zagrajmy w butelkę! Na wszystko!
- TAK! - wszyscy zawołaliśmy z entuzjazmem.
Usiedliśmy w kółku jak przedszkolaki. Slash zakręciła jako pierwszy.
Alkohol lał się strumieniami, dym papierosowy unosił się powietrzu. Nagle mieszkanie rodziców, urządzone z niezwykłym kunsztem i stylem, zamieniło się w klimatyczną melinę z hipisowskich lat 60'. Zabawa trwała w najlepsze. Każdy kręcił po kolei butelkę i  było coraz bardziej zabawnie. Chłopaki jak zwykle wymyślali jakieś dziwne zadanie, ale to miało swój urok. Takich wydarzeń nie zapomina się nigdy w życiu. Wszyscy byliśmy już bardziej niż podpici, ale nie mieliśmy zamiaru zaprzestać libacji.
Nastąpiła kolejna runda. Tym razem kręcił Axl. Wypadło wprost na mnie. Nikt nie miał wątpliwości, kto będzie wykonywać następne zadanie. Rose patrzył na mnie tym swoim przebiegłym zielonookim spojrzeniem.
- Emily ... - powiedział słodko.
- No to jakie dostanę zadanie panie Rose? - mówiłam głosem charakterystycznym dla ludzi po wpływem.
Axl wstał, bez słowa. Kiwnął głową. - Chłopaki? - jedyne wypowiedziane przez niego słowo. Typowy Axl. Pozostali Gunsi posłusznie wstali i maszerowali za nim do kuchni. A ja z Michelle rozpływam się przy dźwiękach płyty High Voltage.


Axl:

Sex Action - L.A Guns


-No to jak? Trzeba wykorzystać to że dziewczyny są już naprane. Trzeba się bawić! Jakie macie propozycje zadań? Tylko ma być ostro!
- Niech wypije wódkę z pieprzem! - Duff potraktował to, co powiedziałem dosłownie.
Przyznam, że czasami rozwalała mnie ich lekkomyślność. Nie umiałem pojąć ich toku myślenia. No ale cóż, musiałem z tym żyć. Co do zadania, miałem już pomysł, jednak chciałem poznać propozycję tej bandy debili.
- Duff! Nie to miałem na myśli. Postaraj się bardziej
- Mogą mnie pocałować. Obydwie. Naraz! - wyszczerzył się Steven.
- Ej! - wykrzyknęli nieomal jednocześnie Slash i Duff. Nie spodobał im się pomysł Adlera, jednak w tym okrzyku wyczułem nutę wspaniałomyślności i po tym domyśliłem się, że coś wymyślili.
- Ja tam bym Cię stamtąd wywalił Adler.
- Czy wy myślicie o tym samym o czym ja? - Na mojej twarzy ukazał się cwaniacki uśmiech
- O tym, że to dziwne, że króliki mnożą się jak głupie, a ja od tygodnia nawet nie dotknąłem dziewczyny? - błyskotliwy Adler.
- Ja pierdole to było do Slasha i Duffa, nie do ciebie. Nie pij już więcej.
W tym momencie McKagan i Hudson spojrzeli na mnie z pełnym podniecenia wzrokiem.
- Ej stary! Ty to masz łeb! - Hudsonowi się chyba spodobało.
- No to jak? Idziemy powiadomić dziewczyny, co je za chwilę czeka.
Wyszliśmy gęsiego z kuchni. A na końcu Adler.
- To jak, mam rozgrzewać usta do pocałunku? - W tej chwili już nikt się nim nie interesował.
- Dziewczyny mamy dla was zadanie! - Krzyknąłem wchodząc do salony, a na naszych twarzach pojawił się uśmiech zboczeńca.
Michelle chyba przysnęła, jednak w tym momencie szybko doszła do siebie.
- Co?! To Emily ma zadanie, nie ja!
- Nie! nie, to wy macie je razem! - powiedział Slash.
Wyjaśniliśmy dziewczynom o co chodzi w zadanie. Nie były zadowolone, jednak po wypiciu kolejnych 3 shotów na szybko, zmieniły zdanie i postanowiły zrobić, co im kazaliśmy. Zapowiadało się ciekawie.
Jako  że nie robiły tego wcześnie, nie wiedziały jak się za to zabrać. Postanowiły więc zrobić to na spontana. Zbliżyły się do siebie, popatrzyły sobie porozumiewawczo w oczy, po czym zaczęły się całować. Na początku delikatnie i niewinnie, później już nieco bardziej namiętnie. Nie powiem, dwie liżące się laski i to jeszcze dwie zajebiste laski, to podniecający widok. Zrobiły chwilę przerwy. Popatrzyły na siebie niegrzecznym wzrokiem. Michelle sięgnęła na stolik, gdzie leżał woreczek z koką. Jednym ruchem nasypała Emily na język działkę, po czym znowu zaczęły się namiętnie całować. Muszę kiedyś spróbować tego z jakąś dziewczyną. To naprawdę podniecający widok, prawie jak pornol. Patrząc na miny pozostałych widziałem, że myślą to samo. Zazdroszczę Slashowi i Duffowi takich lasek. Chociaż w sumie ja mogę mieć lepsze. Oczywiście, że ja mogę mieć lepsze! Wszyscy myśleli że to już koniec, jednak show dopiero się zaczynało. Emily popchnęła Michelle na stół który stał w pokoju w którym siedzieliśmy. Włożyła jej ręce pod koszulkę i zaczęła całować po szyi. Michelle nie było jej dłużna. Widać, że podobało się im to co robią. Trwało to może 5 minut. Ja jednak chciałem żeby sytuacja ta zaszła trochę dalej i nie skończyła się tylko na pocałunkach. Mimo to czar prysł. Em i Michelle zeszły ze stołu, a Young jakby nigdy nic powiedziała:
- No to koniec naszego zadania. - po czym przybiła piątkę z Michelle, wyciągnęła papierosa z paczki, zapaliła go i seksownie się nim zaciągnęła. Nie wiedziałem co to oznacza, jednak wiedziałem że coś razem uknuły.
Po ich pocałunku my, męska część imprezy, dochodziliśmy do siebie jeszcze dobre 10 min. Slash i Duff tępo gapili się w Michelle i Emily, a one w nich, ponieważ były już w takim stanie że nic do nich nie dochodziło. Chłopaki chyba nie byli do końca pewni, czy to co stało się przed chwilą to prawda. Pewnie nie sądzili, że ich dziewczyny są w stanie wykonać to zadanie, aż tak dobrze. Izzy z wrażenia musiał sobie przyćpać. Adler za to znowu narzekał na swój niechciany celibat.
- No to jak? Pijemy dalej! - Ciszę przerwała Michelle
Impreza trwała nadal. Trwała tak do rana. W butelkę jednak już nie graliśmy. Żadne następne zadanie nie byłoby lepsze od pocałunku dziewczyn, nie było szans nawet próbować. W każdym razie w nowy rok wkroczyliśmy iście rock n' rollowo. Jak na prawdziwych rockersów i ich dziewczyny przystało - nic z tego nie pamiętaliśmy.
Pierwszego stycznia obudził nas kurewski ból głowy. Tego, wprawdzie rutynowego poranka nikt nie sądził, że ten rok będzie tym przełomowym. Że od tego, 1985 roku, wszystko się zmieni.


Michelle:

I'm Eighteen - Alice Cooper


To był 7 stycznia 1985 roku. Dzień moich 18 urodzin. Miało być wyjątkowo. Emily obiecała, że nie muszę się martwić o przyjęcie. Ona wszystko zorganizuje, a ja mam udawać zaskoczoną. Nie za bardzo chciałam tych urodzin. Nie miałam humoru do świętowania. Jestem coraz starsza, z czego się cieszyć? Właśnie dopiero co się obudziłam, leżałam jeszcze w łóżku wsłuchana w dźwięki pierwszej płyty Led Zeppelin, którą przed chwilą włączyłam. Leżałam i rozmyślałam nad beznadziejnością mijającego czasu, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Niespiesznie narzuciłam na siebie bluzę, po czym jeszcze bardziej niechętnie poszłam otworzyć drzwi. Za drzwiami stał Duff, no bo któż by inny. Że akurat musiał mi przerywać tak piękną, melancholijną chwilę. Otworzyłam z niechęcią wypisaną na twarzy, po czym dość niegrzecznie, nie witając się, poczłapałam do kuchni szykować śniadanie dla naszej dwójki. Byłam wręcz pewna, że nic jeszcze nie jadł, mimo iż było południe.
- Co ty taka nie w humorze? - Duff zaszedł mnie od tyłu i przytulił
- Okres.. - skłamałam.
Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Chyba wyczuł, że zmyślam.
- Chcesz herbaty? - zapytałam udając, że nie wiem o co mu chodzi.
- A masz piwo?
- Nie. Tylko herbatę. Rano barek zamknięty.
Nie czekając na odpowiedź Duffa nadal szykowałam śniadanie dla dwojga. Moje rozmyślanie na temat życiowych wartości przerwał śpiew Michaela. Dopiero po chwili zorientowałam się, że śpiewa dla mnie "sto lat". Odwróciłam się z głupim uśmiechem na twarzy.
- Pamiętałeś..
- No ale dlaczego miałbym nie pamiętać takiej zajebistej daty?
- Przecież to tylko kolejny dzień stycznia. W europie jest teraz zimno i na pewno nikt nie cieszy się na następny mroźny poranek.
- Mam dla ciebie niespodziankę- uśmiechał się do mnie zalotnie, nie wiedziałam czego mam się spodziewać.
- Nie lubię niespodzianek. - odwróciłam się i nadal przygotowywałam śniadanie - nie lubię nie mieć nad czymś żadnej kontroli, a nad niespodziankami nie mam.
- No to jak nie chcesz jej?
Zanurzyłam koniuszek palca wskazującego w miodzie, po czym podsunęłam go pod usta Duffa. - Chcę, a ty zjedz miód. Miód jest zdrowy - dopiero co wstałam, nie wymagajcie ode mnie stuprocentowej sprawności umysłowej.
Oblizał mój palec, cały czas patrząc mi się w oczy, co było w sumie strasznie zabawne. Nagle sięgnął do tylnej kieszeni swoich spodni i wyciągnął klucze. - Proszę.
- O ja pierdole! Klucze?! Zawsze o nich marzyłam! Dziękuję Ci Duff!! - rzuciłam mu się na szyję, kiedy się odsunęłam spojrzałam na niego z poważną miną. - No dobra. A teraz mi powiedz, do czego to klucze? No bo chyba nie do twoje pasa cnoty..
- Do naszego nowego domu, ale chyba się z niego nie cieszysz
- C.. co? Jakiego domu? Jakiego naszego? Duff, co ty gadasz?
- No wynajęliśmy mieszkanie. Będziemy tam mieszkać w 7.
- O matko, no to genialnie! Wreszcie coś znaleźliście? - rzuciłam mu się w ramiona, tym razem z nieudawaną euforią.
- No tak. Nie jest to jakaś willa, tak jak mieszkanie Emily, ale ważne że nasze.
- Teraz tylko rodzice muszą się zgodzić...
- A dlaczego mieliby się nie zgodzić? Masz już 18 lat.
- No ale wiesz jak to bywa.. - zaczęłam się bawić kosmykiem jego włosów, jak bym była kotem a ono włóczkom.
Duff nagle namiętnie pocałował mnie w usta. Bez skrępowania przechodził cały czas niżej, aż doszedł do brzucha. Zadrżałam, a moje ciało przeszedł dreszcz. McKagan posadził mnie na blacie. Oczywiście doskonale wiedziałam, jak to się skończy.
- Skąd wiedziałeś, że jednak nie mam okresu? - Do teraz nie wiem, czemu akurat to wtedy powiedziałam.
- Postanowiłem zaryzykować.
- Prawdziwy rycerz nie boi się krwi na swoim mieczu. - Suchy humor nadal dopisywał, a nogi owinęłam wokół jego bioder, niczym miś koala. Duff nadal mnie całował. W drodze do sypialni zdjął ze mnie koszulkę, a pocałunki składał  gdzie tylko popadnie.
- Zaszalejemy dziś  na odmianę w sypialni twoich rodziców?
- Jeżeli tylko chcesz. - Uśmiechnęłam się zadziornie.
Zmiana kierunku. Cel: sypialnia rodziców.
Takim oto sposobem wylądowaliśmy w wielkim łóżku z drewnianym, a dokładniej dębowym stelażem. Duffa chyba to podniecało. Fetyszysta jeden. Ściągnął ze mnie powoli piżamę, aż zostałam w samej bieliźnie.
- To łóżko jest takie wygodne. Ja się nie dziwię, że moi rodzice w nim jedynie śpią ... bez jakiegokolwiek kontaktu fizycznego. - Nadal gadałam głupoty, a Duff miał na sobie coraz mniej ubrań.
- Oni nie chcieli go wykorzystać, to my go wykorzystamy - wziął się za rozpinanie stanika. To zabawne, mimo, że miałam na sobie coraz mniej ubrań, było coraz bardziej gorąco
- Ej, bo pomyślę, że chodzi ci tylko o łóżko - Droczyłam się. - No bo wiesz, no bo jeżeli tak, to ja mogę się stąd zebrać. - z udawaną powagą i grymasem na twarzy próbowałam sięgnąć części mojej piżamy, które leżały gdzieś między łóżkiem, a szafą stojącą zaraz obok.
- Nigdzie nie pójdziesz. - Duff położył się na mnie, tak że nie byłam w stanie się ruszyć.
Pocałowałam go za to delikatnie, on odwzajemnił bardziej zachłannie.
Pocałunki przeszły w coś więcej, spragnieni bliskości daliśmy ponieść się chwili.
Kiedy już było po wszystkim, niechętnie postanowiliśmy udać się po pozostałą część meneli i iść obejrzeć nasz nowy wspólny nabytek. Zanim się zebraliśmy Duff musiał trochę na mnie poczekać. Z racji Polepszenia mi się humoru, postanowiłam zadbać o swój wygląd - chociaż w dniu urodzin, w dniu, kiedy rozpoczynałam swoje życie na nowo. Pomaszerowałam do łazienki, aby się chociaż trochę ogarnąć. Wzięłam prysznic, po czym w samym ręczniku owiniętym wokół ciała wpadłam do pokoju. Termometr wskazywał zaledwie 15 stopni, więc musiałam ubrać się trochę cieplej. Postanowiłam że założę czarne rurki z dziurami na całej długości nogawek. Do tego białą, luźną koszulkę z napisem 'Wild Spirit' oraz czarne trampki. Postawiłam na lekki makijaż, nie chcę wyglądać jak panda. Namalowałam czarne kreski na powiekach, a rzęsy pociągnęłam tuszem. Byłam gotowa do wyjścia.
- Duff idziesz? Ja jestem gotowa! - nie usłyszałam odpowiedzi. - Duff! - dalej nic. Postanowiłam pójść do pokoju gościnnego, bo tam spodziewałam się Duffa. No i się nie myliłam. Po wejściu do pomieszczenia, zobaczyłam Michaela  opróżniającego wino moich rodziców. Krew w moich żyłach się zagotowała.
- Duff, co ty wyprawiasz?!
- No pić mi się chciało.
- To wino moich rodziców na specjalne okazje. Kosztowało kupę forsy. No mądry ty jesteś?! - Podeszłam i wyrwałam mu z ręki pustą już butelkę.
- No przepraszam, no ale chciało mi się pić i jakbym się czegoś nie napił, to bym chyba ześwirował, noo.
- Duff, zamilcz. Nie denerwuj mnie jeszcze bardziej. Nie wiem skąd ja wezmę kasę, żeby to wino kupić. Na prawdę Ci gratuluje. Nigdy nie pomyślisz..
- Oddam ci tą kasę, jak tylko zarobię. - w ramach przeprosin chciał mnie pocałować jednak odsunęłam się.
- Chodźmy już, bo wszyscy pewnie na nas czekają. - ruszyliśmy w stronę domu Em, droga mijała nam w ciszy. Duff próbował rozpocząć rozmowę, jednak jak w tej chwili nie miałam na to ochoty. Nie chodziło nawet tylko o to wino, ale już sobie wyobrażam jak mi się za nie oberwie. No ale cóż, co się stało już się nie odstanie...


Emily:

Wild Side - Motley Crue


Obudziłam się ok. 11, to za wcześnie jak na mnie, jednak postanowiłam jeszcze chwilę zostać w łóżku. Czułam się błogo. Rozmyślałam co kupić Michelle na urodziny, jednak nic sensownego nie przyszło mi do głowy. Postanowiłam więc zapalić papierosa - liczyłam, że coś przyjdzie mi do głowy. Tak się jednak nie stało, za to ktoś śmiał zakłócić mój odpoczynek. Ubrałam pierwszą lepszą koszulkę, należała chyba nawet do Slasha. Do tego spodenki które znalazłam obok łóżka. Byłam już gotowa, poszłam otworzyć.
Po drodze zdążyłam zakrzyknąć głośne 'kurwa', ponieważ papieros który miałam w ustach wypadł i wpadł mi wprost pomiędzy cycki. No ale cóż.. Szkoda mi było jej wyrzucić, także zręcznie fajkę zza dekoltu wyjęłam, włożyłam z powrotem do ust i pomaszerowałam otworzyć drzwi, za którymi stała już moja wesoła gromadka wyrzutków społecznych.


Izzy:

March On - Running Wild


Pod mieszkanie Emily przyszedłem trochę spóźniony. No ale to nie moja wina, że w Rainbow nie ma zegarów. W każdym razie, kiedy tam dotarłem wszyscy bacznie czekali. Nie marnowałem słów, na przywitanie jedynie kiwnąłem głową. Rozejrzałem się po moich przyjaciołach. Slash i Emily dyskutowali na jakiś gitarowy temat. Michelle i Duff widocznie znowu się nie dogadywali. Było to widać po zaciętej minie Petterson i błagalnym spojrzeniu McKagana, który coś jej tłumaczył. Axl stał jakieś 5 metrów od nich, palił papierosa i spod ciemnych okularów przyglądał się każdej kobiecie, która choć trochę przypominała którąś z gwiazdek pornoli. Steven .. Steven odbijał jakąś piłeczką o ścianę domu. Był tym tak zaaferowany, że zobaczył mnie dopiero, kiedy ową piłeczkę mu zabrałem.
- Ej! - Nie sądziłem, że facet może mieć tak wysoki głos.
- Nie piszcz, tylko się zbieraj. Idziemy.. - Grzeczny Steven zamilkł. Przy Adlerze zawsze czułem się jak zaklinacz pudli, czy coś. Ja byłem Johnem Paulem Jonesem, a on Bonzo. W naszej dwójce to ja byłem manipulatorem.
- No to idziemy zwiedzać nasze przyszłe piekło skurwiele! - mówiąc to Slash popatrzył na płeć męską. - I miłe panie - tutaj zerknął na Em i Michelle.
Nic nie powiedziałem, po prostu poszedłem za nimi odbijając piłeczkę Stevena o ziemię. Nasz dom był dość daleko od mieszkania Em. Michelle i Duff zdążyli się pogodzić, Slash i Petterson trzy razy zmienić temat dyskusji, Axl 4 razy zaczepić biedną, Bogu ducha winną dziewoje, a Steven - on przynajmniej 10 razy przygotowywał się do odzyskania swojej piłeczki. Oczywiście z marnym skutkiem.
Po porządnym spacerze doszliśmy na miejsce.
Wielka chałupa, śmiem twierdzić, że większa nić dom Emily. Do jego luksusów było mu jednak daleko. Ściany z graffiti, których tym razem nie dało się nazwać sztuką, stare okiennica i podziurawione rynny. Już czułem się tu jak w domu.
- O kurwa. Przecież ... przecież tu jest zajebiście! - zakrzyknął entuzjastycznie Adler.
- Kiedy będziemy już sławni, nie w takich będziemy mieszkać. Ale rzeczywiście, ta jest wykurwista! - krzyczał Duff
- Wchodźmy do środka! - zaproponowała Emily
W tym momencie wszyscy wykrzykiwali jakieś bezsensowne rzeczy. I czym się tu podniecać? Kolejne nic nieznaczące i nic niewarte mieszkanie, z którego i tak nas zaraz wywalą, za nie płacenie rachunków. Oczywiście jak wujek Izzy nie zarobi, to nie ma kto zapłacić długu.
Wszyscy weszli do środka. Adler z Axlem, to się wręcz staranowali w tym przejściu. Ja zaś się rozglądałem. Obserwowałem wszystko dokładnie.
Dom stał nad morzem. Nad samą plażą. Najbliższego sąsiada mieliśmy dopiero koło pół kilometra dalej. Axl ze Slashem, bo to właśnie oni szukali domu, chyba przewidzieli każdą ewentualność.
Kiedy całą okolicę wyryłem na stałe w mojej pamięci wszedłem do środka.
Wnętrze jak wnętrze. Salon typowy. Duża kanapa, z czarnej ciulatej jakości skóry i szafka pod telewizor, ale telewizora brak. Dalej kuchnia ze starą lodówką i szafkami bez drzwiczek. Oczywiście nie myślcie, że luksus. Kuchnia mała, a do tego połączona z pokojem dziennym.
Rozglądam się nadal. Schody na piętro, korytarz prowadzący do dalszych pokoi i komoda.
Komoda stała zaraz przy wejściu. Była piękna. Wielka, dwu drzwiowa. Z ciemnego drewna, na powierzchni którego wyrzeźbione były jakieś wzory. Wystarczyło na nią popatrzeć, a już wiedziałem, jakie będzie jej przeznaczenie.
- Hej stary. Na tej starej szafce dom się nie kończy. Z resztą i tak ją wywalimy. Jest paskudna - z transu wyrwał mnie Duff.
- Co?.. Nie. Nie wywalimy .. - blondyn i jego wzrok idioty - No bo kiedyś czytałem taką jedną książkę. - w tym momencie oczy Duffiastego rozbłysły niedowierzaniem.
- Tak, czytam książki. Z resztą, nevermind.
- No ale po co ta szafka ma tutaj zostać? Jakbyśmy ją wyjebali stąd, byłoby dużo więcej miejsca.
- Duff. Oglądałeś kiedyś filmy o piratach, nie? No więc, my jesteśmy piratami, a ta komoda to nasza skrzynia na skarby.
- Aaa teraz już mniej więcej rozumiem. Będziemy tam trzymać gumki? - w tle było słychać krzyki kto wybiera jaki pokój.
Położyłem McKaganowi rękę na ramieniu, niczym stary, doświadczony życiem ojciec swojemu małemu, głupiutkiemu synowi. Spojrzałem na niego pełnym współczucia wzrokiem. - Też.
- No to co innego? - nie miałem ochoty odpowiadać, zostawiłem go z tym. Jak trochę pomyśli, nic mu się nie stanie.
Przechadzałem się powoli po mieszkaniu, przy wtórowaniu krzyków 6 rozwydrzonych dzieci. " To mój pokój! " " Ej Slash, nie siedź na moim łóżku! " " Ja tu byłam pierwsza! " " Masz pecha, zaklepałem! " Kąciki ust uniosły mi się mimowolnie do góry.
Parter: salon, kuchnia, łazienka. Do tego dwa pokoje. jeden- bliżej wejścia - Adlerowy. Drugi, nieco bardziej w głąb mieszkania, naszej primadonny - Axla. Piętro: trzy pokoje. Najbliżej łazienki wspólny Michelle i Duffa, zaraz koło schodów sypialnia Slasha i Emily. I najdalej z najdłuższą drogą do przebycia, dla ewentualnych imprezowiczów mój. Od razu polubiłem tę norę.
- To kiedy się wprowadzamy? Kiedy podpisujemy umowę? - zapytała Emily.
- Możemy wprowadzić się już dzisiaj. Umowa już podpisana. - wyszczerzył się Duff.
- A przeczytaliście chociaż warunki i regulamin? - no fakt, jak bym na to nie wpadł, dobrze że Em o tym pomyślała, bo te debile raczej nie umieją czytać i już to widzę co podpisali.
- Taaaak. Pewnie, że tak. Było coś o płaceniu czynszu, ciszy nocnej i innych tego typu bzdetach. - powiedział Axl ziewając.
- Może ja na to potem lepiej zerknę, co? - zaproponowała Michelle. No tak .. rodzice prawnicy.
- Teraz to już raczej nie ma szans. Właściciel wziął umowę i wyjechał. A kasę mamy przesyłać mu do Meksyku... - powiedział Slash.
- Jak to? To nie wzięliście kopii? - nie wytrzymałem i musiałem coś powiedzieć. Jak można być takim idiotą?
- No .. nie. Po co zawracać sobie głowę papierami które nie są pieniędzmi, czekami albo talonami na wódkę? - znowu Axl.
- Ja pierdolę... Jak wy już coś załatwiacie, to wiadomo że to nie może się dobrze skończyć... - Mądrze prawiła, polać jej.
- Dobra, ja to załatwię. A teraz już zmieńmy temat, nie chcę się w moje urodziny denerwować jeszcze bardziej. - powiedziała stanowczo Michelle.
- Co? Urodziny? A no tak dzisiaj 7 stycznia! - Pisk Adlera. - Sto lat! sto lat! niech żyje żyje nam! - i słowiczy śpiew.
Nagle wszyscy zaczęli wydzierać się razem z nim. Zanim się obejrzałem, byłem częścią tych wszystkich. Potem życzenia i wypad na imprezę do Rainbow. Drobne upominki, które zazwyczaj były po prostu drinkiem prosto z serca.
Przyjęcie z każda chwilą się rozkręcało, a ja obserwowałem.


Podsumowując.


Tak mijały następne dni, tygodnie, miesiące. Zanim dziewczyny się obejrzały, minęły trzy lata. Trzy lata zmian, trzy lata poznawania siebie, trzy kolejne lata ich przyjaźni , trzy lata nowego życia przy chłopakach, trzy lata w związkach.

Trzydzieści sześć miesięcy Michelle z Duffem. To na pewno coś znaczyło, to musiało coś znaczyć. Trzydzieści sześć miesięcy, tysiąc osiemdziesiąt dni, tysiąc osiemdziesiąt kłótni i tysiąc osiemdziesiąt jeden pogodzeń. Byli chyba najbardziej wybuchową para na zachodnim wybrzeżu. Kłócili się o każdą bzdurę. Pięciominutowe awantury, to ich specjalność. Jednak może to właśnie te kłótnie spowodowały, że to co było między nimi, było tak silne. Sami z resztą się przekonacie.
Przez te trzy lata Michelle zbliżyła się nie tylko z Duffem, ale także z pozostałymi chłopakami. Jednak na szczególną uwagę zasługuje Slash. Zaprzyjaźniła się z nim wyjątkowo mocno, to pewnie przez jego związek z Emily. Kiedy jej kłótnia z Michaelem trwała nieco dłużej niż 5 min, a przyjaciółka była akurat poza zasięgiem, to właśnie na Saula mogła liczyć. Był dla niej jak brat, którego nigdy nie miała. Dodam jednak, że sam był także powodem niektórych jej kłótni z Duffem.
Zabawne, że McKagan nie był zazdrosny o resztę. Nie był zazdrosny o Axla, który w naturze miał podrywanie dziewczyn. Nie był zazdrosny o Izzy'ego, z którym jego ukochana nie raz samotnie przyćpała. Nie był zazdrosny o Stevena, który z racji swojej kochanej natury tulił się do każdego przynajmniej trzy razy dziennie. Był zazdrosny akurat o Slasha. O Slasha, którego przez te trzy lata nawet nie złapała za rękę.
Przejdźmy teraz do Emily. Jej i Saulowi też było dobrze. Nikt nie sądził, że od związku z Alexem  młoda buntowniczka będzie w stanie jeszcze być z  kimkolwiek przeciwnej płci. A jednak. Co więcej, Emma się w Saulu zakochała, o ile widzicie różnicę.. Chociaż to pewnie dlatego, że ze Slashem byli czymś więcej niż parą. Oni byli do tego cholernie zżytymi dzieciakami, których łączyła przyjaźń na śmierć i życie. A do tego, w sobie nawzajem mieli chyba najlepszego partnera do picia. Tak, Emma przez ten czas zaczęła częściej sprawdzać jak mocną ma głowę, a cholera od zawsze taką miała. W sumie do tego jej "rozpicia" przyłożył rękę także Duff, z którym (tak jak Michelle z Slashem) spędzała tyle samo czasu, co z przyjaciółką. No, a nawiasem mówiąc Emma zaczęła palić jak smok.
Przez te trzy lata nie zmieniło się jedynie jedno: podejście rodziców do dziewczyn.
Mama i tata Michelle nadal byli dumni ze swojej malutkiej córeczki. Chyba nie chcieli dopuścić do siebie prawdy. Patrzyli na wszystko jak przez mgłę, bo nie chcieli przejrzeć na oczy. Nie chcieli uświadamiać sobie, że ich grzeczna córeczka już wcale nie jest taka grzeczna. Nie chcieli nawet myśleć o tym, że wieczorem zamiast u Emily siedzi w Whiskey, że zamiast soku piję wino, że jej koleżanki to tak na prawdę piątka chuliganów, a z Duffem nie ograniczała się do trzymania za rękę. Oni sądzili, że nie wie co to papierosy, heroina czy seks. Jej rodzice nie dopuszczali do siebie żadnej z tych wizji. Pewnie dlatego bez problemu pozwalali iść Michelle na kilka nocy pod rząd " do Emily ", dawali pieniądze, kiedy o to prosiła czy choćby witali Gunsów z szerokim (wcale nie udawanym) uśmiechem na twarzy. Kochani opiekunowie Petterson bali się sami przed sobą przyznać "Kurcze, chyba mamy problem". Jednak nie ukrywajmy, jej to ani trochę nie przeszkadzało.
Rodzice Em tez się nie zmienili. Nadal byli bezradni w stosunku do córki. Young była dla nich nie do okrzesania. Robiła co chciała, chodziła gdzie chciała, spotykała się z kim chciała, a oni się na to wszystko zgadzali. Pewnie nie chcieli stracić pewnego rodzaju autorytetu. W końcu lepiej brzmi "Moja córka baluje całymi dniami, ale ja jej na to pozwalam" niżeli "Nie daję sobie rady z moją córką". Smutne to, ale tak było zawsze. Tylko, że wcześniej w nieco mniejszym stopniu.
A więc .. z racji "bez stresowego" wychowania, dziewczyny bez problemu otrzymały zgodę, na mieszkanie z chłopakami. " Mamo, jestem już dorosła " " Tato, będzie tam też Michelle " " Przecież znacie i lubicie chłopaków " " Wiecie, że i tak z nimi zamieszkam? ". Kilka trafnych argumentów, prośby, groźby i słodkie minki. I tak oto dziewczyny otrzymały najlepsze miejsca do oglądania spektaklu, zwanego " Guns N' Roses ".
No dobrze, to na tyle. Mam nadzieję, że wszystkie niejasności się wyjaśniły. Zapraszam na ciąg dalszy... 



____________________________________________________ Dobra. No i jest kolejny rozdział. Po miesięcznej nieobecności. Ale przynajmniej macie od nas prezent na Dzień Dziecka. Jeżeli chodzi treść. Taki trochę zapychacz, ale to celowo. Zdradzimy, że w następnym rozdziale będzie pewnego rodzaju przełom, a ten rozdział jest pewnego rodzaju przedmową. W każdym razie nam się nawet podoba. Michelle miała ubaw przy pisaniu. :D Specjalnie dla niektórych pojawia się Izzy także. :) Zapraszamy do czytania i zachęcamy do pozostawienia komentarzy. Każda opinia jest ważna, uwagi staramy się poprawić a pochwały zachęcają do pisania dalej. Miłego czytania!

7 komentarzy:

  1. Hhahahha pierwszy akapit, a tu taka niespodzianka. Chelle i Duff...Hahahah
    Też bym chciała mieć mieszkanie, jak Emily.
    /hahahahhah Steven! hahahhah
    Izzy nie ćpaj, no...Estranged Cię prosi :C.
    Hahahah Poison, te pedały, hahhah
    Zniszczyli płyty? ;OOOOOOOOOOOOO
    Łe, co te chłopaki nie wymyślą. U nas w szkole grali na lekcji w rozbieranego pokera, tj. pozdejmowane bluzy, zegarki, łańcuszki, bez wariacji! Ale oni i tak są pojebani.
    xD
    Hahahha zdziwienie chłopaków, bezcenne...
    Duff wynajął mieszkanie? :OOOO
    Wypił wino? Głupek......
    Hehehehe, Izzy <3<3<3<3<3
    I zaczyna się Guns N Roses! <3333333333
    Zajebiście, kochane, zajebiście. Nie mogę się doczekać kolejnego!

    OdpowiedzUsuń
  2. Okej, tak na szybko, bo mam mało czasu dzisiaj i musicie mi to, moje drogie, wybaczyć...
    Michelle i Duff są słodcy, Emily i Slash też są słodcy, miłość kwitnie i jest bosko. Domek mają, szczęśliwi są, ale niepokoją mnie dwa fakty (oczwiście w akcji, bo ogółem niczego nie brakuje ;*).
    Po pierwsze, Izzeusz ma odstawić te straszne narkotyki i nie częstować nimi ni - ko - go. Nikogo.
    A po drugie, to chłopaki źle zrobili, że nie przejrzeli umowy, tacy to są roztrzepani, a ja podejrzewam, że z tego będą jeszcze problemy.
    Życzę weny ;***

    OdpowiedzUsuń
  3. W wielkim trudzie, bólu i znoju powstał nowy rozdział na http://adlers-appetite.blogspot.com. Liczę, że wybaczysz długi zastój po przeczytaniu mojego cienkiego jak kompot ze ścierki usprawiedliwienia.

    Info ogólne: wszystkie Wasze nowe rozdziały przeczytam, nadrobię, jak tylko wrócę do krainy żywych istot funkcjonujących w naszej rzeczywistości, bo póki co, jestem w jakiejś równoległej i chujowej.

    OdpowiedzUsuń
  4. OMAGHGJAJ.
    Bardzo, ale to bardzo, naprawdę bardzo... mi się to kurwa podobało!
    Michelle już nie taka cnotka, hmhmhm! Jak pięknie :3
    Te szalone imprezy, sylwester z Gunsami, hyhy lubię takie klimaciki... Kto nie lubi? ;)
    No i wspólny domek! Jak słodko.
    Fajnie też, że zrobiłyście takie podsumowanie :) w miarę gładki przeskok o lata, że tak to ujmę XD Wiadomo, już mam ochotę czytać dalej, bo tak żeście skończyły XD
    Aaaa, mam jedną uwagę. No może nie tyle uwagę co... po prostu się przyczepię: trochę mnie 'zabolało' w oczy jak był opis ubioru Michelle. Ja się cieszę, że dajecie mi szansę szczegółowego wyobrażenia sobie jej wyglądu. ale chyba mało mi było potrzebna wiadomość o napisie na koszulce, you know XD Szczególnie, że niektóre opisy istotniejszych rzeczy są o wiele krótsze.
    Wybaczcie, pewnie przesadzam, ale mnie to jakoś uraziło w trakcie czytania :))
    Także no! Czekam na ciąg dalszy i weny życzę! ( razy 2 oczywiście XD)

    Hugs, Rocky.

    OdpowiedzUsuń
  5. No to się cieszę, że ci się podobało. A co do opisu. Został zawarty po to aby można sobie było wszystko dokładnie wyobrazić. Miło nam że dodałaś swoją opinię, jako jedna z nielicznych. To dla nas naprawdę bardzo ważne.

    OdpowiedzUsuń
  6. Podoba mi się coraz bardziej! Panuje fajny klimat. Imprezy te sprawy! :)
    Michelle nie jest już taka święta. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
    Tak na prawdę nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału!
    Życzę dużo, dużo weny. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. ZAKLINACZ PUDLI AHDHDKFKDHHSHSBDHFK HAHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHHA
    Ej, coraz lepsze jestescie. Serio. W stosunku do pierwszych rozdzialow jest wielki progress. Jestem z Was naprawde dumna, podoba mi sie coraz bardziej blyskotliwy humor i coraz wiecej ruchania.
    Smutno mi, ze moj Steven jest takim pudlem, jest calkiem inny od Stevena ode mnie z opowiadania. Coraz bardziej podoba mi sie Wasz Duff i oczywiscie Izzy, fragment z perspektywy Iz'a byl zdecydowanie najlepszy.
    Zrobcie cos ze Stevenem! :C
    Brakuje mi troche Slasha, w gruncie rzeczy totalnie nie wiem, jaki on jest w Waszym opowiadaniu. I z kazdym rozdzialem coraz bardziej utozsamiam sie z Emily, pewnie tez dlatego, ze ma takie piekne imie (ja mam takie samo, tylko polski odpowiednkk XD)
    Idzcie dalej w te strone, bo jest coraz lepiej :)
    Sciskam i caluje :*

    OdpowiedzUsuń